Chick Corea

Chick Corea
Kiedy odchodzą takie ikony, często po otrzymaniu smutnej wiadomości, pierwsze co przychodzi, to niedowierzanie. „Czy to nie fake? Dlaczego ktoś zmyśla takie newsy?” Kiedy już rozwiejemy swoje wątpliwości co do prawdziwości informacji, nadchodzi moment, w którym zamieramy w chłodnej akceptacji i refleksji. Zdajemy sobie sprawę, że właśnie przyszło pożegnać osobę żyjącą do tej pory jako ważna część historii, a wraz z tym kończy się pewna era. Tym trudniej jest się z tym pogodzić, kiedy nic nie wskazywało na możliwość takiego rozwoju sytuacji. 11 lutego 2021 roku, osobom związanym emocjonalnie z muzyką improwizowaną przyszło zmierzyć się z tym procesem. Dwa dni wcześniej – 9 lutego, z powodu rzadkiego nowotworu, zmarł Chick Corea. Informowało o tym oświadczenie wydane przez rodzinę muzyka, opublikowane na jego facebook’owym fanpage’u.

 

Wraz z odejściem ikonicznego artysty, przychodzi czas dla niezaznajomionych z jego osobą, do chociaż pobieżnego jej zaczerpnięcia, a dla już wcześniej ceniących sobie jego wkład w muzykę, do odświeżenia lub głębszego niż wcześniej zanurzenia się w jego twórczość. W przypadku takich tytanów pracy jak Chick Corea, to zadanie nie należy do najłatwiejszych. W ciągu swojej prawie 60 letniej kariery klawiszowiec wydał prawie 100 albumów, do czego możemy doliczyć jeszcze jego działalność jako sideman’a. Przy takim tempie pracy, czyli gęstym planie koncertów i często wydawaniu kilku albumów rocznie, może wydawać się, że niemożliwe jest utrzymanie stałego poziomu wydawnictw. Faktycznie część krytyków twierdzi, iż karierę Chicka cechują sporadyczne przestoje, w których powstawały nieciekawe kompozycje, pisane pod publikę.

Najwidoczniej Corea zdecydował się spojrzeć na komponowanie jako na grę liczb, im więcej wydań, tym większe prawdopodobieństwo stworzenia dzieła, które odniesie sukces. Widać to chociażby na przykładzie Jana Sebastiana Bacha, który ma na swoim koncie ponad 1000 kompozycji, z czego obecnie grany jest tylko niewielki wycinek. Nie wybieramy, za co jesteśmy znani. Nie umniejsza to oczywiście pasji i determinacji, jaka jest potrzebna, aby stworzyć wartościowe dzieło. W takim razie od czego należałoby, zacząć podróż z muzyką Chicka Corei? Prawdopodobnie nie ma odpowiedniej odpowiedzi na to pytanie.

Od lewej: Stanley Clarke, Al Di Meola, Chick Corea. Rok 1974, Return to Forever występujący na Onondaga Community College w Syracuse, Nowy Jork.

Kierunek jego rozwojowi nadały wczesne współprace, z Mongo Santamarią, co ugruntowało późniejszą chęć eksplorowania muzyki latynoskiej, czy np. ze słynnym Milesem Davisem. Z drugim z nich nawiązał współpracę po okazjonalnym zastąpieniu Herbiego Hancocka na jednym z koncertów drugiego wielkiego Kwintetu. To właśnie Miles zachęcił Chicka do skorzystania z elektrycznego pianina Rhodes, którego Corea z samego początku nie był największym fanem. Po pierwszych występach z instrumentem na Filles de Kilimanjaro, dalej wraz z Davisem, obok Herbiego Hancocka, na In a Silent Way eksperymentowali z wykorzystaniem E-Piano w kompozycjach.

 

Dobrym miejscem na rozpoczęcie, będzie również etap Return To Forever. W bardzo dynamicznej i często zmieniającej kierunek karierze klawiszowca, możliwe ze czas „powrotu do wieczności” był najbardziej stabilnym jeśli chodzi o kierunek twórczości. Po awangardowych przygodach z Milesem Davisem oraz krótkim epizodem z awangardowym Circle (z którym notabene i tak wydał 3 albumy), Corea stwierdził, że chce zacząć tworzyć bardziej przystępną muzykę. Po wstąpieniu do kościoła Scjentologicznego, poczuł potrzebę zbudowania silniejszej więzi z publicznością.

 

Chick jak i wielu innych jazzmanów, mówił o improwizacji jak o rozmowie. Jak sam mówi, najmocniej na takie jej postrzeganie wpłynęła jego współpraca z przyjacielem Herbiem Hancockiem, z którym po rozwiązaniu Return to Forver, udał się w trasę grając, akustycznie na dwa fortepiany. Ich rozmowy w improwizacji uchwycone zostały na Corea/Hancock z 1978 i An Evening with Herbie Hancock and Chick Corea z 1980.

 

W tak obszernym i zróżnicowanym materiale niemal niemożliwe jest wybranie tej jednej reprezentatywnej płyty. Na zapoznanie się z osobą Armando Anthonego Corei, potrzebne jest zdecydowanie więcej wysiłku i kilku godzin słuchania. Oprócz wyżej wymienionych: Chick Corea Elektric Band, Three Quartets, duo z Garym Burtonem czy My Spanish Heart będą dobrym wyborem (rzekłbym nawet, że obowiązkowym), na poznawanie tej inspirującej postaci. Oprócz słów „Jazz world has lost another Icon” należy wspomnieć pokrzepiające słowa samego Chicka Corei, które były ostatnim przesłaniem dla fanów i przyjaciół.

Pragnę podziękować wszystkim tym, których spotkałem na swojej drodze i którzy pomogli podtrzymywać muzyczny żar. Mam nadzieję, że ci, którzy mają ochotę grać, pisać czy występować (…) robią to. Jeśli nie dla siebie, to dla reszty z nas. Nie chodzi tylko o to, że świat potrzebuje więcej artystów, ale też, by zwyczajnie, dobrze się bawić. Do moich cudownych przyjaciół muzyków, którzy byli dla mnie jak rodzina od momentu, w którym się poznaliśmy: to było błogosławieństwo i honor uczyć się od was i grać ze wszystkimi z was. Moją misją zawsze było niesienie szczęścia jakim jest tworzenie w każdym miejscu, w którym mogłem, i robiłem to ze wszystkimi artystami, których niesamowicie podziwiam – to było bogactwo mojego życia

Jednak to jego muzyka, jest w stanie wyrazić Chicka lepiej, niż mogłyby to zrobić jakiekolwiek słowa.

Bartłomiej Patla