10 najciekawszych wydarzeń w polskim futbolu minionej dekady – STRZAŁ w 10.
grafika: Olga Milak
Mijająca dekada upłynęła pod znakiem wielu ważnych momentów w polskim futbolu. Można byłoby wymieniać w nieskończoność wydarzenie za wydarzeniem, więc redakcja programu Polska Kopana postanowiła wybrać te najciekawsze, którymi żyła cała piłkarska Polska
JESIEŃ 2010 – LECH POZNAŃ W LIDZE EUROPY
fot. https://www.lechpoznan.pl/
Gdy po 16 latach, Lech Poznań zdobył mistrzostwo, celem była oczywiście Liga Mistrzów. Plany na awans do Champions League pokrzyżowała „Kolejorzowi” Sparta Praga. Po pokonaniu ukraińskiego Dnipro, „Duma Wielkopolski” dostała się do fazy grupowej Ligi Europy. Lechici trafili do grupy śmierci z Juventusem, Manchesterem City oraz Red Bullem Salzburg. Bardzo mocna grupa, ale Lechowi nie była straszna. Drużyna z Poznania pierwszy mecz grała z Juventusem w Turynie i przywiozła z Włoch 1 punkt, remisując 3:3, a później na własnym stadionie również remisowali z Juve 1:1. Salzburg w ogóle nie sprawił „Kolejorzowi” problemów, bo lechici wygrali oba mecze z Austriakami. Przegrali tylko w trzeciej kolejce z Manchesterem City 1:3, po to żeby w czwartej zrewanżować się i wygrać… 3:1.
Do historii naszego rodzimego futbolu przejdzie słynna bramka z dystansu Mateusza Możdżenia. Mając 11 punktów, czyli tyle samo co pierwszy w grupie zespół ”The Citizens”, Lechici awansowali z drugiego miejsca. Odpadli w 1/16 finału z portugalską S.C. Braga ( póżniejszy finalista tej edycji). Trenerem Lecha był Jose Mari Bakero, a gwiazdami ówczesnego składu: Bartosz Bosacki, Manuel Arboleda, Semir Stilic, Sierhiej Krivec, Sławomir Peszko czy Artjoms Rudnevs (autor pięciu bramek dla Lecha w Lidze Europy).
SEZON 2011/2012 – ŚLĄSK WROCŁAW MISTRZEM POLSKI!
fot. flickr.com
Ostatni mecz sezonu 2011/2012 T-Mobile Ekstraklasy. Wszystkie mecze rozgrywane o tej samej porze. Śląsk mierzy z Wisłą w Krakowie. Kibice trójkolorowych od rana opanowali stolice Małopolski. Bezpośrednim rywalem w walce o mistrzostwo kraju był Ruch Chorzów, który już w 20 minucie meczu z Lechią Gdańsk strzelił dwa gole i na tamten czas to on był mistrzem kraju. Remis zawodnikom Śląska nie wystarczył, musieli wygrać.
Piłkarze WKS-u w przerwie chyba się dowiedzieli, że muszą wygrać te spotkanie jeśli chcą zostać mistrzami Polski. Chwile po wznowieniu gry, bramkę po asyście Sebastiana Mili zdobył Rok Elsner. Szalony mecz, race na stadionie, kibice skandują „Mistrz, Mistrz WKS!”, kibice Wisły, buczą na swoich zawodników, żeby CI troszkę odpuścili i dali Śląskowi zdobyć mistrzostwo. Udało się dowieźć 1:0 do końca meczu. Trenerem „trójkolorowych” był wówczas niezwykle doświadczony i charyzmatyczny Orest Lenczyk i to dzięki niemu Śląsk Wrocław po 35 latach przerwy po raz drugi został mistrzem.
MAŁOMIASTECZKOWI W EKSTRAKLASIE – HISTORIA TERMALIKI BRUK BET NIECIECZA
Druga dekada XXI wieku przyniosła wiele piłkarskich niespodzianek. We Francji w 2012 roku mistrzostwo padło łupem Montpellier HSC, które po prostu nie pasowało do towarzystwa ówczesnych dominatorów z wielkich metropolii jak Lyon, Lille czy Paryż. W Bundeslidze nieźle radziła sobie drużyna z Hoffenheim, awansując nawet do Ligi Europy UEFA, zaś polskim odpowiednikiem „farmerów” byli piłkarze z Niecieczy.
Termalica Bruk-Bet Nieciecza (dzisiaj Bruk-Bet Termalica) to drużyna z miejscowości liczącej zaledwie 750-ciu mieszkańców. Sama miejscowość położona w gminie Żabno również zadziwia. Pomimo małej populacji miejscowość posiada… kino 5D oraz teatr. Jednak najbardziej charakterystycznym punktem miejscowości jest, wyłaniający się z pól kukurydzianych, stadion. Obiekt ten należy do wspomnianej wcześniej drużyny, która w 2015 roku znalazła się na ustach wszystkich. 30 maja, po pokonaniu u siebie Pogoni Siedlce 2-0 Niecieczanie awansowali do Ekstraklasy. Chociaż opowieść o tej drużynie zacząć należy nieco wcześniej. W sezonie 2004/05 drużyna zostaje przejęta przez prezesa Bruk-Bet Sp. Z o. o. Krajowy potentat w produkcji kostki brukowej, którego siedziba znajduje się właśnie w Niecieczy, postanowił dać miejscowości oraz całej okolicy drużynę z prawdziwego zdarzenia. 5 lat później zespół z małej miejscowości debiutuje na szczeblu centralnym – w drugiej lidze, a już w debiutanckim sezonie notuje awans do I ligi.
Stadion wśród pól fot. bruk-bet.pl
Termalica awansować do ekstraklasy mogła już dwa lata wcześniej. W przedostatniej kolejce sezonu 2012/13 podejmowała u siebie Olimpię Grudziądz. Wygrana dawała „Słoniom” (przydomek piłkarzy Termaliki) upragniony awans. Przez większość spotkania Niecieczanie prowadzili 1-0, aż w doliczonym czasie gry wszyscy piłkarze Olimpii ruszyli w pole karne, aby rozegrać ostatni w trakcie meczu rzut rożny. Gola na wagę remisu zdobył… bramkarz Olimpii Michał Wróbel, a mecz zakończył się remisem. W ostatniej kolejce Termalica przegrała z Flotą Świnoujście i zajęła trzecie miejsce w lidze.
Upragniony awans przyszedł dwa lata później. Nieciecza z marszu stała się najmniejszą miejscowością w Europie, która miała swojego przedstawiciela w najwyższej klasie rozgrywkowej ligi piłki nożnej.
Wspomniane kino, teatr oraz stadion są dziełem Prezesa Bruk-Betu – Krzysztofa Witkowskiego oraz jego żony, prezes klubu, Danuty Witkowskiej. Wobec dzisiejszych problemów związanych z infrastrukturą drużyn z dużo większych miejscowości, jak na przykład Sandecja Nowy Sącz (która, co ciekawe, grając w ekstraklasie rozgrywała swoje spotkania w Niecieczy) czy Rakowa Częstochowa, należy zwrócić specjalną uwagę na obiekt Bruk-Betu. Prezes klubu od początku postawiła sprawę jasno – drużyna musi rozgrywać mecze domowe w Niecieczy, dlatego właśnie powstał obiekt mieszczący ponad 4,5 tysiąca kibiców.
Wszechobecny w Niecieczy słoń. Fot.: polskielogo.pl
W pierwszy sezonie drużyna zajęła trzynaste, dające utrzymanie, miejsce w Ekstraklasie. Kolejny sezon był prawdziwą niespodzianką. Bruk-Bet Termalica zajęła 7 miejsce w sezonie zasadniczym, co oznaczało wejście do górnej ósemki i realną szansę nawiązania walki o europejskie puchary. Koniec końców drużyna zajęła, fenomenalne, ósme miejsce. Niestety były to dobre złego początki. W swoim trzecim sezonie w ekstraklasie drużyna zajęła przedostatnie miejsce w Ekstraklasie i powróciła do I ligi, gdzie znajduje się do dziś. Drugą drużyną, która opuściła Ekstraklasę po sezonie 2017/2018 była Sandecja Nowy Sącz. Spadły zatem obie drużyny, których dom stanowił stadion pośród kukurydzy.
Przygoda tej drużyny z ekstraklasą przyniosła nam szereg anegdot. Najsłynniejszą była chyba zmiana godziny Mszy Świętej przez miejscowego księdza, z powodu rozgrywanego w tym samym czasie meczu. Dzięki wspomnianemu sezonowi 2017/2018 i dwóm drużynom grającym na tym stadionie na trwale przyjęło się stwierdzenie „Derby Gminy Żabno”. Jednak piłkarzom, kibicom, mieszkańcom i właścicielom klubu nigdy nie chodziło o stworzenie „ciekawostki”. Od początku projekt zakładał awans i jak najlepszą grę w Ekstraklasie. Projekt trwa dalej, chwilowo wrócił do poprzedniego punktu. Jednak znając opór Państwa Witkowskich możemy się spodziewać, że „Słonie” jeszcze w ekstraklasie zagrają.
UPADKI ZASŁUŻONYCH KLUBÓW
Druga dekada XXIw. była przepełniona w upadki niegdyś wielkich ligowych firm. Problemy licencyjne, fatalne decyzje działaczy czy ogromne długi – to tylko jedne z przyczyn degrengolady niegdyś wielce zasłużonych polskich zespołów. Niektóre z nich się podniosły, inne pozostają na peryferiach futbolu.
Najświeższy przypadek upadłego klubu to Ruch Chorzów. Czternastokrotny Mistrz Polski jeszcze kilka lat temu zaliczał się do ścisłej czołówki Ekstraklasy. W sezonie 2011/2012 świętował wicemistrzostwo kraju, a dwa sezony później stanął na najniższym miejscu podium. W następnych sezonach klub przeżywał ogromny kryzys finansowy. Bałagan organizacyjny i spore długi doprowadziły do trzech kolejnych degradacji, przez co obecnie „Niebiescy” występują w III lidze (czwarty szczebel rozgrywkowy). Kłopoty finansowe, kłotnie włodarzy z kibicami i ujemne punkty z powodu długu licencyjnego spowodowały, że o mały włos Ruch nie wycofał się z rozgrywek III ligi. Na tą chwilę zawodnicy z górnego śląska zajmują drugie miejsce i walczą o to, aby na stulecie klubu, które będzie celebrowane w przyszłym roku, Ruch powrócił na szczebel centralny.
fot. http://www.ruchchorzow.com.pl/
Nie można zapomnieć o Polonii Warszawa. W sezonie 1999/2000 drużyna ze stolicy wywalczyła mistrzostwo Polski. Jeszcze w 2009 roku reprezentowała nas w europejskich pucharach. Kłopoty „Czarnych Koszul” rozpoczęły się wraz z odejściem właściciela Józefa Wojciechowskiego, który przez lata finansował klub. Wojciechowski przez kilka sezonów nie szczędził wydawania gotówki na nowych piłkarzy i trenerów. W pewnym momencie zrezygnował z finansowania swojej „zabawki” i odsprzedał klub Ireneuszowi Królowi.
Nowy właściciel najpierw chciał przenieść klub ze stolicy do Katowic, później wyprzedał większość drużyny, skład uzupełniając mniej znanymi piłkarzami. Pomimo ciągłych osłabień i braku jakichkolwiek wypłat Polonii udało się zająć ostatecznie 6. miejsce w ekstraklasie w sezonie 2012/2013. Ireneusz Król co rusz obiecywał zawodnikom i kibicom stołecznego klubu, że „kasa będzie jutro”. „Królu złoty, gdzie są banknoty?”, koszulkami z takim hasłem żegnali niedoszłego zbawcę „Czarnych Koszul” piłkarze po ostatnim ligowym meczu z Piastem Gliwice. Przez właściciela, który nie przelał ani złotówki na klub, Polonia ogłosiła upadłość i rozpoczęła rozgrywki 2013/2014 od IV ligi.
Od kilku lat warszawski zespół próbuje awansować na szczebel centralny, ale bezskutecznie tuła się po III lidze. Co najsmutniejsze, nie wygląda na to, żeby szybko miał się stamtąd wydostać. „Czarne Koszule” po raz kolejny zmagają się z problemami finansowymi, a ostatnio pojawiła się informacja, że jeden z wierzycieli złożył wniosek o upadłość likwidacyjną spółki.
Kłopoty finansowe nie ominęły dwukrotnego mistrza kraju Polonii Bytom, która wycofała się w sezonie z 2013/2014 z II ligi, a po kilku latach odbudowy, awansowała przed trwającym sezonem do III ligi. Od początku swoją markę musiał budować Zawisza Bydgoszcz. W 2014 roku bydgoski klub zdobył Puchar Polski i reprezentował nasz kraj w europejskich pucharach. Z powodu zawirowań związanych ze zmianą właściciela sezon 2016/2017 Zawisza rozpoczął na najniższym szczeblu rozgrywkowym, w B klasie. Na szczęście bydgoszczanie notują regularne awanse i są już w czwartej lidze.
Odbudowały się kluby z Łodzi. W sezonie 2013/2014, ŁKS z powodu problemów finansowych i infrastrukturalnych rozpoczął swój byt od nowa w IV lidze. Sumienna praca i konsekwentne awanse rok po roku sprawiły, że dzisiaj możemy obserwować Łódzki Klub Sportowy w Ekstraklasie. Widzew niemal powtórzył historię ŁKS-u. Po spadku z ekstraklasy w sezonie 2013/2014 klubu nie było stać na spłatę bieżących należności, co doprowadziło do przedwczesnego wycofania się z rozgrywek 1. ligi.
W sezonie 2015/2016, Widzew podobnie jak rywale z miasta musiał rozpoczynać rywalizację od IV ligi. Obecnie klub przy ul. Piłsudskiego występuje w II lidze, ale jego aspiracje na przyszłość są dalekosiężne. Z nowym, pięknym stadionem na który przychodzi 18 tysięcy kibiców oraz z budżetem na poziomie klubu z ekstraklasy, Widzew chce za dwa lata wrócić do elity.
11 PAŹDZIERNIKA 2014. ELIMINACJE DO EURO 2016. POLSKA-NIEMCY 2:0
fot. pzpn.pl
Nie tylko najważniejszy mecz tej dekady Reprezentacji Polski, ale chyba nawet XXI wieku. Bramki dla reprezentacji Polski strzelali Arkadiusz Milik i Sebastian Mila. Polscy kibice ze łzami w oczach cieszyli się ze zwycięstwa, a Mateusz Borek, który komentował ten mecz po drugiej bramce stracił głos krzycząc: Polska 2, a Niemcy 0. Warszawa, Stadion Narodowy, gramy z mistrzami Świata i wygrywamy, tego meczu po prostu nie da się nie pamiętać. Nie trzeba długo rozwodzić się nad tym meczem, po prostu przeżyjmy to jeszcze raz.
CZERWIEC 2016 – POLSKA W ĆWIERĆFINALE MISTRZOSTW EUROPY
fot. https://www.laczynaspilka.pl/
Po niedosycie związanym z Euro 2008 i przede wszystkim z turnieju w 2012, podczas którego pełniliśmy rolę gospodarza, do trzecich z rzędu Mistrzostw Europy przystępowaliśmy z dużymi nadziejami. Rozbudzone były one dobrymi eliminacjami, gdzie pokonaliśmy Niemców na Stadionie Narodowym, wyeliminowaliśmy między innymi Irlandię oraz Szkocję. W grupie zajęliśmy drugie miejsce, ustępując jedynie mistrzom świata (w drugim meczu Niemcy pokonali naszą reprezentację we Frankfurcie 3:1). Kibice nad Wisłą liczyli na przełamanie schematu mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor, który towarzyszył nam na wszystkich dotychczasowych imprezach w XXI wieku.
Nadzieje na dobry wynik podsycane były z dnia na dzień. Grupa, do której trafiliśmy nie należała do najbardziej wymagających. Co prawda byli w niej Niemcy, jednak dwa lata wcześniej udowodniliśmy, że potrafimy przeciwko zachodnim sąsiadom grać. Poza nimi zmierzyliśmy się z Irlandią Północną i Ukrainą, a więc drużynami nie należącymi do europejskiej czołówki.
12 czerwca 2016 w słonecznej Nicei podopieczni trenera Nawałki zmierzyli się z Irlandią Płn. Mecz przebiegał pod dyktando biało-czerwonych i zakończył się wynikiem 1:0, dzięki bramce strzelonej przez Arkadiusza Milika. Wobec nowego formatu Mistrzostw (24 drużyny zamiast szesnastu oraz dodanie fazy 1/8 finału) remis w jednym z kolejnych spotkać praktycznie zapewniał nam wyjście z grupy.
4 dni później na Stade de France, przy ponad siedemdziesięciotysięcznej publiczności podejmowaliśmy Niemców. Podczas tego spotkania narodziła się krótkotrwała legenda Michała Pazdana, który skutecznymi odbiorami i interwencji w obronie mocno przyczynił się do zdobycia jednego punktu, dającego nam upragnione wyjście z grupy. Wynik 0:0 sprawił, że awansowaliśmy do kolejnej fazy wielkiego turnieju pierwszy raz od trzydziestu lat.
W ostatnim spotkaniu fazy grupowej Polacy podejmowali w Marsylii Ukrainę. Po bramce wprowadzonego na plac gry po przerwie Błaszczykowskiego pokonaliśmy sąsiadów zza wschodniej granicy. Ostatecznie zajęliśmy w grupie drugie miejsce i w walce o ćwierćfinał podejmowaliśmy Szwajcarię.
W spotkaniu tym znów błysnął Kuba, dając nam prowadzenie w 39’ minucie. Polacy grali odważnie oraz konsekwentnie w obronie, jednak w międzyczasie cudownym uderzeniem z przewrotki popisał się Xherdan Shaqiri, doprowadzając do wyrównania i dogrywki. W niej dużo lepsze okazje mieli Szwajcarzy. Niesamowitymi interwencjami popisywał się jednak Łukasz Fabiański.
Legendarna już interwencja Fabiańskiego. Fot.Reuters
Koniec końców Polacy awansowali do ćwierćfinału po rzutach karnych, w których pomylił się Granit Xhaka.
W ¼ finału los skojarzył naszych piłkarzy z Portugalią. Mecz zaczął się fenomenalnie, ponieważ już w drugiej minucie Lewandowski wykorzystał podanie w pole karne i pewnym strzałem pokonał Rui Patricio. Niestety, już w 33 minucie wyrównał Renato Sanches i znów mieliśmy dogrywkę oraz rzuty karne. Tym razem pomylił się Jakub Błaszczykowski, którego strzał obronił portugalski goalkeeper. Polacy zostali jedną z ośmiu najlepszych drużyn na Starym Kontynencie, Adam Nawałka stał się bohaterem, drużyna witana była owacjami. Warto dodać, że Portugalia, która wyeliminowała naszych zawodników, wygrała cały turniej i została Mistrzem Europy 2016.
JESIEŃ 2016 – LEGIA WARSZAWA W LIDZE MISTRZÓW
fot. Legia.net
Rok 2016 był niezwykle wyjątkowy w historii naszego futbolu. Reprezentacja Polski awansowała do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a po 20 latach przerwy, w końcu, mistrz kraju awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Można mówić, że Legia Warszawa miała szczęście w losowaniu, eliminując po drodze irlandzki Dundalk, ale awans i tak można uznać za ogromny sukces. Tyle lat czekania w końcu się opłaciło i mogliśmy usłyszeć polską drużynę nucącą słynną ”kaszankę” czyli hymn Ligi Mistrzów.
Legioniści w Champions League rywalizowali z tuzami europejskiego futbolu: Realem Madryt i Borussią Dortmund, a także ze Sportingiem Lizbona. Pierwsze trzy spotkania były brutalną weryfikacją Legionistów: trzy porażki z BVB (0:6), ze Sportingiem (0:2) i z Realem (1:5). Dopiero gdy trenerem Legii został Jacek Magiera, zadziałał efekt nowej miotły. Legia zremisowała u siebie z Realem 3:3, choć szkoda, że przy pustych trybunach, spowodowanych złym zachowaniem kibiców. Później porażka z Borussią 4:8, w meczu z największą ilością strzelonych bramek w LM. W meczu o pozostanie w europejskich pucharach, Warszawianie pokonali u siebie Sporting Lizbona 1:0, co było pierwszym zwycięstwem polskiego zespołu od 1996r. i zwycięstwa Widzewa ze Steauą.
Ogromne pieniądze zarobione przez Legię miały uczynić z tego zespołu hegemona w kraju i zespół regularnie będzie grać w Lidze Mistrzów. Niestety konflikt właścicielski Bogusława Leśnodorskiego z Dariuszem Mioduskim doprowadził do utraty pieniędzy przez klub z Warszawy. Legioniści pod wodzą Mioduskiego, który przejął udziały w ostatnich latach delikatnie mówiąc chluby w Europie nie przynieśli. Kompromitujące wpadki z tak egzotycznymi klubami jak Sheriff Tiraspol (Mołdawia), Astana (Kazachstan) czy sławetne Dudelange (Luksemburg) są plamą w historii 13-mistrza Polski.
Od udziału ostatniej polskiej drużyny w fazie grupowej europejskich pucharów czyli właśnie Legii z sezonu 2016/2017 poczekamy czwarty rok.
DEKADA STOPNIOWEGO UPADKU CZYLI HISTORIA WISŁY KRAKÓW W PIGUŁCE
fot. https://www.wisla.krakow.pl/
Jeszcze na początku mijającej dekady, w 2011r. Wisła Kraków cieszyła się z mistrzostwa kraju. Właściciel Wisły i prezes Telefoniki, Bogusław Cupiał stworzył z Białej Gwiazdy hegemona polskiej piłki klubowej, wygrywając Ekstraklasę 8 razy. Przy Reymonta 22 od lat działano na zasadzie „Liga Mistrzów albo śmierć”. Czalę goryczy przelał ostatni brak awansu do Champions League.
Przeinwestowanie w klub spowodowało, że Wisła wpadła w spiralę długów, których zasypujący dotąd każdą budżetową dziurę Cupiał nie zamierzał już pokrywać. Latem 2016 roku oddał Wisłę, a jej długi wynosiły kilkanaście milionów złotych. I później zaczęły się dziać straszne rzeczy. Cupiał sprzedał klub cieszącemu się wątpliwą reputacją Jakubowi Meresińskiemu, który okazał się być oszustem. Rządził w Wiśle kilka tygodni, ale zdążył w tym czasie doprowadzić działalność spółki na skraj przepaści.
Po tym krótkim okresie czasu, szybko się okazało, że Meresiński był nie tylko nieprzygotowany do prowadzenia klubu, ale zostając jego właścicielem, posłużył się sfałszowanymi gwarancjami bankowymi od potencjalnych sponsorów. Z kasy krakowskiego klubu zdołał wyprowadzić kilkaset tysięcy złotych. Na szczęście oszust został złapany na gorącym uczynku i skazany. Wisłę z rąk Meresińskiego przejęło Towarzystwo Sportowe ”Wisła”, co później okazało się dla klubu zejściem z deszczu pod rynnę.
Nowy zarząd na czele z Ludwikiem Mięttą-Mikołajewiczem, Marzeną Sarapatą i Damianem Dukatem doprowadził do jeszcze większej katastrofy finansowej, która mogła okazać się gwoździem do trumny dla klubu. Pozwolono m.i.n też na to aby z tylnego siedzenia Wisłą rządził ”Misiek”, gangster i szef kibicowskiej grupy Wisła Sharks, co opisał w swojej książce ”Wisła w ogniu” reporter Superwizjera, Szymon Jadczak.
Po drodze pojawił się kabaret z przejęciem klubu za 1 euro przez tercet egzotyczny Vanna Ly- Mats Hartling- Adam Pietrowski. Ten pierwszy podawał się za członka kambodźańskiej rodziny królewskiej, znał się z papieżem Janem Pawłem II i za rekina branży nieruchomościowej. Hartling miał zarządzać dużym funduszem finansowym, a Pietrowski miał być wziętym agentem piłkarskim. W trójkę obiecywali prezydentowi miasta, Jackowi Majchrowskiego, jak i piłkarzom i kibicom, że nie tyle co wydobędą Wisłę z finansowego dna, ale i zrobią z nich drugi Manchester City.
Obowiązkiem przejęcia Białej Gwiazdy przez trójkę enigmatycznych dżentelmenów miał być przelew w wysokości 12 mln euro, ale Vanna Ly „tajemniczo” zachorował podczas lotu do Nowego Jorku i obiecanych pieniędzy nie przelał, a później słuch po nim zaginął. Wisła w ostatniej chwili uwolniła się od oszustów, a 14 stycznia 2019r. nowymi właścicielami klubu zostali piłkarz Jakub Błaszczykowski oraz biznesmeni Jarosław Królewski i Tomasz Jażdżyński.
Drużyna z Krakowa regularnie stara się spłacić horrendalny dług, który wynosi ok. 28 mln zł. Aby klub nie ogłosił upadłości, Wisła musi utrzymać się w tym sezonie w Ekstraklasie. W tej chwili zespół znajduje się w strefie spadkowej i nie zanosi się, żeby mógł się z niej szybko wydostać. Spadek do 1.ligi sprawi, że ten utytułowany zespół zniknie z mapy Polski na wiele lat.
MAJ 2019 – PIAST GLIWICE MISTRZEM POLSKI
fot. https://www.piast-gliwice.eu/
Najbardziej sensacyjny mistrz Polski w historii naszej rodzimej Ekstraklasy. Nie było drugiej takiej drużyny jak Piast, która sezon wcześniej do ostatniej kolejki toczyła walkę o utrzymanie, by rok później triumfowała na koniec rozgrywek. Jeżeli do kogoś można porównać sukces Piastunek to od razu nasuwa się do głowy przypadek Leicester City z sezonu 2015/2016. ”Lisy” podobnie jak Gliwiczanie rok wcześniej walczyła o utrzymanie, by sezon później zszokować cały piłkarski świat i wygrać Premier League kosztem wielkich potentatów.
„Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” – tak można podsumować walkę Piasta o tytuł. Przez całe rozgrywki o mistrzostwo kraju rywalizowały ze sobą Legia Warszawa z Lechią Gdańsk, by na końcu podzielił ich zespół z Gliwic. Niezaprzeczalny warsztat trenerski pokazał Waldemar Fornalik, który stworzył drużynę trudną do zatrzymania w końcówce sezonu (Piast wygrał 13 z ostatnich 16 spotkań). Tym samym szkoleniowiec przypomniał, że jest świetnym trenerem, pomimo klapy w poprzednich latach z reprezentacją Polski. Mistrzowski Piast to przede wszystkim szczelna defensywa z bramkarzem Plachem, najlepszym obrońcą sezonu, Sedlarem, a także Czerwińskim czy Kirkeskovem.
Sukcesu Piasta nie byłoby bez udziału Joela Valencii, najlepszego gracza sezonu. Na skrzydłach akcje kreowali Martin Konczkowski, Jorge Felix czy Gerard Badia. W ataku niezawodny w kluczowych momentach był Piotr Parzyszek. Tak prezentował się trzon zespołu, który doprowadził do historycznego, pierwszego triumfu Piasta w rozgrywkach i pierwszego od sezonu 1988/1989 triumfu drużyny z górnego śląska. Szkoda, że Piastunki jak Leicester nie podbiły Europy w następnym sezonie, ale to już opowieść na inną historię.
ROBERT LEWANDOWSKI – SNAJPER DEKADY
fot. pzpn.pl
W sztosach dekady nie mogło zabraknąć kapitana reprezentacji Polski oraz najlepszego polskiego piłkarza w historii czyli Roberta Lewandowskiego. W tej chwili najbardziej znanego polskiego piłkarza i jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego napastnika na świecie. Szczególną dumą napawa Polaków to, że Robert wyjechał do Niemiec i tam został najlepszym zawodnikiem Bundesligi pobijając przy tym wiele rekordów.
Lewandowski został pierwszym obcokrajowcem w historii Bundesligi, który strzelił w niej 200 goli. W zakończonym sezonie 2018/2019, Lewandowski wystąpił łącznie w 47 meczach Bayernu strzelając w nich 40 goli i zdobył siódme w swojej karierze, a piąte z rzędu w barwach Bayernu mistrzostwo Niemiec. Jeżeli chodzi o Bundesligę to pobił ich już tyle, że sam pewnie wszystkich nie pamięta, a patrząc na Ligę Mistrzów to tylko w tym sezonie ma już 10 bramek i póki co jest liderem klasyfikacja strzelców, a w tabeli wszystkich najlepszych strzelców w historii jest na piątym miejscu (63 bramki) i pewnie jeszcze uda mu się dogonić i przegonić Raula oraz Benzemę, wtedy będzie na 3 miejscu wśród piłkarzy (pierwsze dwa zajmują Ronaldo i Messi) i pierwszym wśród ludzi
Kariera Roberta to nie tylko klub, ale także, a pewnie dla wielu przede wszystkim reprezentacja. W tym roku jedziemy na 3 kolejny wielki turniej kiedy to RL9 jest naszym kapitanem. Jeżeli ktoś nie wierzy w magię cyfr, to wystarczy włączyć mecz Roberta. Jest on nie tylko maszynką do strzelania bramek, to on układa całą grę w ofensywie, a takie mecze jak ostatnio np. ze Słowenią czy z Crveną Zvezdą w Lidze Mistrzów najlepiej pokazują jak ważną częścią drużyn, w których gra jest Robert Lewandowski.
Profesjonalista, który w okresie przygotowawczym nie je mięsa, ma trenera od snu, który nakazuje mu spać tylko na lewym boku i nie wnosić do sypialni telefonu czy laptopa, pokazuję tylko że napastnik Bayernu jest tytanem pracy, a my Polacy dumnie oglądamy jego występy oby jak najdłużej.
Przygotowała
Redakcja Polskiej Kopanej