Audioriver – relacja

Audioriver –  relacja
Audioriver od 2 lat stacjonuje w Łodzi na przepastnych błoniach. Tak duża przestrzeń jest konieczna, gdyż spokojnie można rzec, że jest to największy festiwal muzyki elektronicznej w Polsce, a nawet w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Ostatnimi laty twórcy wyciągają jednak rękę (a może raczej ucho) w kierunku innych gatunków i różnorodnych artystów. Przedstawimy Wam naszych faworytów tegorocznej, 19. edycji. Uwierzcie było w czym wybierać. W tym roku teren festiwalu tworzyło bowiem 6 głównych i 5 pomniejszych scen. Przyjrzyjcie się mu razem z nami!

Sceny Kosmos i Park

Na ogromną pochwałę zasługują sceny w parkowe, dostarczające rozmaitych doznań muzycznych. Ich wszechstronność najlepiej dało się poznać w ostatni dzień imprezy, gdy wszystkie trzy serwowały techno, DNB i house. Dzięki bogactwu wyboru zatrzymaliśmy się na każdej z nich.

Jedna ze scen, Kosmos, skupiała swoją uwagę na drum ‘n bass oraz techno. To właśnie tam świetny popis, wraz z hypemanem, dała brazylijska ikona sambassu, czyli dj Marky. W tym samym miejscu rozgrzewali nas też między innymi świetna polska DJka, obecnie na stałe mieszkająca w Londynie – dogheadsurigeri, czy duo z Rudy Śląskiej – Penera. Ci drudzy swoje taneczne, pełne energetyzujących dźwięków sety wzbogacali dodatkowo o wstawki z klasyków polskiego Internetu. Na scenie Kosmos można było usłyszeć także berlińskie, sprężynowe granie od MCR-T’ego. Przy jego występie należało mieć nastawione uszy – oprócz szybkiej muzy, oferował nawijkę na żywo oraz mnóstwo humoru. Nie można również nie wspomnieć o jego zaskakujących asach z rękawa! Jednym z nich było zapodanie publice słynnego kawałka Scatmana Johna – Scatman’s World.

Z przyjemnością wspominamy również Scenę Park. Była ona głównie skupiona na housie oraz techno. W piątkowy wieczór z dumą otworzył ją MIHVU, budując nieziemską atmosferę, która parowała tam dalej podczas dusznych, festiwalowych wieczorów. Nieprzypadkowo mówimy zresztą o duchocie… Można pomyśleć, że chodzi o warunki atmosferyczne, spowodowane przez niegroźne deszcze, jednak to nie mżawka była głównym sprawcą pogodowego zamieszania! Duszne Granie, bo to ich chcemy wyróżnić, rozgrzali parkiet uśmiechem i ciepłem, które biło od nich samych, jak i od ich czarującej selekcji muzycznej. Hubert Grupa Łukasz Kowalka już na scenie zarażali radością, a w ich występie było słychać wachlarz bezcennych wartości, o których możecie posłuchać poniżej:

Sceny namiotowe

Na jednej ze scen namiotowych, Circus, wyczekiwaliśmy koncertu Mall Graba, który był dla każdego z nas ważnym elementem w lineupie. Australijczyk nie zawiódł, wręcz przeciwnie – rozkochał nas w sobie jeszcze bardziej. Zagrał sporo numerów z płyty What I Breathe, i pokazał zupełnie inne spojrzenie na to wydanie – dużo bardziej intymne, czym sprawił, że ze wzruszeniem będziemy wracać do kolejnych odsłuchów tego albumu. 

Nowością był dla nas artysta, którego występ rozpoczął się kilka godzin później – Funk Tribe. Znaliśmy jego kompozycje, jednak nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Kolumbijski DJ grał szybko i gdy wydawało nam się, że szybciej już się nie da, to jeszcze dodawał do pieca Euforycznie przyjęliśmy jego brzmienie i z ogromną chęcią braliśmy udział w tym wyjątkowym spektaklu. Funk Tribe słynie z mieszania trance’u, techno oraz eurodance’u, przez co jego sety są pełne najróżniejszych emocji. Najczęściej jednak wywołują one nieograniczoną radość. Tym występem zakończyliśmy pierwszy dzień na Audioriverze. Już wtedy wiedzieliśmy, że gdy w sobotę wrócimy na teren festiwalu i znów zawitamy na scenę Circus, będziemy w wybitnie tanecznej formie.

Rzeczywiście tak się stało, bo mocnymi dźwiękami rozgrzała nas Sara Landry – jedna z najlepszych na świecie DJek hard techno. Następnie czekał na nas występ I Hate Models  gwiazdy, którą wszyscy chcieliśmy zobaczyć. Francuz rozpoczął granie o 4 nad ranem, jednak nie brakowało nam wytrwałości, aby zachwycać się jego popisami. Szybkie i ciężkie brzmienia techno przeplatały się z muzyką metalową. W trakcie jego seta usłyszeliśmy takie kawałki, jak Chop Suey! grupy System Of A Down oraz Can You Feel My Heart Bring Me The Horizon. Oba utwory nabrały elektronicznej odsłony, dzięki czemu brzmiały bardzo świeżo. W ten nieoczywisty sposób I Hate Models zakończył drugi dzień festiwalu, a także występy na scenie Circus.

Na drugim namiocie, Studio, najbardziej rozgrzał nas TVB w towarzystwie Guest Julki i Jakuba Bryndala. Artyści po raz pierwszy wystąpili w takim składzie i obiecali, że to nie koniec ich wspólnych poczynań. Więcej od nich możecie usłyszeć tutaj:

Scena główna

Główna scena, mieszcząca pod sobą tysiące ludzi i zaskakująca rozmachem, serwowała występy największych artystów, takich jak Tiesto. W nocnym szaleństwie nie przeszkodził nawet deszcz i chłodniejsza temperatura podczas pierwszego dnia festiwalu. Zresztą jak można przejmować się warunkami atmosferycznymi, gdy na scenie gra prawdziwa legenda muzyki elektronicznej? Choć wiedzieliśmy, czego się spodziewać, w żadnym wypadku nie zepsuło nam to zabawy. Z niecierpliwością i dziecięcą radością wyczekiwaliśmy na każdy kolejny ruch DJa.

Występ Tiesto poprzedziła Charlotte de Witte, która roztańczyła nas swoją wspaniałą energią. DJka pokazała, że nawet tak surowe i ciężkie gatunki, jak hard techno, gdzieś w środku są czułe i serdeczne.

Wykonawcą, który zmiótł naszą całą ekipę z powierzchni ziemi, był Gesaffelstein. Wystąpił w znanym sobie, mocnym stylu, z konsoletami, wyrastającymi niczym stalagmity po obu jego stronach. Twarz skrył zaś za stalową maską ze światłami w miejscu oczu. Atmosferę budowała też pogoda na niebie błyszczała pełnia księżyca, skryta za lekkimi chmurami. Przeżycie było niemal kosmiczne. Francuz pokazał, że w jego wykonaniu nawet najbardziej wykręcone i nieziemskie techno staje się eleganckie i niezwykle kunsztowne.

Na głównej scenie pojawiali się również artyści z innych stron dźwiękowych. Byli to, między innymi, romantyczne duo Jeszcze, grające wspaniale intymne, synthove kompozycje, czy (co było dla nas dużym zaskoczeniem) znany nam na wrocławskim polu Zdechły Osa.

Podsumowanie

Audioriver to głównie całonocne zabawy, ale organizatorzy wyciągają również rękę do rannych ptaszków, oferując różne panele dyskusyjne, wcześniejsze koncerty i widowiska. Nawet nasza czteroosobowa reprezentacja radiowa miała ogromne problemy z ogarnięciem ogromu atrakcji festiwalowych!

Łódzkie wydarzenie przyciąga do siebie masy zajaranych muzą i sztuką ludzi. Ściągnął i nas, a jesteśmy pewni, że podobnie może być z Wami! Lineup oferuje szeroki przekrój artystów i każdy znajdzie tam miejsce dla siebie. To festiwal, który na pewno warto odwiedzić co najmniej raz podczas swoich eksploracji dźwiękowych doznań.

Tekst: Katarzyna Golec & Paulina Madej & Jakub Bergański
Fot. Kamil Kłak & Ania Rawa
Red. Michał Lach