Berlioz ft. Ted Jasper – Deep in It

Czy da się rozkochać w sobie zarówno fanów jazzu jak i house’u? Zrobić to w mniej niż rok? Wydając mniej niż dziesięć utworów? O samym Berliozie wiadomo raczej niewiele, ale jedno dzięki niemu jest jasne, że odpowiedź na powyższe pytania brzmi: TAK!

Berlioz to artysta, którego muzyka do mojej biblioteczki wpadła ot tak. Tak samo wpadła mi w ucho i od tamtego momentu nie mogę jej wydostać. Jest tak pewnie dlatego, że melodie w jego utworach są proste i bardzo satysfakcjonujące. Warto przy tym zaznaczyć, że samym utworom nie brakuje jednak głębi. Muzyka Berlioza bardzo przypomina tą od St Germain’a – jednego z pierwszych parających się fuzją jazzu i house’u. Berlioz tak samo jak jego prekursor ma w sobie lekkość w tworzeniu prostych, ujmujących melodii zbudowanych na fundamencie housowych rytmów. Dodajmy do tego zawiłą teksturę szalejącą w tle nie mniej szalonych linii melodycznych i dostajemy mieszankę, która wciąga słuchacza prostotą i zatrzymuje go tak długo, aż ten nie zda sobie sprawy z wielowarstwowości tematu. Dzięki tej dynamice utwory stają się przystępne, ale nie banalne – więc nagradzające ponowny odsłuch.

Artysta tytułując swoją najnowszą EP-kę słowami jazz is for ordinary people zdaje się stawiać bardzo poważną tezę, która nawiązuje do statusu, jakim w niektórych kręgach cieszy się tytułowy gatunek. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że obaleniem tej tezy mogą być zainteresowani na przykład bardzo poważni krytycy w bardzo poważnych krawatach, ale po tym co zaprezentował Berlioz, nie wróżę im sukcesów.

 

Dominik Lentas