billy woods – remorseless
2019 – Hiding Places, 2020 – Brass, 2021 – Haram, 2022 – jeszcze lepiej.
Choć Billy Woods na amerykańskiej scenie hip-hopowej działa już od dwóch dekad, to właśnie w ostatnich kilku latach jest w największym gazie. W jego przypadku każdy rok oznacza nową estetykę, osiąganą głównie dzięki współpracy z przeróżnymi producentami (Alchemist, Earl Sweatshirt, Kenny Segal). Dwa tygodnie temu Woods po raz kolejny udowodnił, że obecnie na wschodnim wybrzeżu nie ma sobie równych. Wszystko za sprawą albumu Aethiopes.
Wyłożone tutaj bity, a raczej – chciałoby się rzec – instrumentale, są z najwyższej półki. Mistrzem zbrodni okazuje się Preservation, czyli nowojorski producent, który już nieraz nabroił w hip-hopowym półświatku (współpraca m.in. z GZA oraz Mos Defem). Każdy z podkładów jest wyrwany z innej części świata, a niektóre jakby kompletnie spoza niego. Razem tworzą twór eklektyczny, ale przede wszystkim bardzo satysfakcjonujący. Z Aethiopes jest tylko jeden problem – ciężko wyróżnić któryś z utworów. I nie ze względu na ich poziom, bynajmniej. Wyizolowanie któregokolwiek z nich zwyczajnie zabija płynność, jaką da się odczuć przy odsłuchu całego krążka. Jeśli słuchać pojedynczych traków to tylko w towarzystwie albumowego poprzednika oraz następcy.
Nie znajdziemy tu bengierów samoistnie nabijających wyświetlenia ani tanecznych kawałków zmuszających stopy do ruchu. Mamy za to prorocze kazanie melorecytowane w rytm stonowanych dźwięków i taśmowego trzeszczenia. Niezależnie od tego, czy to modlitwa rodem z japońskiego ogrodu, pustynnych stepów Afryki, czy może z kościoła protestanckiego w USA, Remorseless to kojąca zmysły podróż. Odpal, daj sobie głośno i dryfuj razem z Billym.
Janek Dąbrowski