David Crosby
Za nami dopiero pierwszy miesiąc 2023, a na zewnątrz na zmianę pada śnieg, deszcz i śnieg z deszczem. Mimo to, zaproszę was, przynajmniej figuratywnie, do wplecenia we włosy kwiatów i wyjścia na słońce w celu dotykania trawy. W wieku 81 lat zmarł David Crosby – legenda nie tylko folk rocka i psychodelii, ale też ikona pewnych, bardzo istotnych, czasów. Artysta Tygodnia jest skromnym hołdem dla jego twórczości.
David Van Cortlandt Crosby urodził się w Los Angeles, a jego ojcem był uznany i wielokrotnie nagradzany reżyser Floyd Crosby. Jednym z najwcześniejszych wspomnień Davida był widok taty wchodzącego po drabince do bombowca B-24 i odlatującego na wojnę. To jednak matkę wspominał z sentymentem. W przeciwieństwie do ojca, była bardzo uczuciowa i kochająca. Pierwszą gitarę dostał od starszego brata Ethana, który to zaraził go też miłością do jazzu. Prawdziwym motorem napędowym startującej kariery miały się okazać dziewczęta, uwagę których dużo łatwiej było zdobyć chwytliwymi akordami i śpiewem.
Pierwszym poważnym zespołem Davida Crosby’ego było The Byrds. Kariera rozpoczęła się z wysokiego C, bo pierwszy singiel grupy, cover piosenki Boba Dylana Mr. Tambourine Man, okazał się gigantycznym hitem z miejsca windując 24-letniego wtedy muzyka do roli ogólnokrajowej gwiazdy. W latach 65-67 Byrdsi i ich harmonijne brzmienie, opierające się na jasno brzmiących gitarach określanych mianem jangly było absolutnym numerem 1 jeśli chodzi o muzykę popularną w USA, dając młodym artystom dostęp do takich sław jak Beatlesi. Ciężar tak szybkiego sukcesu będzie wisiał nad muzykiem przez całe życie.
Muzyka The Byrds określana mianem folk rocka stała się nierozłączną częścią kontrkulturowego ruchu hippiesów, w którym David bardzo dobrze się odnalazł. W jego image’u coraz więcej było też buntu i prowokacji, co nie zawsze podobało się jego zespołowym kolegom. Kroplami, które przelały przysłowiową czarę goryczy okazały się polityczne komentarze, m.in. te z Monterey Pop Festival, gdzie między utworami wygłosił długą mowę na temat teorii spiskowej, według której J.F. Kennedy został postrzelony przez kilku zamachowców, a establishment aktywnie to ukrywał. Do różnic światopoglądowych doszły też wewnętrzne tarcia odnośnie kierunku, w którym powinien rozwijać się zespół. Kością niezgody okazał się być utwór Triad, traktujący o miłosnym trójkącie, który nie podobał się reszcie kapeli. W grudniu 1967 Crosby został z grupy zwolniony.
Naturalnym krokiem po wyrzuceniu z zespołu był wyjazd w metaforyczne Bieszczady. Za pożyczone pieniądze kupił szkuner Mayan. Żeglowanie stało się jego życiową pasją i odskocznią od zgiełku Los Angeles. Otwarte morze, wręcz idealne zaprzeczenie miasta aniołów, pozbawione przytłaczającej ilości bodźców tłocznej metropolii, pozwala w pełni skupić się doświadczaniu wszystkimi zmysłami.
Pływać nie można jednak w nieskończoność, a napisany materiał wypada również nagrać. Po powrocie na stały ląd w 1969, David Crosby, wcześniej grający w The Byrds, Stephen Stills z Buffalo Springfield i Graham Nash z The Hollies formują prawdopodobnie pierwszą supergrupę w historii. Jako Crosby, Stills & Nash grają zdecydowanie bardziej dojrzale, fenomenalnie operując między sobą wokalnymi harmoniami. Te harmonie, charakterystycznie brzmiące gitary i angażujące teksty dają ich muzyce lekkość i niezwykłą urodę. Jest to folk rock na najwyższym poziomie, ulotny i eteryczny, słodki i melancholijny zarazem. Po premierze ciepło przyjętego debiutu, do CSN dołącza jeszcze Neil Young. Ich płyta Déjà Vu, już pod nazwą Crosby, Stills, Nash & Young odnosi zasłużony sukces sprzedając się do dzisiaj w prawie 8 milionach egzemplarzy.
Życie jako ikona kontrkultury niewątpliwie miała swoje plusy. Dennis Hopper w słynnym filmie Easy Rider swoją postać wzorował właśnie na Davidzie Crosbym. Szybkie i często ryzykowne życie nie było jednak zawsze słodkie. Wydarzeniem, które na zawsze go zmieniło była śmierć partnerki Christine w wypadku samochodowym. W tym trudnym czasie, przy wsparciu przyjaciół Crosby tworzy swój pierwszy album solowy. If I Could Only Remember My Name nie sprzedał się w ’71 wybitnie, ale nie można mu odmówić niezwykłej, delikatnej urokliwości, charakterystycznej dla artysty.
W reaganowskich latach 80-tych ruch hippiesowski był od dawna martwy, a ideały zdawać by się mogło przepadły, uznane za naiwne i banalne. Czas nie obchodził się dobrze również z Davidem Crosbym, który pogrążył się w uzależnieniu jeszcze z czasów żałoby i popadł w poważny konflikt z prawem. Poważny na tyle, że w 1985 został aresztowany i osadzony w więzieniu za posiadanie narkotyków i broni. Znacznie pogorszył się też jego stan zdrowia. W 1994, zniszczony wirusowym zapaleniem wątroby typu C, przebył transplantację wątroby.
Prawdziwym renesanem twórczości miały okazać się lata 2014-21. W przeciągu 7 lat wydał łącznie 5 studyjnych albumów, z których wszystkie spotkały się z ciepłym przyjęciem nie tylko przez fanów, ale też krytyków. Zdecydowanie nie jest to norma dla podstarzałych, bo ponad 70-letnich gwiazd rocka. W 2019 ukazał się film dokumentalny o życiu Crosby’ego zatytułowany Remember My Name. Jest to obraz bardzo intymny, z muzykiem opowiadającym o swoim życiu w roli głównej.
Ostatnie lata życia spędził aktywnie, mimo cukrzycy i doskwierających problemów z sercem. W okresie 2018-2022 dał w sumie aż 130 koncertów. Zmarł 18 stycznia 2023, zostawiając po sobie przepastną bibliotekę utworów i odciskając nieusuwalny ślad nie tylko w folku, ale w muzyce w ogóle. Jego przyjaciele i współpracownicy przyznają, że był aktywny do samej śmierci, pracując nad kolejnym wydawnictwem. Kto wie, być może David Crosby wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Piotr Kaźmierczak