Dłonie – Błoto

Sprzymierzone z naturą Dłonie znów uchyliły rąbka tajemnicy i tym razem odsłoniły przed nami zapis z sesji nagraniowej w Zalesiu. Surowe warunki podwarszawskiej wsi udzieliły się zespołowi, który przynajmniej na chwilę odrzucił filisterskie formy pielęgnacji. Wszelakiej maści kremy i olejki poszły w odstawkę na rzecz leczniczych właściwości błota. Samo Błoto z kolei to ewidentny pean na cześć cowieczornego, łazienkowego rytuału skórnej autokurateli.

Przeliryczną kompozycję na wskroś przenika żałość. Przemyka nam tu młodość w czasie przeszłym, tryb przypuszczający oraz forma rozmarzenia nakierowana na organizmy wodne, co niekoniecznie musi dziwić, gdy przypomnimy sobie jak gładkie i opływowe figury ów stworzenia mają.

Długo przyszło nam czekać na polską odpowiedź na Rzekę marzeń Beaty Kozidrak. Dłonie przenoszą nas z afrykańskiej pustyni do środkowoeuropejskiej puszczy. Piosenka wokalistki BAJM-u to przy Błocie rozwodniona sienkiewiczowska zawiesina. Myślę też, że po usłyszeniu numeru diva szybko przerzuciłaby się na „Krzyżaków” i wraz z Danusią poleciałaby za Jaśkiem (wokalistą zespołu) do… Zalesia.

Oczekiwanie na drugi album umilono nam – summa summarum – w niebagatelny sposób. Folkowa odsłona wytrąca nas z slowcore’owego wątku, który dotychczas był nam prezentowany. Literackie tropy nie dają za wygraną, bo tekst utworu brzmi tak jakby został żywcem wyciągnięty z pieśni ludowej. Nie zdziwiłoby mnie także, gdyby członkowie zespołu z czasem zaczęli równolegle robić karierę jako autorzy hitowych jingli dla największych marek kosmetycznych. Nie wątpiąc w fach w ręku Dłoni, pozostaje nam tylko zbliżyć je do skroni.

Piotrek Pruszczyk