Dua Lipa – Training Season

Definicja obsesji według Słownika Języka Polskiego PWN prezentuje się następująco:

niemożność uwolnienia się od natrętnych myśli, obrazów lub od wykonywania ciągle tych samych czynności

Mam też przykład sytuacji, gdy można wpędzić się w tak groźny (lecz jakże przyjemny w tym przypadku) stan. Nowy singiel Duy Lipy.

Training Season to wzór znakomicie zaplanowanej akcji promocyjnej singla. Najpierw prezentacja okładki. Brytyjka wisi na drążku do ćwiczeń, dumnie prezentując znak charakterystyczny nowego cyklu wydawniczego – burzę bordowych włosów. Choć po genialnym Houdini przykuwanie uwagi nie było specjalnie konieczne, to zaczęło się oczekiwanie na coś nowego i równie ekscytującego. Następnie ukazał się fragment utworu. Tutaj cel był prosty – podstępne i nieustępliwe wciśnięcie się refrenu w najgłębsze zakamarki świadomości. Kolejny etap – występ na gali rozdania nagród Grammy. Znakomita choreografia i scenografia sprawiły, że oczekiwanie na usłyszenie całości stało się nieznośne. Na szczęście w końcu bestia została wypuszczona z klatki.

Podobnie jak magiczny poprzednik wpływ Kevina Parkera na nową twórczość Duy jest słyszalny od pierwszych sekund. Trzeci album Brytyjki zapowiadany jest jako nasycony psychodelicznym popem hołd dla tamtejszej sceny rave’owej. I choć nie twierdzę, że opis ten nie będzie trafny, to mam prostszą propozycję : Future Nostalgia na sterydach. Wszystko w dwóch pierwszych wydaniach jest większe, odważniejsze, z większym pazurem niż u kultowej już młodszej siostry. Niesamowicie chwytliwy riff prowadzi nas przez początkową zwrotkę ku pierwszej ekstazie – refrenowi. Tak jak w przypadku Houdini miałem wrażenie, że to zwrotki ciągną delikatnie całość ku górze, tutaj centralny element jest tylko jeden. I gdy po drugiej zwrotce myślimy już, że wiemy co nas czeka znikąd spada na nas lawina. Ponakładane na siebie warstwy wokalne sprawiają, że jeśli mieliśmy jeszcze jakieś opory przed wpuszczeniem Training Season na stałe do naszych playlist, to znikają one bezpowrotnie.

Klasa Lipy ujawnia się szczególnie w jeszcze jednej rzeczy wspólnej z Houdini. Rozszerzonych wersjach. W dobie streamingu każde odsłuchanie jest na wagę złota. Można więc by pokusić się o pójście na łatwiznę i poza skrojonymi pod Tik Toka przyśpieszonymi i zwolnionymi wariantami (czego na szczęście na razie nie uświadczyliśmy) śladem swoich koleżanek ze szczytów list przebojów nadzwyczaj leniwie rozciągnąć poszczególne fragmenty utworu bez dodania mu jakiejkolwiek wartości. Tak Ariana Grande, patrzę na ciebie i twoje yes, and?, z którego to singla zrobiłaś solidną EPkę. Brytyjka operuje tutaj na zupełnie innym poziomie. Houdini w wersji deluxe otrzymało fantastyczną (choć krótką) kolejną zwrotkę, a wydłużony bridge to jedna z najbardziej szalonych hedonistycznych imprez tego stulecia w muzyce pop. W Training Season wartość dodana na pierwszy rzut ucha nie jest aż tak dramatyczna. Rozwinięty początek wprowadza nas delikatniej w dalszą część, podczas gdy ulepszony bridge jeszcze lepiej podkręca napięcie przed ostatecznym sprintem do mety.

Uff, to był intensywny trening. Czas go powtórzyć. Najlepiej z 10 razy. W końcu trzeba przygotować formę na resztę albumu.

Michał Lach