Filmowe perły na 19. edycji festiwalu Nowe Horyzonty
11 dni. 223 pełnometrażowe filmy, w tym 142 pokazywane w Polsce po raz pierwszy. Z takimi liczbami, bardzo trudno jest się mierzyć. Dlatego ekipa Akademickiego Radia LUZ sprawdziła, które filmy są warte obejrzenia, gdy tylko trafią do pozafestiwalowej dystrybucji.
Festiwal filmowy to miejsce w którym uznani twórcy mogą zmierzyć się z debiutantami, nieograniczone budżety stają w szranki z finansami w skali mikro. Podczas Nowych Horyzontów, każdy jest równy i każda produkcja podlega takim samym kryteriom oceny. Dobry film musi chwytać za gardło, zostawać z widzem na długo po zakończeniu seansu. Musi poszerzać horyzonty odbiorcy, stawiać widzowi pytania, na które sam by nigdy nie wpadł. A ostatecznie – muszą sprawić aby widz zapomniał o świecie, który go otacza, aby na napisach końcowych zapytał: „jak to, to już?”
Muszą wzbudzić w widzu poczucie, że czas, który spędził na sali kinowej, nie był czasem zmarnowanym.
Poniżej wymieniamy filmy, które zasługują na „Znak jakości Akademickiego Radia LUZ”. Ich kolejność jest przypadkowa:
TAM GDZIEŚ MUSI BYĆ NIEBO
(Palestyna, 2019, reż. Elia Suleiman)
Zdecydowanie najlżejszy film tegorocznej edycji Nowych Horyzontów. Po ponad tygodniu oglądania filmów o tematyce trudnej, o nierozwiązywalnych problemach całego świata i bojownikach jedynej słusznej sprawy, ogromnym zaskoczeniem jest obejrzeć komediodramat tak dobitnie pozbawiony pretensji, a w tym rozbrajająco szczery. Reżyser Elia Suleiman obsadza się w roli reżysera, szukającego finansów na swój następny film. W tym celu jest gotów przemierzyć świat – od swojej rodzimej Palestyny, przez Paryż i Nowy Jork, tym samym pozostając biernym obserwatorem abstrakcyjnej rzeczywistości. To taki trochę bliskowschodni Dzień świra, utrzymany w konwencji kina niemego; gdzie gagi płyną z delikatnego podszczypywania stereotypów i fizyczności aktorów przypominającej popisy ekranowe Bustera Keatona. To także odświeżający obraz pokazujący relacje między Palestyną, a resztą świata, pokazujący Palestyńczyków jako realnych ludzi, z realnymi problemami, które wcale nie różnią się od problemów osób po drugiej stronie globu. Czasami bywa gorzko, ale to przecież tak jak i w życiu.
NAJLEPSZE LATA | mid90s
(USA, 2018, reż. Jonah Hill)
Tęsknota za latami 90. ubiegłego stulecia jest obecnie na fali wznoszącej. Aktor Jonah Hill w swoim debiucie reżyserskim utylizuje ją po mistrzowsku serwując nam, krótki wycinek dzieciństwa, w którym każdy określany przez socjologów mianem millenialsa, odnajdzie kawałek swojego własnego dorastania. Amerykańskie przedmieścia, subkultura deskorolkarska, oraz problemy dojrzewającego dziecka, które z perspektywy dorosłego mogą wydawać się urocze, tutaj urastają do rangi najtrudniejszych. rzeczy. na świecie. mid90s doskonale wzbudza rozbrajającą nostalgię, nawet jeśli nigdy nie było się w USA ani nie jeździło się na desce. Przecież Omega – Gyöngyhajú lány zawsze i wszędzie brzmi tak samo wspaniale.
BÓL I BLASK
(Hiszpania, 2019, reż. Pedro Almodóvar)
Nazwisko Hiszpana zawsze będzie wzbudzać emocje. Dla najbardziej zagorzałych fanów Almodóvara, Ból i blask to film wybitny, jak żaden inny z jego repertuaru pokazujący najprywatniejszą stronę reżysera. Dla tych, którzy dystansują się od nadmiernych sympatii w stronę Pedro, to i tak film rewelacyjny. Sentymentalny obraz, zabierający nas w podróż przez ważne momenty życia zmęczonego życiem reżysera (w tej roli, spektakularny Antonio Banderas). Momentami, ktoś inny mógłby otrzeć się o tanią ckliwość czy prymitywną emocjonalność, ale twórca z takim dorobkiem artystycznym, doskonale wie na co sobie może pozwolić. To nie tylko rachunek sumienia połączony ze spowiedzią hiszpańskiego reżysera, to także uniwersalna opowieść o spoglądaniu w przeszłość z uśmiechem na ustach. I owszem, Banderas jak nigdy wcześniej zasługuje na Oscara, ale jeżeli Alberto Iglesias nie zostanie należycie doceniony za muzykę, to czas protestować:
PRZYNĘTA
(Wielka Brytania, 2019, reż. Mark Jenkin)
Podwójny zwycięzca 19. Nowych Horyzontów. Mark Jenkin został doceniony nie tylko przez Jury, które przyznało mu nagrodę Grand Prix festiwalu, ale także publiczność oglądająca filmy konkursowe zadecydowała, że Przynęta to najlepszy film ze wszystkich zaprezentowanych. Taka sytuacja na Nowych Horyzontach nie zdarza się zbyt często, więc już tylko dzięki tym dwóm rekomendacjom warto przyjrzeć się temu filmowi.
A Przynęta chwyta z zaskoczenia. Niby kręcenie na czarno-białej taśmie nie jest już niczym nadzwyczajnym, ale kręcenie filmu tak żeby wyglądał i brzmiał jak film sprzed minimum półwiecza? To nie tylko kwestia artefaktów obrazu i przytłumionych wokali, cały styl podporządkowany jest dawno minionej epoce. Widać to w kadrach, ujęciach, przejściach, zabiegach montażowych nagminnie używanych kiedyś, dzisiaj już raczej niespotykanych. Wielokrotnie w filmie można się zapomnieć, że ogląda się tegoroczną produkcję. Wtedy na ekranie pojawia się smartfon, najnowszy samochód, czy któryś z bohaterów wspomni coś o zakupach przez internet. Dysonans poznawczy jaki wtedy pojawia się w głowie widza jest nie do opisania.
Ale to tylko forma, która bez adekwatnej treści byłaby tylko imponującą wydmuszką. Zostajemy rzuceni w walkę dwóch światów w małej wiosce na wybrzeżu angielskiej Kornwalii – świata zacofanego i nowoczesnego. Rybaka, który nie chce zaakceptować czyhających nad nim zmian. Że jego kiedyś rybacka wioska staje się miejscowością turystyczną. Że wszyscy dookoła idą naprzód, a on chce pozostać w miejscu. Zdecydowanie zasłużona wygrana Jenkina. Seans absolutnie obowiązkowy, gdy tylko ten film trafi do szerszej dystrybucji w Polsce.
DIRTY GOD
(Wielka Brytania, 2019, reż. Sacha Polak)
W Londynie corocznie ofiarami ataku kwasem zostaje 465 kobiet. Zainspirowana beznadzieją tych statystyk reżyserka „Dirty God” wyciąga na wierzch historię młodej Jade. Oblana kwasem kobieta żyje w zwykłej dzielnicy południowego Londynu i mierzy się nie tylko z kompleksami dotyczącymi deformacjami twarzy. Film prezentuje wyobcowanie w rodzinie, grupie znajomych oraz strach przed byłym partnerem, który doprowadził do niepełnosprawności. Sacha Polak nie buduje napięcia prostymi schematami, a ukazuje życie ofiary z perspektywy zwykłych potrzeb łamiąc tabu dotyczącego ludzi z wszelkimi deformacjami. Emocjonalności dodaje także debiut Vicky Knight, osobiście mierzącej się na co dzień z bliznami na własnym ciele.
PARASITE
(Korea Południowa, 2019, reż. Bong Joon-ho)
Pokazy laureatów Złotej Palmy na festiwalu w Cannes jak zwykle na Nowych Horyzontach cieszą się największą popularność. Canneńskie jury po ogłoszeniu werdyktu przyznało, że wybór zwycięzcy był jednomyślny. Podobna sytuacja ma się z wrocławską widownią, bowiem próżno szukać negatywnych opinii o najnowszym filmie Bong Joon-ho (Zagadka zbrodni, Snowpiercer, Okja). Różnice tkwią w ustaleniu czy jest to film fenomenalny czy wybitny. Parasite to czarna komedia pokazująca dwie skrajne strony koreańskiego społeczeństwa. Jednak nie jest to kolejna tendencyjna opowieść o klasizmie – tutaj, w pewnym momencie, trudno jednoznacznie stwierdzić, której stronie jako widownia powinniśmy kibicować. Reżysersko-scenariopisarski kunszt w każdym calu.
MAIDEN
(Wielka Brytania, 2018, reż. Alex Holmes)
Dziewczyny na statkach nadają się wyłącznie do kuchni – te słowa zmotywowały Tracy Edwards do utworzenia przełomowej załogi żeglarskiej. Maiden to historia prawdziwego girl power dokumentująca pierwszy start kobiecej grupy w prestiżowych zawodach Whitbread Round the World Race. Regaty nigdy przed 1989 rokiem nie miały tak emocjonującej i polaryzującej relacji. Na ekranie śledzimy żeglarki nie tylko w momentach łamania patriarchalnej społeczności, ale także mierzenia się z żywiołem oceanu. Wszystko w materiałach archiwalnych oraz współczesnych komentarzach odważnych kobiet. Alex Holmes przedstawił dokument najwyższej klasy – pasjonujący, pełen wzruszeń i trzymający w napięciu do ostatniej minuty. Film zagości na ekranach polskich kin już w najbliższy piątek.
BIAŁY, BIAŁY DZIEŃ
(Islandia, 2019, reż. Hlynur Pálmason)
Festiwal ma swoich ukochanych. Twórców wyłuskiwanych przy ich debiutach, którzy mogą liczyć na wsparcie przy każdym projekcie. Po znakomitym przyjęciu Zimowych braci, dwa lata temu Hlynur Pálmason przyjechał do Wrocławia jak do siebie. I słusznie. Większość filmu spowita jest skandynawską mgłą i do mgły można porównać pozostałe aspekty filmu – wzbudza niepokój i podkreśla tajemniczość, czasami rozrzedza się zdradzając mistrzowsko stworzone elementy techniczne, a także fabułę balansującą między komediodramatem a iście grecką tragedią. Spokój Islandii jeszcze nigdy nie był tak bardzo zmącony. To film, który chwyta za gardło i sprawia, że nie sposób go wyrzucić z pamięci na długo po seansie.
PEWNEGO RAZU W… HOLLYWOOD
(USA, 2019, reż. Quentin Tarantino)
Nowy film Tarantino na zamknięcie festiwalu, to w pierwszej chwili brzmi dość nieintuicyjnie. Zwłaszcza, że szeroka premiera w Polsce odbędzie się jeszcze w sierpniu. Jednak po obejrzeniu wszystko staje się jasne – Pewnego razu w… Hollywood jak żaden inny film Quentina nadaje się na taki festiwal jak Nowe Horyzonty. Ultrafani reżysera, wyczekujący długich dialogów o niczym, wprowadzania postaci z impetem i budowania ich złożonych osobowości półsłówkami raczej będą rozczarowani, bo swoim najnowszym obrazem Tarantino dość drastycznie zrywa z charakterystyką, którą zbudował sobie w latach 90. Mówimy tu o filmie wręcz arthousowym, z gigantycznym budżetem, który pozwala na spokojne, niespiesznie pokazywanie przedstawionego świata. Rok 1969 nigdy nie wyglądał na ekranie tak pięknie. Quentin serwuje nam pocztówkę z wakacji, będącej przepięknym listem miłosnym do kina. Ten wycinek uwielbianej przez niego rzeczywistości jest dokładnie taki, jak sugeruje nam tytuł, analogiczny do bajek opowiadanych dzieciom na dobranoc – słodki w swojej dosłownej wymowie, bardzo refleksyjny w warstwie niedopowiedzeń i interpretacji.
KRÓTKOMETRAŻÓWKI
Dzień pierwszy
(reż. Daniel Banaczek)
Historia Wojtka, Sebastiana i Arka, którzy w 2004 roku trafili do zakładu poprawczego na Śląsku. Opuszczają go po roku z nadzieją spokojnego życia. Reżyser dokumentu, Daniel Banaczek, zabiera nas do chaotycznej rzeczywistości chłopców próbujących odnaleźć się w nowym, niepokojącym świecie. Autentyczności dodaje sposób realizacji – krótkometrażowy film kręcono przez 14 lat. Dzięki temu jesteśmy w stanie całkowicie zanużyć się w przebiegu historii życia i przede wszystkim emocjach bohaterów. „Dzień pierwszy” udowadnia, że trudy zakładu karnego to tylko początek na drodze resocjalizacji.
Oddech
(reż. Daria Kasperek)
Blokowiska nigdy nie były tak spokojne jak w krótkim metrażu Darii Kasperek. Reżyserka ujęła w „Oddechu” jedno z łódzkich osiedli – pełne szarych wieżowców, betonu i drewnianych ławek. Nic w tym filmie nie jest skomplikowane, bo cała przyjemność polega na zgłebianiu rozmów mieszkańców. W takiej małej rzeczywistości osiedlowej poznajemy historie, które z pozoru błahe, a jednak nadają bliskiej relacji między bohaterami a odbiorcą. Oddech bloków w słonecznej aurze letniego popołudnia.
1410
(reż. Damian Kocur)
Rycerz i giermek wyruszają na pomoc królowi Władysławowi Jagielle w bitwie pod Grunwaldem. Ich podróż przypomina wojaże Don Kichota i Sancho Pansy przez polskie lasy i równiny; z drugiej strony ich refleksyjne rozmowy podczas postojów rozbrzmiewają echem Czekając na Godota. Jest wyjątkową sztuką stworzyć film trwający krócej niż trzydzieści minut, który pospołu wyczerpie temat jak i zostawi widza z ogromnym apetytem na więcej.
Filmy wybierali i opisywali: Anna Lalka, Hanna Drzazga, Józef Poznar
Wszystkie obrazy pochodzą z materiałów promocyjnych organizatora festiwalu.