Fleet Foxes – Sunblind
W miniony wtorek w trakcie jesiennego przesilenia, w ciągu ledwie trzech dni od enigmatycznego ogłoszenia Fleet Foxes, mistrzowie barokowego folku, zmaterializowali swój czwarty studyjny album. Następca Crack-Up z 2017 roku, adekwatnie zatytułowany Shore, to oda na część lata przechodzącego w jesień, nieuchronnego, wpisanego w posady świata, jaki znamy, cyklu pór roku. Taka nieco sentymentalna, głęboko egzystencjalna poetyczność zawsze doskonale rezonowała z organicznym charakterem twórczości grupy Robina Pecknolda. Wizytówką nowego wcielenia zespołu jest niosące nadzieję słoneczne Sunblind, którego słuchanie przypomina oglądanie dojrzałego słońca przez spowite pajęczyną gałęzie leśnych drzew i krzewów. To trochę powrót do pastoralnych korzeni, a trochę nowe otwarcie na nowe czasy — zupełnie jak w następstwie pór roku, z którym Pecknold związał symbolicznie tę najnowszą premierę. Bo „wieczność nie jest «naprzód, naprzód», lecz «karuzela, karuzela»”, cytując bohatera Czarodziejskiej góry Tomasza Manna.
Kurtek Lewski