Folamour ft. Elbi – After Winter Must Come Spring
House do słuchania tym się różni od house’u do tańczenia, że pierwszy z nich kładzie o wiele większy nacisk na elementy soulowe. Gdyby tę zależność doprowadzić do krańcowej postaci, okazałoby się, że różnica pomiędzy jednym a drugim gatunkiem zawiera się jedynie w obecności tanecznej perkusji; zabrać ją, a zostanie jedynie soul. Doskonale wiedzą o tym nie tylko „korzenni” weterani elektroniki z Nowego Jorku czy Detroit, ale przede wszystkim ich najwierniejsi europejscy uczniowie: posiadający sampler mieszkańcy Paryża. Wśród tej wesołej, zasłuchanej w hip-hopie ferajny w ciągu ostatnich lat mocną pozycję zdobyły nagrania Bruno Boumendila, znanego szerzej jako Folamour.
Folamour, którego alias oznacza „szaloną miłość”, w ciągu pięciu lat swojej kariery zawsze stawiał nie tyle na stricte taneczne walory własnej muzyki, lecz przede wszystkim klimat, który owa sztuka potrafi wytworzyć. Na ostatnim wydawnictwie, albumie Ordinary Drugs, Boumendil postanowił jednak zaproponować ni mniej, ni więcej tylko… soulujący ambient, z housem będącym jedynie punktem wyjścia. Być może przesadą wyda się nazywanie ambientowym wydawnictwa tak gęstego od tłustych (acz lekkostrawnych) bitów, ale trudno wyobrazić sobie miejsce, w którym czeka się na wiosnę pozbawione tak przyjemnego muzaku.