Guest Julka – orgia
Są czasami w polskim rapie wykonawcy, zwłaszcza ci bardziej mainstreamowi, którzy co jakiś czas łapią odklejki i ponoszą nieintencjonalne próby stworzenia kontynuacji gatunku słowno-muzycznego, jakim kiedyś była poezja śpiewana. Poznacie te utwory po trochę bardziej poetyckich tekstach, głębszej treści i skromniejszej aranżacji, choć słowa oczywiście są już raczej rapowane. W tym formacie koncertowo wyłożyli się na przykład Kukon i Julia Mikuła, którzy jakiś czas temu stworzyli epkę DRAMAT (cóż, przynajmniej tytuł adekwatny).
Gdy usłyszałam Guest Julkę po raz pierwszy, od razu zrozumiałam, że to chyba pierwsza artystka, która totalnie i bez żenady mnie tą poetyckością przekonuje. Wyważyła ją idealnie – jest delikatnie i melodyjnie, a jednocześnie brak w tym pretensjonalności. Pisanie tekstów przychodzi jej z lekkością, a równie bez wysiłku wydaje się lawirować pomiędzy gatunkami muzycznymi. Mimo że na koncie ma na razie tylko cztery utwory (może zachwycam się nią zbyt szybko?), to zdążyła otrzeć się już o alt-rap, soul i jazz. Wszystko skomponowane na bardzo relaksujących podkładach. Z nimi świetnie zlewa się głos Julii – głęboki, spokojny, opanowany. On jeszcze bardziej wzmaga wrażenie, że dziewczyna jest artystką dojrzałą i potrafi bardzo dobrze kontrolować ilość emocji i szczegółów, które chce przekazać. Lubię takie nieoczywiste konfiguracje – zachęcają do odkrywania coraz to nowych elementów z każdym kolejnym odsłuchem. Mam nadzieję, że tak jak ja, będziecie mnożyć odtworzenia jej muzyki na swoim koncie – zapewniam, że chwytliwe refreny i proste, ale jakże urocze zabiegi kompozycyjne wycisną z Waszego mózgu trochę neuroprzekaźników. Dodatkowy powód do dumy – Julia jest z Wrocławia! Wspieranie lokalnej sceny jeszcze nigdy nie było takie przyjemne.
Zuza Pawlak