Gwizdki na parkiecie i na ulicach. Serbska košarka w cieniu polityki.

Gwizdki na parkiecie i na ulicach. Serbska košarka w cieniu polityki.
Przed rozpoczęciem tegorocznych Mistrzostw Europy w koszykówce, do zdobycia złota typowanych było kilka drużyn m.in. Niemcy, Grecja czy Francja. Największym faworytem była jednak, naszpikowana talentem, reprezentacja Serbii. Niespodziewana porażka na początku fazy pucharowej odzwierciedla sytuację społeczno-polityczną w kraju.

 

Marcowe proroctwo

Serbowie bardzo dobrze weszli w turniej. W pierwszym spotkaniu grupy A pokonali Estończyków 98:64, a Nikola Jokić, pomimo spędzenia na boisku zaledwie 23 minut, uzbierał triple-double. Wszystko wskazywało, że chcą zmazać plamę z ostatniego EuroBasketu, kiedy, po porażce z Włochami,  zakończyli swój udział w rozgrywkach w ⅛ finału. 

Na papierze Serbowie wyglądali jak murowany kandydat do medalu. Oprócz trzykrotnego MVP ligi NBA Nikoli Jokicia, legendarny trener Svetislav Pesic powołał też zawodników z doświadczeniem w NBA i Eurolidze. W składzie znaleźli się m.in. złote dziecko serbskiej koszykówki – Bogdan Bogdanović, Nikola Jović z Miami Heat, czy mistrz Euroligi z ubiegłego sezonu Marko Gudurić.

W marcu odwiedziłem Belgrad, gdzie miałem okazję porozmawiać z Ivanem Ivkoviciem rzecznikiem prasowym Partizana Belgrad, który przez lata sprawował tę samą funkcję w serbskiej drużynie narodowej. Zapytany o szanse Serbii na ME, odpowiedział następująco:

Jeżeli będziemy zdrowi, to wierzę, że zdobędziemy złoto, ale podkreślam – wszyscy muszą być zdrowi

Patrząc na dalszy rozwój wydarzeń, słowa Ivkovicia można uznać za boleśnie trafne. W wygranym meczu z Portugalią poważnej kontuzji uda doznał kapitan zespołu  Bogdan Bogdanović. Kontuzja wykluczyła go z dalszego udziału w rywalizacji o mistrzostwo Starego Kontynentu, a gra Serbów straciła na jakości. Co prawda podopieczni Svetislava Pesicia wygrali cztery z pięciu starć w grupie, ale już ostatnie, przegrane spotkanie z Turcją było zwiastunem kłopotów, które czekały na nich w meczu ⅛ finału z Finlandią.

Sensacja w Rydze

 

Pomimo kontuzji Bogdanovicia i mikrourazów Aleksy Avramovicia oraz Tristana Vukcevicia, wszyscy wskazywali Serbów jako faworytów do wygranej. Do przerwy mecz był bardzo wyrównany, Serbowie prowadzili 48:44. Po 40 minutach gry sytuacja w Xiaomi Arena w Rydze była jednak diametralnie inna. Finowie dali popis gry zespołowej, a w końcówce doszło do eksplozji talentu Mikki Muurinena i Eliasa Valtonena. Ich ważne zagrania, w połączeniu z 28 oczkami Lauriego Markkanena, dały Finlandii awans do ćwierćfinału. Dla Serbów był to nokautujący cios. Nikt nie spodziewał się, że zakończą rywalizację w ME tak wcześnie. 

Pumpaj! 

W trakcie ostatniej audycji 0-1 Do Przerwy jeden z prowadzących, Maciek Baranowski, przy okazji analizy gry Serbów na EuroBaskecie, rzucił w eter zdanie:

Myślę, że w Serbii może dojść do zamieszek z tego powodu

Słowa Maćka nie okazały się prorocze. Serbowie bowiem już od kilku miesięcy maszerują przez ulice swoich miast. Od listopada zeszłego roku w całym kraju trwają masowe protesty antyrządowe. Bronią demonstrantów są gwizdki, przypinki z hasłem przewodnim protestu: Pumpaj oraz wiara w siłę własnego głosu.

Obecny kryzys w Serbii rozpoczął się od katastrofy budowlanej na dworcu kolejowym w Nowym Sadzie. W jej wyniku 15 osób straciło życie, a kilkadziesiąt zostało rannych. Społeczeństwo domagało się wyjaśnień i udostępnienia wszystkich dokumentów, związanych z pracami remontowymi. Rządzący nie spełnili prośby i część dokumentów dotyczących przebudowy nie została opublikowana.

Ogromna skala tragedii oraz buta polityków spowodowała silną reakcję społeczeństwa, które postanowiło wyjść na ulice i wyrazić swój sprzeciw. Protestujący żądali, m.in. rozliczenia winnych tragedii, zwalczenia korupcji w instytucjach publicznych, zapewnienia wolności mediów, zwiększenia finansowania szkół i uniwersytetów oraz przeprowadzenia przedterminowych wyborów. 

Z czasem protesty, początkowo organizowane głównie przez studentów, rozlały się na cały kraj i przerodziły w masowy ruch obywatelski, liczący setki tysięcy demonstrantów. Serbskie kanały informacyjne zapłonęły, a swoje poparcie dla ruchu wyrazili serbscy celebryci i sportowcy.

Wspomniany wcześniej  Bogdanović, czy jeden z najlepszych tenisistów w historii Novak Djoković, aktywnie śledzili wydarzenia w social mediach. Z kolej trzykrotny zwycięzca EuroBasketu,  Dejan Bodiroga, dołączył do protestujących na placu Slavija w Belgradzie, gdzie wygłosił płomienne przemówienie, zakończone słowami:

Jesteście przyszłością, ale także naszą jedyną prawdziwą teraźniejszością. Jesteście patriotami w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Odważni, mądrzy, szlachetni i godni. Jesteście tym, co najlepsze ma Serbia, i wierzę, że ogłosicie koniec ciemności oraz początek wolnej i jasnej przyszłości.

Mimo aresztowań i brutalnych działań policji (w tym użycia broni sonicznej), manifestacje trwają do dziś. Niestety, przełomu ciągle brak. Żaden z postulatów  nie został spełniony, a klasa polityczna, zebrana wokół prezydenta Aleksandara Vučica, od 10 miesięcy pozostaje nieugięta i na różne sposoby próbuje usunąć zmobilizowanych obywateli z ulic.

Nadzieja na sukces i spokój

Dla Serbów basket to coś więcej niż sport – to religia i sprawa najwyższej wagi. Porażki są dla nich trudne do zaakceptowania i wychodzą poza sportowe ramy. Kolejna szansa na sukces przyjdzie dopiero w 2027 roku podczas Mistrzostw Świata w Katarze. Mam nadzieję, że do tego czasu sytuacja w Serbii się uspokoi, zaś gwizdki będą towarzyszyć jedynie zawodnikom na parkiecie. Trzymam też kciuki za to, by za dwa lata ich koszykarskim liderom dopisało zdrowie i pokazali serbską košarkę w pełnej krasie.

tekst: Kajetan Krawczyk, red. Michał Lach

grafika I: Studentka wydziału Prawa Uniwersytetu w Belgradzie (anonimowa z troski jej bezpieczeństwo)

grafika II: FIBA

video: archwium prywatne autora