Idles

Idles
Piąty album brytyjskiej formacji Idles ukazał się 16 lutego i podobnie jak dwa poprzednie zgromadził wokół siebie mnóstwo skrajnych opinii. Część fanów wiernie pokłada nadzieje w eksperymenty z formą, zaś z ust krytyków wypływają zarzuty wypalenia i utraty energii. I rzeczywiscie, Idles już dawno wygładzili swoje szorstkie krawędzie. Trzeba jednak przyznać, że grupa nadal odpala swoje słodkie miłosne piosenki niczym z armaty.

 

O Idles po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2017 roku wraz z wydaniem ich debiutanckiego krążka Brutalism. Dla większości fanów niemałym zaskoczeniem może być dziś fakt, iż grupa już wcześniej miała na swoim koncie kilka drobnych wydawnictw. Epki Welcome oraz Meat dowodzą, że w DNA zdobywców wpółczesnej sceny post-punkowej znajdują się indie-rockowe geny. Choć powszechnie Idles kojarzeni są z brutalnego i surowego brzmienia, to zważywszy na ich ostatnie dokonania można dojść do wniosku, że stopniowo zdają się powracać do łagodniejszych korzeni.

Brutalism wymieniany jest przez znawców jako jeden z pierwszych albumów nurtu brexitcore. Agresywne kompozycje i surowe brzmienie przekonały do siebie rzesze miłośników muzyki gitarowej na całym świecie. Fenomenalny debiut nie zdążył doczekać się wszystkich pozytywnych recenzji, a już na horyzoncie wyłonił się następny longplay. Za sprawą Joy as an Act of Resistance w 2018 grupa potwierdziła swą silną pozycję na post-punkowej scenie. Dynamiczne kompozycje świetnie się sprawdzą gdy najdzie cię ochota wytańczyć negatywne emocje.

Po wypuszczeniu w świat dwóch krwiożerczych bestii, bristolczycy zdecydowali się założyć kagańce na swoje gitary i rozpoczęli wkraczać w nietypowe obszary muzyczne. Pierwszym zakazanym owocem z drzewa poznania jest Ultra Mono wydany w 2020 roku. Utwory na tym krążku wzbogacone zostały o elektroniczne tło i saksofon, a do współpracy zaproszeni zostali muzycy ze sceny eksperymentalnej, tacy jak David Yow, Warren Ellis czy Colin Webster.

Nowe oblicze Idles okazało się być początkowo rozczarowujące dla zwolenników starego, surowego brzmienia. Muzycy nie sprawiający wrażenia zbytnio przejętych wizją utraty fanów do dziś selektywnie wyznaczają nowe miejsca na muzycznej mapie. Na albumie Crawler z 2021 roku zaczęli już pewnie kroczyć po niezbadanych gruntach i postanowili zerwać z etykietą post-punkowego zespołu. Materiał ten w całości przepełniony jest nietypowymi dla brytyjczyków elektronicznymi środkami stylistycznymi, które zdają się dominować nad riffami gitarowymi.

Abstrahując od polemiki dotyczącej stylistycznej paraboli, zatrzymajmy się przy rdzeniu, który w ich przypadku jest nietykalny. Teksty utworów na wszystkich płytach są na tyle poważne, że mogą być traktowane jak lekcje etyki, na których poruszane są takie problemy społeczne jak walka klas, homofobia, rasizm i toskyczna męskość. Pojawiają się też osobiste zmagania muzyków z uzależnieniami, utratą matki, rozwodem czy otarciem się o śmierć w wypadku samochodowym. Wersy Joe Talbota szokują, wzruszają i pozostają na długo w pamięci. Prawdy moralne wokalisty głoszone są zazwyczaj w tonie, który wyzywa na pojedynek każdego, kto jest po przeciwnej stronie tego politycznego konfliktu.

Jednak na TANGK w głosie frontmana na próżno szukać agresji, gdyż słowa są w znacznej większości wyśpiewywane. Również warstwa muzyczna jest dla tego zespołu przesadnie grzeczna, bowiem album otwiera się delikatnymi dźwiękami pianina. Kojąca aura TANGK zbudowana jest na stonowanych utworach, wśród których góruje solidny wyciskacz łez A Gospel. Na materiale nie brakuje też tych bardziej żywiołowych numerów jak Dancer, Gratitude czy Hall & Oates. Są to jednak zaledwie echa energii, którą brytyjska grupa wybuchała na Brutalism i Joy.

Idles nieustannie wyznaczają nowe standardy dla sceny post-punkowej. Czasem w postaci brzmień niepokojących i surowych, innym razem zapuszczając się w otchłań czułości. Niech hasło LOVE IS THE FING na zawsze zapisze się w kodeksie społeczności akademickiej, skupionej wokół Radia LUZ.

Gracjan Matysik