James Brown

James Brown
Soulbrother #1, The Godfather of Soul, Mr. Dynamite, The Hardest Working Man in Show Business — te przydomki nie wzięły się znikąd, jednak pomimo miejsca zaraz obok nazwisk takich jak Elvis Presley czy Michael Jackson, prawdziwy wpływ Jamesa Browna na świat muzyki oraz droga jaką przebył, niekoniecznie są wiedzą powszechną.

 

James Brown urodził się w 1933 roku w małej drewnianej chatce we wsi Elko, która do dziś liczy ok. 150 mieszkańców. Jego matka Susie née Behling w momencie porodu miała zaledwie 16 lat, zaś ojciec (Joseph G. Brown) 21. Jego dzieciństwo od samego początku naznaczone było trudem i ogromną biedą. Przez pierwsze parę lat życia jego rodzina żywiła się głównie tym, co byli w stanie znaleźć w lesie, a opiekę nad nim sprawowała głównie matka, w trakcie gdy ojciec zarabiał zbierając i sprzedając żywicę. Po 4 latach życia w ten sposób matka Jamesa nie wytrzymała i uciekła, zostawiając go z ojcem. Po krótkim czasie Joseph G. Brown również postanowił opuścić wieś i pojechać z synem do miasta w poszukiwaniu lepszych perspektyw. W ten sposób, w wieku 6 lat James Brown zamieszkał z ojcem w Auguście, w stanie Georgia. Jak się okazało, przeprowadzka do miasta nie pozwoliła im jednak uciec od biedy i problemów. Pieniędzy nadal było mało, lub nie było ich wcale i niejednokrotnie zdarzało się, że odsyłano Jamesa ze szkoły za brak wystarczającego odzienia. W swojej autobiografii opowiada, że przez większość jego dzieciństwa za parę majtek służyły mu worki po mące.

W Auguście akomodacje zapewniała im jego ciotka, w jednym ze swoich przybytków płatnej miłości, gdzie Brown na co dzień ścierał się z prostytucją oraz przestępczością i zdaje się, że muzyka w tym czasie była dla niego główną drogą ucieczki od trudów życia. Stopniowo zaczął brać udział w lokalnych przeglądach talentów i w wieku 10 lat wygrał pierwszy konkurs wokalny. Ten mały-wielki sukces był dla niego pierwszą poważną motywacją i skłonił go do szukania dalszych możliwości do występów. Podczas pierwszych lat II wojny światowej James Brown zaczął więc stepować za przysłowiowe drobniaki zabawiając przejeżdżających przez Augustę żołnierzy armii amerykańskiej, zarabiając w ten sposób na opłacenie mieszkania dla siebie i ojca (5$ tygodniowo). W trakcie jego przydrożnych występów po raz pierwszy usłyszał również legendę bluesa Howlin’ Wolfa, który momentalnie stał się dla niego inspiracją i skłonił do nauki gry na gitarze, pianinie oraz harmonijce.

W międzyczasie bieda i codzienna styczność z przestępstwem zaczęła jednak odciskać na nim swoje piętno i w wieku 16 lat w 1949 roku został zatrzymany przez policję za kradzież i skazany na 8 lat więzienia. Wydawałoby się, że to sytuacja która skutecznie powstrzymałaby działania artystyczne większości ludzi, ale nie mówimy o większości, tylko o Jamesie Brownie. Niestrudzony wyrokiem, wykorzystał nowe znajomości w więzieniu i założył wraz z kolegami z celi wokalną grupę gospelową. Wkrótce zaczęto mówić o nim the guy called Music Box i jego muzyczna reputacja w więzieniu zaczęła rosnąć. Podczas jednej z rozgrywek baseball’u odbywających się poza zakładem karnym poznał niejakiego Bobby’ego Byrda. Między dwójką szybko wywiązała się przyjaźń, która trwać miała do końca życia Browna. Bobby, zafascynowany reputacją i głosem Music Boxa, wraz ze swoją rodziną pomógł zapewnić jego wcześniejsze wyjście z więzienia. Ubiegając się o wcześniejsze wypuszczenie Brown podobno obiecał sądowi, że po wyjściu będzie śpiewał dla Pana. Nie kłamał.

W 1952 roku został wypuszczony na wolność i po dwóch latach pracy i członkostwa w paru grupach gospelowych dołączył do grupy wokalnej Bobby’ego Byrda, która ostatecznie przerodziła się w The Famous Flames. Z uwagi na dopracowane układy taneczne, zespół szybko zaczął zdobywać rozgłos jako grupa, którą warto zobaczyć na żywo. Początkowo James Brown był równoprawnym wokalistą grupy, jednak jego naturalna siła przebicia, charyzma i zmysł do biznesu sprawiły, że prędko stał się główną postacią zespołu. W 1956 roku grupa wydała pierwszy singiel zatytułowany Please, Please, Please, który od razu stał się przebojem i sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy. Zaledwie rok później James przejął rolę managera grupy, która chwilowo rozpadła się, po tym jak nazwa została zmieniona na James Brown and his Famous Flames… Po rozpadzie zespołu wypuścił solowo balladę Try Me, która szybko trafiła na listę przebojów R&B i chwilę po tym, jakby za dotknięciem magicznej różdżki, oryginalny skład The Famous Flames powrócił i od 1960 roku znów grali razem z Brownem.

Kolejnym kamieniem milowym w jego karierze był wydany w 1963 roku album Live At The Apollo, który sfinansowany i wyprodukowany został przez samego Browna. Właściciel wytwórni King Records, która wydawała w tamtym czasie Jamesa Browna uważał bowiem wypuszczanie albumu za zły pomysł, twierdząc, że nikt nie będzie chciał słuchać albumu w wersji live. Ku zdziwieniu wszystkich poza samym Brownem album sprzedał ponad milion kopii i pozostał na liście przebojów przez 14 miesięcy.

Na tym etapie trzydziestoletni James Brown, był już w pełni uformowanym muzykiem, wokalistą, performerem oraz biznesmenem gotów na to, by w pełni zrewolucjonizować świat muzyki popularnej i ostatecznie przypieczętować swoje dziedzictwo. W 1964 roku światło dzienne ujrzał kolejny album  zatytułowany Out of Sight. Czerpiący z bluesa tytułowy utwór z płyty stał się kolejnym hitem grupy i pozwolił im zdobyć szeroki rozgłos. Szczególnie przełomowym momentem był ich słynny wykon tego utworu w programie telewizyjnym The T.A.M.I. Show, który na chwilę wstrząsnął całą Ameryką. Brown i The Flames mieli być główną gwiazdą wieczoru, kiedy w ostatniej chwili otrzymali wiadomość, że za decyzją prowadzących headlinerem będzie jednak młody, zdobywający rozgłos zespół z Anglii — The Rolling Stones. Złość Browna spowodowana tą wiadomością okazała się być siłą, która popchnęła go do chwały. The Furious Flames u boku Jamesa Browna dali historyczny popis wokalno-taneczny, który bez dwóch zdań przyćmił tamtej nocy The Rolling Stones. Wiele doniesień z tego wydarzenia mówi o tym jak młody Mick Jagger nerwowo palił za kulisami papierosy, obserwując dopracowane do perfekcji ruchy grupy i zwierzęcą wręcz energię i charyzmę Browna. Na dostępnych nagraniach można zaobserwować na twarzy Jaggera lekkie zakłopotanie oraz jego nieudolne próby dorównania Brownowi w trakcie występu The Rolling Stones. Legenda głosi, że to wydarzenie popchnęło później Jaggera do eksplorowania swojego motorycznego ekscentryzmu.

Na kolejne lata kariery Browna przypada krystalizowanie się jego nowego, niepowtarzalnego stylu, który jawnie przebijał się już przez bluesową stylistykę utworu Out of Sight. W 1965 roku Brown wydał kolejno 3 single — Papa’s Got a Brand New Bag, I Got You oraz It’s a Man’s Man’s World, które nie tylko znalazły się na szczycie list przebojów R&B i Popu, ale znane dobrze są wszystkim do dziś, blisko 70 lat po ich wydaniu. Dwa lata później osobisty styl Jamesa Browna oficjalnie stał się nowym gatunkiem i otrzymał miano f​unku. W tym samym roku światło dzienne ujrzał również singiel zatytułowany Cold Sweat, który przez wielu krytyków uważany jest za pierwszy prawdziwie funkowy utwór w historii.

Niebywały sukces Browna opierał się nie tylko na jego zdolnościach taneczno-wokalnych, czy nawet biznesowych. Ojciec soulu odmienił wśród słuchaczy czucie i rozumienie muzyki. Myślał bowiem nie przez pryzmat melodii, a rytmu i konsekwentnie szukał nowych rozwiązań rytmicznych, które mogłyby nadać utworom energii i porwać do tańca nie tylko jego, ale i każdą z osób na widowni. Początkowo zaprowadziło go to do wykorzystywania synkop, czyli przesunięcia akcentu w takcie względem stałego schematu wynikającego z metrum, co przy odpowiednim użyciu tworzy coś, co przeciętny słuchacz rozumie jako groove. Kluczem i finalną pieczęcią na akcie stworzenia funku było jednak całkowite zminimalizowanie melodyki i rozebranie wszystkich instrumentów do ich rytmicznych kości. James Brown zaczął traktować sekcję dętą jako sekcję rytmiczną, która zamiast wypełniać melodyczną pustkę, okazjonalnie pojawiała się w określonym momencie taktu, dodając rytmu i energii. Brown postawił również na silne akcentowanie pierwszego uderzenia w takcie, co pozwalało słuchaczowi nie tylko lepiej odnaleźć się w rytmice całości utworu, ale stanowiło swego rodzaju mikro-zastrzyk energii, powracający cyklicznie wraz z każdym kolejnym taktem. Brownowi nie zależało na wirtuozerii, jego celem było porwanie mas do tańca.

Był nie tylko nowatorem. Przydomek The Hardest Working Man in Show Business był bezapelacyjnie trafny. W całej karierze wydał bowiem blisko 70 albumów i 145 singli, co przekłada się łącznie na ok 1900 pojedynczych utworów. Z tego aż 110 znalazło się na oficjalnych listach przebojów R&B i pop. W samym okresie 1965-1975 James Brown wydał aż 43 krążki, które trafiły na wspomniane listy przebojów.

Wpływ Jamesa Browna wychodzi jednak daleko poza funk i soul. Bezpośrednio z funku wywodzi się bowiem disco, a z obu tych gatunków — hip hop. Wiele osób uważa Jamesa Browna nie tylko za ojca funku i soulu, ale właśnie i hip hopu. Schematy rytmiczne stworzone przez Browna są bowiem fundamentami hip hopu. James Brown jest najczęściej samplowanym artystą w historii i to na jego samplach w dużej mierze powstawały pierwsze hip hopowe utwory. Styl wokalny jakim jest rap również częściowo można przypisać Brownowi, bo pomimo iż nie sam raczej używał typowo rymującej się i rytmicznej formy przekazu lirycznego, rozpowszechnił wywodzący się z bluesa styl call and response (czyt. wołanie i odpowiedź), który do dnia dzisiejszego można usłyszeć w rapowych refrenach. Jungle jest kolejnym gatunkiem, który wielokrotnie używał drum-breaków oraz charakterystycznych okrzyków Browna i częściowo zawdzięcza mu swoje brzmienie. Pop, czyli muzyka popularna, na pewno nie byłaby tym samym bez jego wpływu. James stał się archetypem tańczącej, śpiewającej i dobrze wyglądającej gwiazdy i to na jego barkach stoją tacy giganci jak Michael Jackson czy Prince, którzy otwarcie mówili o tym, że to właśnie on utorował im drogę oraz był ogromną inspiracją. Podczas jednego z pierwszych przesłuchań The Jackson 5, młody Michael imitował zresztą ruchy Jamesa Browna, coverując z braćmi jego utwór I Got The Feelin.

Po długiej i bujnej karierze James Brown zmarł w 2006 roku w Atlancie w wieku 73 z powodu zawału serca. Pomimo szwankującego już zdrowia zdawał się całkowicie oddawać się muzyce, a jego legendarna energia nigdy nie przeminęła. Jedna z członkiń jego zespołu opowiadała, że kiedy grali wspólnie jeden z ostatnich koncertów, James był w kiepskim stanie fizycznym, jednak nalegał, że musi zagrać choćby świat miał się walić. Lekarz założył mu więc cewnik, dał pobudzający zastrzyk, po czym 73 letni James Brown zagrał półtoragodzinny koncert, na koniec którego w przypływie euforii scenicznej skoczył do znajdującego się obok sceny basenu, z którego wyławiać go później musiał jego zespół.

Czego by o nim nie powiedzieć, James Brown wpłynął na kształt dzisiejszej muzyki jak mało który artysta i stał się nieśmiertelny dzięki swojemu dziedzictwu. Udowodnił całemu światu, że przy odpowiedniej dawce samozaparcia, dyscypliny i konsekwencji w dążeniu do celów można osiągnąć  literalnie wszystko. Nie ważne skąd się zaczyna.

Oskar Pągowski