Jamiroquai
Zazwyczaj gdy dzieło po kilkudziesięciu latach od wydania pozostaje aktualne, jest to wielki powód do dumy dla jego twórców. Czy tak jednak czują się członkowie zespołu Jamiroquai, gdy patrzą na dzisiejszy świat i widzą, że po 30 latach od premiery ich debiutanckiego albumu Emergency On Planet Earth ludzkość dalej zmierza w złym kierunku? Tego nie wiem. Wiem jednak, że Artystą Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ jest Jamiroquai.
Historia grupy zaczyna się na początku lat 90. Jay Kay ma nieco ponad 20 lat. W jego sercu królują wykonawcy tacy jak Earth, Wind & Fire, The Isley Brothers, Roy Ayers, czy Herbie Hancock. Ima się mniej, lub bardziej legalnych źródeł zarobku, marzy jednak o karierze muzycznej. O własnym zespole łączącym jazz, funk i wszystko co tylko zagra mu w duszy. Podejmuje w końcu decyzję. Poświęci się w pełni swojemu marzeniu, nawet jeśli zabraknie mu pieniędzy, a głód zajrzy czasem w oczy. Sześć tygodni później ma już podpisany kontrakt z wytwórnią Acid Jazz, która wydaje pierwszy singiel Jamiroquai – When You Gonna Learn?
Od jego pierwszych sekund wiadomo jedno. To nie jest typowy przedstawiciel brytyjskiego popu, który królował na Wyspach przez większość lat 90. Niepokojące, brzęczące w naszych uszach niskie tony to dźwięki wydobywające się z didgeridoo – tradycyjnego instrumentu Aborygenów. Będzie on przewijać się przez pierwszą dekadę działalności formacji. Chwilę później palmę pierwszeństwa przejmują skrzypce, po których reszta zespołu wkracza do akcji. Zanim skończymy zawieszać uszy na funky linii basowej, czy odzywającym się co chwila ciepłym saksofonie powoli zaczyna do nas docierać, jakie przesłanie niesie za sobą pełen pasji głos lidera grupy.
Yeah, yeah, have you heard the news today?
Money’s on the menu in my favourite restaurant
Well don’t talk about quantity
'Cause there’s no fish left in the sea
Greedy men been killing all the life there ever was
And you’d better play it nature’s way
Or she will take it all away
W tamtym czasie Kay był pod znaczącym wpływem kultury tak zwanych Indian kanadyjskich. Szczególnie trafiła do niego jedna z maksym grupy zwanej Kri.
Dopiero gdy zginie ostatnie drzewo, ostatnia rzeka zostanie zatruta, a ostatnia ryba złapana wtedy zrozumiemy, że nie da się jeść pieniędzy.
Nie tylko wołanie o zaprzestanie ciągłego wyzyskiwania zasobów planety trafiło na żyzny grunt. Puchate czapki nieschodzące właściwie w tym czasie z głowy Brytyjczyka, własnoręcznie stworzone logo zespołu, kolorowa kurtka zrobiona ze starego koca, czy indiańskie pióropusze dalej przewijające się na koncertach. Te wszystkie osobliwości inspirowane były kulturą Pierwotnych Narodów. Bufallo Man, czyli ludzka postać z bawolimi rogami widnieje na okładce debiutanckiego krążka i do dziś pozostaje elementem rozpoznawalnym zespołu . Również druga część nazwy grupy to przerobiona nazwa Iroquis. Pochodzi ona od jednego z plemion rdzennej ludności Kanady.
A pierwsza część? Cóż, przy takich inspiracjach muzycznych ciężko nie marzyć o własnym zespole, który na zawołanie będzie w stanie rozkręcić szalone JAM session. Kay miał szczęście i udało mu się trafić na odpowiednich ludzi do tego zadania. Drugi singiel, czyli Too Young To Die, przejmujący manifest antywojenny, napisany został już wspólnie z długoletnim pianistą grupy, Toby Smithem. Fenomenalnie groovy wypada tutaj młodziutki wówczas basista, Stuart Zender, tworząc idealną sekcję rytmiczną z Nickiem Van Gelderem (którego od następnego albumu zastąpił Derrick McKenzie). Na tej melodyjnej wspaniałości spoczywa głos Jaya. Skłaniał on niektórych dziennikarzy do pytań o to kim jest ta znakomita czarnoskóra wokalistka, tak przepięknie śpiewająca o konieczności zaprzestania kolejnych bezsensownych wojen.
Po pierwszych singlach album zaczął nabierać kształtów. Przed wydaniem Too Young To Die Kay miał już na stole kontrakt z wytwórnią Sony na osiem długogrających wydawnictw. Presja zaczęła więc rosnąć. Wielu w tym momencie zaczęło by myśleć o zatrudnieniu doświadczonych producentów, którzy skierowaliby nowy materiał na bardziej przyjazne dla przeciętnego słuchacza tory. Frontman nie zgodził się jednak na żadne kompromisy. Od początku wiedział bowiem, jakie brzmienie chce osiągnąć. Przy nagrywaniu When You Gonna Learn? w pewnym momencie ludzie wynajęci przez wytwórnię wycięli połowę kontrowersyjnego tekstu. Muzycznie zaś całość sprowadzono do poziomu mało ambitnego popu. Ich zdaniem tylko wtedy singiel miał szansę się sprzedać. Po długich walkach Jay postawił jednak na swoim, przywracając mu w pełni jego zamierzony blask.
Równie jasno świeci też centralny punkt debiutanckiego krążka, czyli utwór tytułowy – Emergency On Planet Earth. Tutaj spotkały się wszystkie idee, zarówno muzyczne, jak i liryczne, które wisiały w powietrzu w trakcie sesji nagraniowych. Bass-slapy Zendera, gitarowy riff brzmiący jak najlepsze melodie Nile’a Rodgersa, doskonałe skrzypce i dopełniające całości dęciaki – ten utwór to hymn z prawdziwego zdarzenia. Tekst trzyma poziom, a Kay w bardzo obrazowy sposób daje słuchaczom do zrozumienia, że wiele rzeczy na naszym kosmicznym kawałku skały wymaga pilnej zmiany.
The kids need education
And the streets are never clean
I’ve seen a certain disposition, prevailing in the wind,
Sweet change if anybody’s listening?
Emergency on planet earth
Is that life that I am witnessing
Or just another wasted birth
Temat ten zostaje podtrzymany na epickim, 10-minutowym Revolution 1993. Wojskowy rytm wybijany przez Van Geldera oraz agresywny, przesterowany bas stanowią podkład pod paramilitarne wręcz nawoływania lidera zespołu o potrzebie wzięcia swojego losu we własne ręce. Był to szczytowy moment jego złości na obojętność wielkich tego świata wobec biedy, przemocy i braku perspektyw na przyszłość dla najbardziej potrzebujących.
Na szczęście debiut Jamiroquai oferuje też wiele momentów wytchnienia od podobnej tematyki. Jako kontrast dla Revolution przed tym utworem w trackliście widnieje jeden z najczystszych przykładów radosnego jammowania muzyków – Blow Your Mind. Wyszło ono tak dobrze, że po czterech i pół minuty wspaniałości i chwilii wyciszenia Jay dał znać reszcie zespołu, by wznowili grę. Dzięki temu w wersji albumowej mamy możliwość doświadczyć absolutnie hipnotyzującego solo Smitha na klawiszach. If I Like, I Do It wtłacza z kolej w nasze uszy ogromną ilość muzycznego słońca. Podkreśla jednocześnie, jak istotne jest życie w zgodzie z własnymi przekonaniami i bycie prawdziwie wolnym od narzucanych przez świat wymagań. Latynosko zabarwiona jazzowa medytacja w formie Music Of The Mind daje nam czas i przestrzeń, by przetrawić przesłanie poprzedniej kompozycji. Wiele z tych utworów inspirowane było klasycznymi wydawnictwami z lat 70, w których zasłuchiwał się lider formacji. Whatever It Is, I Just Can’t Stop to próba odtworzenia nastroju fenomenalnego God Make Me Funky The Headhunters. Całkiem udana, moim zdaniem.
Publika przyjęła album bardzo ciepło. Emergency On Planet Earth zadebiutowało na pierwszym miejscu notowania UK Albums Chart i pozostało tam przez kolejne dwa tygodnie. Co było dalej? Fenomenalny, dopieszczony następca w formie The Return Of The Space Cowboy. Jest to mój osobisty faworyt z stojącej na niezwykle wysokim poziomie dyskografii Jamiroquai. Następnie przyszedł czas na Travelling Without Moving, pierwszą tak jawną manifestację miłości Jay Kaya do czterech kółek. Był to również moment stopniowego upraszczania brzmienia grupy, kierowania go w bardziej taneczną stronę. Jakość kompozycji absolutnie jednak na tym nie ucierpiała. Utwory takie jak Cosmic Girl, czy Alright są wciąż w stanie zawładnąć każdym parkietem na zawołanie. Światem memów z kolej przez ostatnie miesiące niepodzielnie władał teledysk do największego hitu zespołu – niezapomnianego Virtual Insanity. Do dziś zresztą na widok jeżdzącej (na pozór) podłogi, a wraz z nią mebli pytanie nasuwa się samo – w jaki sposób to wideo powstało?
Przełom millenium to dalsze odbijanie w stronę czystego disco i funku. Z ogromnymi sukcesami. Canned Heat, Little L, czy You Give Me Something wywindowały Jamiroquai na kolejne wyżyny popularności swoimi nieodparcie chwytliwymi melodiami. Przez kolejne lata skład grupy uległ poważnym zmianom. Tylko Jay Kay “uchował się” od czasów Emergency On Planet Earth. Obok niego najdłużej w zespole grają Derrick McKenzie na perkusji i Sola Akingbola na bębnach (obaj dołączyli przy nagrywaniu drugiego albumu). Jedna rzecz pozostaje jednak niezmienna – poziom koncertów. Zapis jednego z nich, który odbył się w 2002 roku w Weronie daje namiastkę tego, czego można oczekiwać po takim przeżyciu.
Nic jednak nie było w stanie mnie przygotować na nieprzerwaną, 15-minutową taneczną hipnozę w postaci płynnego przejścia z Canned Heat w Love Foolosophy podczas krakowskiego koncertu grupy w 2019 roku. Usłyszeć swój ukochany zespół na żywo to jedno. Zostać przy okazji absolutnie oczarowanym to coś, o czym mogłem tylko marzyć. Choć Jay Kay przez lata stracił trochę ze swoich szalonych tanecznych ruchów, to jego wokale pozostaję tak czyste jak zawsze. Feria dźwięków uderzająca w nasze błony bębenkowe w każdej sekundzie niepowstrzymanego jam session daje dwie możliwości. Możemy próbować wyłapywać kolejną idealną linię basową, zachwycać się maestrią McKenziego, czy rozpływać się nad jeszcze jednym kosmicznie brzmiącym syntezatorem. W którymś momencie ciało jednak rozkazuje – wstawaj. Tańcz, śpiewaj. Zatrać się bezwiednie w chwili i nie myśl o niczym innym.
Ostatni do tej pory album grupy, Automaton, ukazał się w 2017 roku. W okolicy 2021 roku zaczęły pojawiać się plotki o powrocie Jamiroquai do studia nagraniowego, do tej pory jednak nie padła żadna deklaracja nowego singla, czy longplaya. Jay Kay w niedawnym wywiadzie z Zanem Lowem dał jednak jasno do zrozumienia, że w dalszym ciągu ma potrzebę tworzenia muzyki. Wymienił również kilka osobistości, z którymi chciałby kiedyś przeciąć swoje artystyczne drogi. Tyler, The Creator, Thundercat, czy Dua Lipa – na myśl o każdej z tych współprac moja wyobraźnia zaczyna bardzo intensywnie pracować. Mam nadzieję, że choć część z tych planów się ziści. Czas już najwyższy na kolejne rodeo z kosmicznym kowbojem.
Michał Lach