Jerskin Fendrix
Jerskin Fendrix nieprzerwanie zachwyca wizją tego jak może brzmieć muzyka. Nieszablonowy kompozytor i autor za pomocą atonalności ujmuje surowość uczuć. Nominowany do Oscara za muzykę do filmu Biedne Istoty i blisko związany z kultową sceną małego londyńskiego baru Windmill wraca do rodzinnego domu, na angielską farmę w Shropshire, aby nagrać album Once Upon A Time… In Shropshire i uhonorować nim swojego zmarłego ojca – swojego najlepszego przyjaciela. Z okazji premiery Jerskin Fendrix zostaje Artystą Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.
Winterreise

Zdaniem niektórych słuchaczy, Jerskin Fendrix to ojciec chrzestny tzw. „windmillowej sceny”. Opierający swoją twórczość przede wszystkim na współpracach z Black Country, New Road oraz Black Midi, 17 kwietnia 2020 roku udowodnił, że w wielkim stylu potrafi wypuścić także solowy materiał.
Winterreise to nietuzinkowy projekt. Niczym hydra Jerskin pokazuje różne ze swoich twarzy, wypływa na głębokie wody samoświadomości, gdzie atomy tlenu i wodoru zaczynają być coraz cięższe, a woda porywa na sam dół. Niski i wysoki głos, ciężkie syntezatory, sekcje skrzypiec, szybkie leady i wylewający się z tekstów postmodernizm to tylko niektóre elementy malowniczego projektu o czułym mężczyźnie z Shropshire.
Nazwa albumu, Winterreise, jest subtelnym nawiązaniem do dzieła Franza Schuberta z 1828 roku. Ze względu na ich znaczenie oraz niełatwy proces twórczy Winterreise to, słowami samego autora, cykl „naprawdę tragicznych utworów”. Trudno więc nie dostrzec podobieństwa. Wspomniana twórczość Schuberta to cykl 24 pieśni, oryginalnie napisanych przez Wilhelma Müllera. Przedstawiają historię mężczyzny, który wyrusza w miejsce ogarnięte ciężką zimą, aby uciec od bolesnych wspomnień złamanego serca – ślubu ukochanej z innym mężczyzną. O podobnych wydarzeniach Jerskin Fendrix śpiewa w Oh God, piosence zamykającej album:
I can’t sing like your husband
I can’t sing like your cuckold
I can’t sing Winterreise
Ironicznie, wbrew motywowi przewodniemu, Jerskin nie jest w stanie zapomnieć. Ulega swoim myślom, przybierając postać tragicznego bohatera historii romantycznej. Album Winterreise zawiera utwory, w których Jerskin wspomina „stare, dobre czasy” jak w piosence Manhattan czy Onigiri. Zadaje sobie wiele trudnych pytań dotyczących wspominanej relacji, jak w Last Night in New York – piosence, której atmosfera jest tak napięta i gęsta, że bezsilność artysty jest dla nas wręcz namacalna. Nie brakuje także motywu idealnego życia, o którym marzenie nigdy nie zostanie spełnione, jak w I’ll Clean Your Sheets lub A’ll wait for out. Cały album prowadzi jednak do spójnego zakończenia, Oh God, w którym Jerskin uświadamia sobie, co się wydarzyło.
Podczas odsłuchu Winterreise można odczuć nieopuszczającą tego album nerwowość, która zmienia formę z każdą kolejną piosenką. Czasami jest to wynik niskich wokali i ciężkiego basu, innym razem superszybkich, wzburzonych syntezatorów, które atakują nas znienacka. Nie brakuje jednak momentów czułych, przepełnionych partiami skrzypiec oraz pianina. To wspaniały album, który brzmi jak wielki eksperyment. W rzeczywistości jest wzorem, który pozwala zrozumieć motywacje oraz emocjonalność autora.
Kompozytor
Po premierze debiutanckiego albumu Jerskin zniknął z czujnych uszu słuchaczy. Nie było w tym nic szokującego, ponieważ na podobnie długą nieobecność muzyk zdecydował się podczas tworzenia Winterreise. Cisza sprawiła jednak, że wiadomość o angażu w proces tworzenia muzyki do wielkiego hollywoodzkiego filmu wbiła w fotel nawet największych krytyków.
Propozycja nagrania ścieżki dźwiękowej była decyzją reżysera, Yorghosa Lanthimosa, który po odsłuchu album Winterreise niezwłocznie skontaktował się z Jerskinem. Artysta otrzymał scenariusz na początku 2023 roku. Przeglądając gigabajtowe pliki ze zdjęciami, szkicami i ogółem pomysłu na film wchłonął świat przedstawiony. Muzyka do filmu jest pełna niesamowitych zabiegów muzycznych, m.in. atonalnych dźwięków, które kolidują ze sobą w idealnej harmonii. Twórcom niezaprzeczalnie udało się osiągnąć wysoki poziom oryginalnej estetyki samego Wesa Andersona.
Praca Jerskina nie obyła się bez echa. To wybrzmiało w postaci nominacji w kategorii Najlepszej Ścieżki Dźwiękowej roku. Choć ostatecznie nie wygrał, artysta skradł serce Yorghosa Lanthmosa. Ich współpraca objęła Rodzaje życzliwości oraz Bugonię. Premiera drugiego z wymienionych została zaplanowana na koniec października tego roku. Relacja nie jest jednostronna, gdyż wraz z Emmą Stone (kolejną bliską współpracownicą Yorghosa) reżyser miał udział w stworzeniu teledysków do najnowszego albumu Jerskina. Nazwanie tego teledyskami to tylko fachowe określenie. Tak naprawdę są to zapierające dech w piersiach krótkometrażowe filmy.
Once Upon A Time…In Shropshire
Najnowsze dzieło Jerskina Fendrixa, Once Upon A Time… In Shropshire, to znacznie więcej niż tylko album – to głęboko nostalgiczna i osobista opowieść o młodzieńczych latach spędzonych w angielskim hrabstwie. Powstanie płyty zostało naznaczone serią bolesnych strat, w tym nagłą śmiercią przyjaciela i ojca artysty, co nadaje muzyce wymiar intymnej żałoby i autorefleksji. Fendrix, choć czerpie z dźwiękowego krajobrazu wiejskiej Anglii, daleki jest od jego idealizacji. Zamiast sielankowej idylli, ukazuje Shropshire jako miejsce pełne napięć, osobliwości i wewnętrznych sprzeczności.
Artysta w niezwykły sposób wykorzystuje swój głos, który staje się głównym narzędziem tej opowieści. Jego szeroka skala – od głębokiego, stabilnego barytonu po pełne emocji, kruche falcety – doskonale oddaje emocjonalną huśtawkę i wielowymiarowość wspomnień. Podobnie zróżnicowana jest warstwa muzyczna albumu, która zderza ze sobą różne style i estetyki. Fendrix swobodnie płynie między barokowymi popowymi melodiami, awangardowymi eksperymentami dźwiękowymi a kameralnymi, surowymi balladami przy akompaniamencie fortepianu i smyczków.
Utwory często porzucają konwencjonalne schematy na rzecz bardziej organicznego, nieprzewidywalnego przepływu, niczym ulotne i chaotyczne strumienie wspomnień. Ta struktura sprawia, że Once Upon A Time… In Shropshire nie jest muzyką zapewniającą wygodne, bierne słuchanie. Wymaga od odbiorcy pełnego zaangażowania i poddania się jej własnej, wewnętrznej logice. Ostateczny przekaz jest niezwykle intymny: słuchacz ma wrażenie, jakby podsłuchiwał czyjeś wewnętrzne monologi i nieuporządkowane myśli, tworząc razem z Fendrixem poruszający portret miejsca i czasu, który choć utracony, wciąż żyje w pamięci – ze wszystkimi swoimi blaskami i cieniami.
Autorzy: Karol Tomczyk i Łucja Krzywoń
zdjęcie: Tim Gutt