Julia Mestre – Maravilhosamente Bem
W ubiegłym tygodniu przewidywałem tytuł Mocograja roku dla Julii Rover, jednakże kłopoty już tylko czekały na Spacerującą Kobietę. Prosto z Brazylii, cała w ślubnosuknej bieli, starym fiatem uno (obczajcie klipy – nie, film! – poniżej) na antenę Radia LUZ wjeżdża bowiem inna Julia: Mestre. Songwriterka, gitarzystka, postrach tortów i napojów gazowanych, członkini nagrodzonej Latin Grammy hipisowskiej grupy Bala Desejo wespół z producentami Gabrielem Quirino, Gabrielem Quinto i João Moreirą opracowała coś, co mnie po prostu zatkało. Słowa nie są w stanie oddać, jak album Maravilhosamente Bem wpisał się w me gusta (me gusta mucho!), więc powiem tylko, że tytułowy numer w ciągu ostatniego tygodnia zapętlałem wiele razy – a czegoś takiego nie przeżyłem już dawno.
Tytuł jednak mówi sam za siebie: „Maravilhosamente Bem” (wym. „marawi-ljoza-meńczi bejm”, zresztą wjedzie wam po pierwszym spotkaniu z refrenem), czyli w kontekstowo-na-pałę tłumaczeniu „super mega dobrze”, czerpiący garściami z najlepszego gatunku ever, czyli Música Popular Brasileira, ma wszystko: tekst o fajnych sprawach, zadziorne ciepło, kwartet smyczkowy (!!!), zwrotkę przypominającą tę z Power of Love (jestem fanem Powrotu do przyszłości od 6. roku życia, jakby ktoś pytał), przede wszystkim jednak gigantyczną, porywającą CHARYZMĘ AUTORKI, która wali prosto w czoło tak, że widzisz gwiazdy, a w głowie brzmi ci tylko „maraaaaaaaaaaaavilhosamente bem”. Myślałem, że z wiekiem zhardziałem, a przy boskiej Julii rozpływam się jak lody w upale. Szok!
Sebastian Rogalski