Kamasi Washington ft. George Clinton & D Smoke – Get Lit

Każdego roku dociera do nas gigantyczna wręcz ilość muzyki. Pewną jej część odrzucimy od razu jako nietrafiającą w nasze gusta. Kolejną ocenimy jako przyjemną. Jeszcze następną – świetną. Niewielki wycinek z tego koła będzie w stanie zachwycić nas na tyle, że zostanie z nami na kolejne miesiące, a nawet lata. Jedynie wybrane utwory i albumy będą zaś w stanie zdefiniować dla nas dany rok w muzyce. Dla mnie właśnie nastał ten moment w 2024 roku. Po 6 latach oczekiwania ukazał się bowiem nowy solowy album Kamasiego WashingtonaFearless Movement

Jak to zwykle bywa w przypadku amerykańskiego saksofonisty rozmiar tego wydawnictwa początkowo przytłacza. 86 minut muzyki. Liczni goście. Jeszcze liczniejsze motywy i gatunki przewijające się przez półtorej godziny prawdziwie oszałamiającej drogi. W przeciwieństwie do monumentalnego, legendarnego już The Epic ciężko jednak nazywać ten album wydawnictwem stricte jazzowym. Washington czerpie bowiem garściami ze znacznej części dorobku afroamerykańskiej kultury ostatnich kilkudziesięciu lat.

Oszałamiające, szalone, trafiające do najgłębszych zakamarków uszu i duszy Prologue spotyka się tu więc z przywodzącym na myśli jazz-funkowe wojaże Herbiego Hancocka Computer Love. Ożywcze, psalmowe wręcz The Garden Path harmonijnie koresponduje z fletową medytacją Andre 3000 z pierwszych minut Dream State. Kolejne utwory, na pozór ciężkie do pogodzenia płynnie przechodzą w następny rozdział, dostarczając czystej radości, wzruszenia, oszołomienia, a czasami wszystkich tych uczuć jednocześnie. Każdy kolejny odsłuch ujawnia, że pomimo swojej długości i nastroju wielkości Fearless Movement to niezwykle ciepłe, a wręcz w wielu momentach przystępne wydawnictwo. To nowy rozdział w karierze Washingtona jako kompozytora. W przeciwieństwie do, fantastycznych przecież, poprzedników całość wydaje się faktycznym albumem, a nie zbiorem pojedynczych, znakomitych kompozycji.

Jednakże, w takiej roli utwory te również sprawdzają się znakomicie. Za przykład niech posłuży Get Lit. Wkład legendarnego George’a Clintona od razu mimowolnie skłania nasze ciało do bujania się w przód i w tył. Ten parliamentowy klimat przepuszczony zostaje przez rapowy filtr D Smoke’a i owinięty w bogate, mistrzowskie instrumentarium w efekcie tworząc jedną z najlepszych hip-hopowych kolaboracji ostatnich miesięcy. Ot, mały przykład tego, jak niezwykłym artystą jest Kamasi Washington.

Michał Lach