Kelela – Washed Away

O Keleli już dawno słychać nie było, więc tym bardziej cieszy jej powrót – na razie skromny, ale tradycyjnie dla niej niepozbawiony niepodrabialnej mocy. Najwięksi optymiści spośród jej fanów (w tym i ja) zacierają ręce, że to być może pierwsza jaskółka zwiastująca długo oczekiwany drugi album, ale na razie rozsądek podpowiada by tonować nastroje. Wieczna księżniczka progresywnego R’n’B mogła by się jednak w końcu postarać o jakiś konkretniejszy follow-up do świetnego LP Take Me Apart, bo za taki nie można uznać bardzo ładnego, ale jednak trochę mało treściwego mikstejpu Aquaphoria. Samym kawiorem się nie najesz. Miejmy zatem nadzieję, że ślizgające się po akordach Washed Out, jedyny w tym tygodniu ambientowy mocograj (a być może nawet jedyny w historii tej rubryki), to nie tylko ponadczasowy future-classic jakby żywcem wyjęty z soundtracku Ślepnąc od świateł, ale też zajawka czegoś większego. No bo ileż można czekać.

Sebastian Rogalski