KiNK – Almond Break

Owszem – KiNK to efekciarz. Nie słuchasz go po to, by delektować się przecieraniem nowych szlaków, dekonstrukcją palety dźwięków czy podprogowym przekazem dwunastego delaya na werblu. U tego zioma chodzi o czysty FUN. I… uch, jak doskonale wywiązuje się z tego zadania. Strachił Wełczew od zawsze wolał bawić się muzyką, aniżeli rozkładać ją na czynniki pierwsze (por. tytuł jego ostatniego albumu – Playground), co zarazem nie musi wykluczać skłonności do pewnych eksperymentów.

Treść pozostaje ta sama – zmienia się jednak forma, a i to w niewielkim stopniu, bo ten Bułgar woli preparować wielkie wybuchy, nawet jeśli kawałki rozwijają się dość powoli – tak jak np. Almond Break, w którym elastyczna gąsienica potrzebuje aż ponad trzech minut, by całkowicie zatruć kwasem twój mózg. Pod tym adresem ewolucja > rewolucja. Laurent Garnier na pewno jest dumny z tak kumatego ucznia (a Alberto Balsam klaszcze kolanami). Jjjjjjjjjjjjjjjjjjjeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaaaaaaa…

Sebastian Rogalski