Krenz ft. SCOLOPENDRA – 333
Jeśli istnieje osoba, która zarządza serwisami muzycznymi i autoodtwarzaniem każdego użytkownika portali streamingowych w kraju, to musi ona teraz ucinać sobie naprawdę przepotężną drzemkę. Nie jestem w stanie znaleźć lepszego wytłumaczenia dla sytuacji, w której tak solidna muzyka zdobywa (jeszcze) tak niewielkie cyferki. Na szczęście każdy fan elektroniki od młodych, obiecujących twórców może już odetchnąć z ulgą – czujni dziennikarze Radia LUZ nadchodzą z odsieczą. To najwyższa pora na czas antenowy oraz parę słów dla KRENZ REBORN.
O producencie jest w Internecie naprawdę niewiele. Dość wiedzieć, że na imię ma Antek, ma 23 lata i kursuje gdzieś pomiędzy Warszawą a Londynem. Jeśli łatwiej będzie Wam zapamiętać go za pomocą skojarzeń, to wystarczy wrzucić go do szufladki z napisem TONFA, bo to goście z tych samych, brzmieniowo-personalnych kręgów. Duet jest teraz chwilę po bardzo ekscytującej premierze pierwszego długogrającego albumu i w tym samym momencie swojej drogi twórczej znajduje się również Krenz. Wydany spod szyldu wytwórni Astrophone, o której w kontekście wymienionych artystów mówi się czasem Patophone, KRENZ REBORN to dwanaście kawałków na przecięciu dubstepu, hip-hopu, dubu i breakbeatu. Te metki podaję tylko orientacyjnie, bo dzieje się tam zbyt wiele, by rozklejać raz sklejone dźwięki na części pierwsze. Na szczęście w ogóle nie o to w tym chodzi. Imponująca jest przede wszystkim całość, zróżnicowanie albumu, zmiany tempa, cytaty i nawiązania m. in. na cześć Buriala, Scorn oraz The Bug. Krenz tworzy muzykę, która przenika przez ciało i w nim rezonuje, choć może bardziej adekwatnie byłoby napisać, że drży, i to tak samo, jak drży membrana w głośnikach, na jakie zasługuje ta muzyka (czyli dużych i głośnych). Całość LP jest instrumentalna z wokalnymi odstępstwami tu i ówdzie. To najbardziej znamienne, ostatnie na płycie – metafora o deserze po basowej uczcie nasuwa się sama, wybaczcie – otrzymało tytuł mocograja tego tygodnia.
Oryginalnie singiel 333 posiada intro, którego na antenie Radia LUZ usłyszycie tylko końcówkę, bo niestety jest trochę za długie, by codziennie doświadczać go w całości. To nie znaczy, że nie warto choć raz – mnie urzekło swoją prostotą, dosadnością i tym, że dotyka tematu który mimo, że uniwersalny, to nadal zupełnie niewyczerpany. Chodzi o presję: taką, która na co dzień w aktualnie trwających odczuciach nie dominuje, zaś gdy tylko jest szansa na chwilę wytchnienia od obowiązków narzuconych odgórnie lub od wewnątrz, wtedy skrada się, by robić duszno w głowie i ciasno w gardle. W przypadku zainteresowania bezbłędnymi wersami SCOLOPENDRY, odsyłam do wspomnianego wcześniej duetu z pałką policyjną w nazwie, bo na co dzień rozwija się jako jego część. Tematyka, głos rapera zmiksowany tak, by wżerał się w muzykę, melodyka słów, charyzma i energia – długo by wymieniać, co sprawia, że czas najwyższy odzyskać wiarę w polski hip-hop, który powoli prostuje zastane kości i wstaje z kolan w miejscu zupełnie zaskakującym, bo gdzieś w piwnicy dusznego klubu, w której tynk ze ścian odklejają niskie częstotliwości.
Zuza Pawlak