Kuldaboli – Ískaldur veruleikinn
Oto właściwy cyberpunk. Przede wszystkim jest zimno, noce trwają po pół roku, a zaufanie to w tym świecie zasób tyleż deficytowy, co drogi. Dobrze więc, że islandzki electroskald Kuldaboli znalazł bezpieczną przystań dla swojego faeringu – tę zaoferował mu Bjarki, lekko stuknięty kowal z sąsiedniego sioła. Rozpalony na lodowcu ogień siłą rzeczy będzie jednak ćmił się słabiej, o czym Kuldaboli wiedział dobrze – jednolicie czarny ton jego dotychczasowych dzieł miał swoją przyczynę w niepokoju podsycanym chłodem.
Teraz jednak, mądrzejszy o doświadczenia i bogatszy o własny kąt, wcześniejsze utwory potraktował jedynie jako przymiarki. W parującej kalafonią kuźni, gdzie pracował korzystając z gościnności jej gospodarza, udało mu się w końcu wyklarować niepowtarzalnie własne brzmienie: wilgotne, kościste w swojej zmysłowości, sino-białe. Ekkert nema ískaldur veruleikinn – „Nic poza lodowatą rzeczywistością”, głosi tytuł tego poematu. My jednak, na coraz chłodniejszym Południu, nadal będziemy usiłowali ją patchować.
Sebastian Rogalski