Lil Ugly Mane – blue sand

Rok temu Travis Miller aka Lil Ugly Mane udowodnił, że jest jedną z najkreatywniejszych postaci na światowej scenie. Wszystko za sprawą Volcanic Bird Enemy and the Voiced Concern, czyli jego siódmego studyjnego krążka. Co można na nim usłyszeć? Jakby to ująć – łatwiej by było odpowiedzieć na pytanie, czego tam nie ma.

Zostawmy jednak 2021 i przejdźmy do czasów bieżących. Millerowi chyba bowiem nawet przez moment nie przyszło do głowy, żeby odpocząć. Kilka dni temu dostaliśmy od niego EP-kę I Believe the World Would Be a Better Place Without You oraz dwa inne utwory sypnięte spod aliasu Thermos Grenadine. To oczywiście nie wszystko. Pod koniec lipca mogliśmy przecież usłyszeć Mane’a w nieco gotyckiej odsłonie wraz z trackiem Low Tide at the Dryin’ Out Facility. Aż się prosi, by utwór ten przyrównać do twórczości King Dude’a (btw  nasz mroczny kowboj przed chwilą wydał ładną płytkę, jej też posłuchajcie). Jest to więc kolejny z nowo obranych szlaków, przemierzanych przez Millera z pełnym profesjonalizmem. W końcu przyszedł i czas na blue sand, które w żadnej mierze nie przypomina swojego singlowego poprzednika.

Takiego Mane’a akurat mieliśmy już okazję nieco poznać rok temu przy okazji wspomnianego wcześniej albumu. Depresyjna estetyka, przesterowane gitary i nieco off-beatowy śpiew zdają się być nawiązaniem do wspaniałego porcelain slightly. Jest tu jednak coś jeszcze, jakże istotnego. Mowa o wyrazistych fluktuacjach tła, które spajają cały hałas, tworząc wielowarstwowy i gorzko-słodki hymn dla przegranych. Ostatecznie nawet ciężko umieścić to w ramach konkretnego gatunku. Noise pop? Slacker rock? Czort jeden wie. Chyba nie ma się co nad tym rozwodzić i założyć jedno — Lil Ugly Mane erudytą jest.

Janek Dąbrowski