Louis Cole – Park Your Car On My Face

„Za dobre” – napisał o najnowszym albumie Louisa Cole’a krytyk-stachanowiec Bartek Chaciński. Trudno odmówić mu racji, bo Louis, mastermind nadpobudliwego projektu Knower, rzeczywiście dostarczył dzieło bardzo apetyczne, na którym doskonale zrealizowane imitacje są istnym garncem miodu dla fanatyków jazzującego funku. Prince, Herbie, Thundercat, Jamiroquai, przede wszystkim zaś Stevie Wonder spotykają się w salonie prowadzonym przez kalifornijskiego dandysa w drogim kardiganie: zbyt fajnego, by dyrygować orkiestrą, zbyt przeintelektualizowanego, by pozwolić sobie na raczej obowiązkowy w tych rejonach spontan. Poprawcie mnie, ale funk zakłada przecież jakiś fetor – a tego na Quality Over Opinion szukać próżno. Co w zamian? Być może album roku, zwłaszcza jeśli szanujecie skrajny perfekcjonizm w każdym aspekcie; dziwny mastering, jakby zza kotary, dobrze słyszalny w Park Your Car On My Face nieźle obrazuje, co mam na myśli. Ale planować nonszalancję? Bez sensu. Z tym że jak to buja…

Sebastian Rogalski