McKinley Dixon – Run, Run, Run Pt.II
Jazz i rap to gatunki nierozerwalnie ze sobą związane. Poczynając od legendarnych albumów formacji A Tribe Called Quest, a kończąc na współczesnym arcydziele w postaci To Pimp A Butterfly Kendricka Lamara, połączenie lirycznej maestrii oraz bitów o synkopowanym zabarwieniu wielokrotnie wydało już piękny muzyczny plon. Warto jednak w tym miejscu podkreślić jedną rzecz. W dziełach artystów (przynajmniej z założenia) hip-hopowych, ciężar gatunkowy zdecydowanie częściej przechyla się na stronę rapu, traktując jazz jedynie jako towarzysza. McKinley Dixon na swym najnowszym albumie Magic, Alive! obrał jednak inną drogę.
Pochodzący z Richmond muzyk to jedna z najbardziej intrygujących postaci na współczesnej scenie hip-hopowej. Od początku kariery jego twórczość nierozerwalnie związana jest z jazzem. Słychać to choćby na wydanym dwa lata temu albumie, o wiele mówiącym tytule Beloved! Paradise! Jazz!?. Jednak znakomite aranżacje tego projektu to jedynie przedsmak tego, co dzieje się na Magic, Alive! Projekt ten, moim zdaniem, ciężko sklasyfikować bowiem jako “tylko” jazz-rap. To nowoczesne, jazzowe utwory, w których głos Dixona stanowi kolejny, wiodący instrument. Wykrzyknik w tytule płyty nie jest przypadkowy – od pierwszych minut zachwyca zarówno intensywnością, jak i rzucającym się od razu w uszy niezwykłym dopracowaniem każdej warstwy dźwiękowej.
Również lirycznie Magic, Alive! kontynuuje ścieżkę, wytyczoną przez Beloved! Paradise! Jazz!?. Sztandarowym utworem z tamtego wydawnictwa jest przepiękne Run, Run, Run, zestawiające ze sobą niewinne zabawy dzieciństwa z brutalnością środowiska, w którym wychowywał się Dixon. Ta wizja zostaje rozciągnięta na najnowszy album. Oscyluje on wokół historii grupki chłopców, którym za pomocą magii udaje się przywrócić do życia tragicznie zmarłego przyjaciela. Niestety, zmartwychwstały kompan okazuje się nie być tą samą, dobrą osobą, co wcześniej.
Nasz Mocograj, Run, Run, Run Pt. II, po nieśpiesznym, marszowym początku, zabiera nas we frenetyczną podróż. Celem jest desperackie utrzymanie się na wściekle bujającej się pod stopami linie życia. Błyskawicznie wyrzucane przez rapera, poetyckie wersy zlewają się ze spektakularnym instrumentarium w całość, która perfekcyjnie oddaje sens opowiadanej historii. O życiu szalonym i intensywnym, lecz kończącym się zbyt szybko. To wyjątkowe, magiczne wręcz dzieło. Tak samo jak cały album Magic, Alive!
Michał Lach