OFF Festival 2025

Wydarzeniem muzycznym pierwszego tygodnia sierpnia bez dwóch zdań był OFF Festival. Ciężko podsumować coś, co jeszcze się nie wydarzyło, dlatego dwa tygodnie później wspominamy, podsumowujemy i zdajemy relację z tego, co wydarzyło się na jednym z największych polskich festiwali poświęconych muzyce niezależnej.
W katowickiej Dolinie Trzech Stawów znów rozbrzmiały dźwięki, na które z utęsknieniem czekali fani z całej Polski i nie tylko. Jeśli przymiotnik “eklektyczny” ma prawo bytu, to właśnie w kontekście OFF Festivalu. Pomiędzy sześcioma scenami przewijały się dźwięki rocka, shoegaze’u, różnorakiej elektroniki, popu, hip-hopu czy jazzu. Pojawili się artyści, których ciężko zamknąć w jakichkolwiek ramach (puszczamy oczko do tria Hinode Tapes, czy do Alana Sparhawka), a my przeżyliśmy emocje, które zostaną z nami na długo.
Piątek
Obserwując występ legendarnej grupy Kraftwerk, można było się zastanawiać, czy na scenie rzeczywiście stoją ludzie z krwi i kości. Nadludzka wręcz dbałość o każdy detal i perfekcyjnie czyste brzmienie mogły zachwycać licznie zgromadzonych fanów kultowego zespołu. Otwarcie koncertu monumentalnym The Man Machine od razu pokazało, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Występ Kraftwerk imponował pod każdym względem, wisienką na torcie była dopracowana i wyjątkowo spójna warstwa wizualna.
Fani złożonej, nowatorskiej, a jednocześnie tanecznej elektroniki również mogli poczuć się usatysfakcjonowani. W tym samym czasie, gdy na scenie występował Kraftwerk, swój koncert grał zespół Alameda 5 — formacja, która toruje nowe ścieżki, czerpiąc z rytmów muzyki globalnego Południa. Nie brakuje w ich muzyce także ducha muzyki latyno-amerykańskiej. W trakcie trwania festiwalu mieliśmy okazję porozmawiać z Jakubem Ziołkiem i Łukaszem Jędrzejczakiem, którzy opowiedzieli nam o swoich inspiracjach i okolicznościach powstania projektu.
OFF-owy piątek zwieńczyła producentka i DJ-ka Yaeji. W swoim secie zaprezentowała szerokie spektrum gatunków, zdecydowanie udźwignęła ciężar ogromnej sceny mBank Visa i porwała publiczność. Choć całość rozgrywała się pod gołym niebem, momentami można było poczuć atmosferę dusznego berlińskiego klubu. Jednocześnie w jej grze wciąż czuć było powiew świeżości — dowód na to, że artystka nie spuszcza oka z małych scen klubowych na całym świecie. Oprócz gatunkowych gigantów, takich jak techno, house czy Drum’n’Bass, DJ-ka pokazywała także mniej znane oblicza muzyki tanecznej, na przykład footwork.
Sobota
Sobotni dzień na festiwalu można było rozpocząć na dwa skrajnie różne sposoby. Do wyboru był niepokorny, przytłaczający koncert zespołu Męty albo spokojna, ambientowa podróż po Japonii w wykonaniu Hinode Tapes. My postawiliśmy na łagodny początek, z myślą, że energię na wyrywanie barierek zostawimy na późniejszy koncert Have a Nice Life.
Hinode Tapes stworzyło serię pięknych momentów, w których główną rolę grały dźwiękowe tekstury, delikatne dzwonki, nagrania terenowe oraz subtelne akcenty perkusji, elektroniki i saksofonu. Nie zabrakło też sporej dawki reverbu i delayu, dzięki którym trio zdawało się na bieżąco malować i przekształcać pejzaż wioski gdzieś wysoko w japońskich Alpach. Następnego dnia mieliśmy okazję porozmawiać z Piotrem Kalińskim — opowiedział nam o swojej fascynacji krajem kwitnącej wiśni, wymarzonej scenerii koncertu oraz o losach utworu Hinode Tapes #10.
Tegoroczny Off Festival bez wątpienia był świętem dla miłośników mocnych, gitarowych brzmień O tę część publiki zadbał między innymi kultowy, amerykański zespół Have A Nice Life. W trakcie koncertu na zewnątrz rozpętała się potężna burza z piorunami, wpasowując się idealnie w to, co akurat działo się pod namiotem Sceny Trójki. Wyładowania atmosferyczne fantastycznie przeplatały się z dźwiękami albumu Deathconsciousness wypełniającymi przestrzeń.
Niedziela
Jednym z największych zaskoczeń okazał się koncert Alana Sparhawka. Trzeba przyznać, że wydarzenie nie było na naszej liście priorytetów, więc pod namiotem sceny eksperymentalnej zjawiliśmy się z myślą: “Sprawdzamy, co tu się dzieje i idziemy dalej”. Początkowo myśleliśmy, że zabłądziliśmy, bowiem do tej pory kojarzyliśmy twórczość artysty jedynie z projektu Low. Zamiast wolno płynących dźwięków gitary zastaliśmy zautomatyzowaną perkusje i mocno przetworzony wokal Sparhawka. Mocno niepewni, przez pierwsze 10 minut trzymaliśmy się na dystans. Chwilę później nie mieliśmy już jednak żadnych wątpliwości, że trafiliśmy na dobry koncert. Im głębiej wsiąkaliśmy w namiot, tym głębiej staliśmy też w błocie. Zupełnie nam to jednak nie przeszkadza, bo dla tego wydarzenia warto pobrudzić buty. Sparhawk z każdym kolejnym utworem utwierdział nas w przekonaniu, że przechodząc na automat perkusyjny i przetworzony autotunem wokal nie gubi swojej szczerości i emocjonalności. Coraz bardziej zaangażowani w nowe brzmienie czekaliśmy na więcej brudnych, skwantyzowanych beatów i kontrolowanych przełamań głosu.
Wtedy muzyk postanowił nas ponownie zaskoczyć. W drugiej połowie koncertu przerzucił się na gitarę i nieco bardziej zaangażował swojego basistę (własnego syna) i perkusistę (dobrego przyjaciela). Przestał też ukrywać się pod autotunem i przypomniał, z czego jest przede wszystkim znany. Już do końca było surowo, pięknie i wzruszająco. Nigdy nie pomyślelibyśmy, że koncert, na którym zjawimy się przypadkiem zostawi po sobie tyle wspomnień i poruszy tak bardzo.
Spoglądając uważnie na line-up Off Festivalu z 2018 roku, wzrok może zatrzymać się na nikomu wtedy nieznanej, irlandzkiej formacji Fontaines D.C.. Biorąc pod uwagę, że na tamten moment byli jeszcze przed wydaniem swojej pierwszej płyty, to można powiedzieć, że dostali od organizatorów spory kredyt zaufania. 7 lat później Grian Chatten i spółka zgromadzili niebywały tłum pod główną sceną Off Festivalu 2025, zapewniając publice pełne spektrum emocji i muzycznych wrażeń. Mogło się wydawać, że już nawet największa scena katowickiego festiwalu jest dla Fontaines D.C. zbyt mała.
Alternatywą dla koncertu Fontaines D.C był koncert Raphaela Rogińskiego. Artysta rozpoznawalny jest na całym świecie dzięki mistrzowskiej grze na gitarze klasycznej i ekspresyjnej improwizacji. Jego koncert podczas tegorocznej edycji OFF Festivalu był przede wszystkim pokazem gitarowej wirtuozerii. Muzyk oddał piękny hołd legendom jazzu, reinterpretując utwory Johna Coltrane’a i Langstona Hughesa.
Dominik Lentas i Mikołaj Bensdorff