ortisei ft. Akoya – Crush
Kiedyś usłyszałem zdanie, że poprzez muzykę autorowi najtrudniej jest przekazać dokładne emocje, jakich powinien doświadczyć słuchacz. Jest w tym sporo prawdy – ile par uszu, tyle interpretacji danego utworu. Od czasu tej dosyć przytłaczającej rozkminki zacząłem doceniać artystów, którzy, balansując między personalną introspekcją, a ogólnodostępnością, w precyzyjny sposób potrafią wstrzelić się brzmieniem nie tylko w konkretną scenę, ale również i w odbiorcę.
Przez to też zaintrygowała mnie postać ortiseia – wrocławskiego producenta, który co prawda debiut ma już za sobą, lecz wraz z premierą albumu Noises na nowo otwiera przed słuchaczami swój świat pomysłów równie zaskakujących, co dziwnych. Kojących i pochłaniających jednocześnie. W tym tygodniu na antenie Akademickiego Radia Luz nurkujemy w brzmienia, wyciągnięte rodem z analogowych maszyn Floating Pointsa, lecz w trochę bardziej lokalnym i odświeżonym wydaniu.
Co tak właściwie oznacza słowo „noise”? Przeglądając wielorakie słowniki internetowe natknąłem się na wiele polskich odpowiedników, na przykład „hałas”, „szum”, „odgłos” czy „zakłócenie”. Myślę, że tytuł drugiego tegorocznego projektu ortisei nieprzypadkowo jest tak niejednoznaczny. Noises to absolutny kocioł stylistyczny, w którym spotkacie się z masą przeróżnych emocji. Zamglone momenty, słyszalne na You Know Me Well czy Knobs są rozświetlane przez pełne dynamicznej nostalgii Gender Natural Club Bathrooms czy nasz Mocograj, czyli utwór Crush.
Jest to niewątpliwie bardzo mocne otwarcie całego albumu. Ortisei od początku bawi się efektami dźwiękowymi. Gdzieniegdzie usłyszymy podkręcenie gałki rezonansu czy przeszywający reverb, a stelażem dla tych mocno intuicyjnych zabiegów staje się fenomenalnie pocięty sampel wokalny, dostarczony przez Akoyę. Całość pulsuje, uderza, wyzwala i porywa jednocześnie. Warto również dodać, że ortisei sam odpowiada za miks i master, który w przypadku Crush określiłbym jako czysty oraz surowy.
Noises to portfolio dźwięków, których nie powstydziłaby się topka polskiej sceny elektronicznej. Jest to również pozycja dla słuchaczy równie wnikliwych, co niecierpliwych, gdyż po dokładnym zapoznaniu się z tym projektem, aż chciałoby się więcej. Nie pozostaje mi nic innego, jak odesłać Was do tego świetnego projektu. Polecam Wam puścić go wieczorem, zwłaszcza takim, w którym nie brakuje wilgoci i nostalgii do zeszłego lata.
Jędrzej Śmiałowski