Relacja: mecz Polska – Kolumbia, MŚ w piłce nożnej U20

Relacja: mecz Polska – Kolumbia, MŚ w piłce nożnej U20

fot. Grzegorz Wojtal/Kronika24.pl

Gdybym miał do czegoś porównać czwartkowe spotkanie Polska-Kolumbia w Mistrzostwach Świata do lat 20, to byłby to scenariusz filmu ‘’Dzień świstaka’’. Główny bohater, prezenter prognozy pogody, pewny siebie Phil Connors, przyjeżdża do miasteczka Punxsutawney, gdzie ma zrelacjonować przebieg corocznego święta zapowiadającego nadejście wiosny. Pod koniec dnia dochodzi do wniosku, że to był najgorszy dzień w jego życiu. Kiedy budzi się następnego ranka orientuje się, że znów przeżywa to samo – zamyka się pętla czasu, a dzień 2 lutego trwa w nieskończoność. Gdy reprezentacja Polski w piłce nożnej mierzy się z reprezentacją Kolumbii, to nieważne czy to seniorzy czy młodzieżówka, rezultat jest zawsze taki sam – klęska biało-czerwonych.

Kolumbia była drużyną dojrzalszą i lepszą – cytując Adama Nawałkę – w ofensywie i defensywie. Dominowali w każdym aspekcie. Celniej podawali, skuteczniej dryblowali, grali o wiele ciekawiej w piłkę niż nasi reprezentanci. Ponad 60% wygranych pojedynków też pokazuje, że ‘’Los Cafeteros’’ przeważali na stadionie Widzewa w Łodzi.

Początek meczu nie wskazywał na to, że będzie aż tak źle. Polacy rozpoczęli odważnie i przez pierwsze 20 minut sprawiali wrażenie drużyny ambitnej, walczącej o zwycięstwo w tym spotkaniu. W 23. minucie Kolumbijczycy odarli nas ze wszystkich złudzeń. Sebastian Walukiewicz, który miał być ostoją naszej kadry w defensywie, zachował się bardzo lekkomyślnie we własnym polu karnym. Kolumbijczycy, którzy wyszli bardzo wysokim pressingiem, cały czas prowokowali Polaków do popełnienia błędu i w końcu dopięli swego. Walukiewicz, widząc nadciągającego rywala, próbował zagrać do tyłu do nieświadomego zagrożenia Jana Sobocińskiego, lecz piłka trafiła wprost pod nogi kolumbijskiego skrzydłowego Ivana Angulo. ‘’Angulo strzela – nowe, nie znałem’’ – mógłby rzec kibic Lotto Ekstraklasy. Młody Kolumbijczyk imponował formą, godną Igora, króla strzelców naszej rodzimej ekstraklasy w barwach Górnika Zabrze. Szybkość, technika, zwrotność, bardzo dobry drybling – te cechy na pewno sprawią, że nazwisko zawodnika z nr 7 w barwach ‘’Los Cafeteros’’ trafi do kajecika skautów z topowych lig zagranicznych.

Po straconej bramce nasze młode Orły grały z podciętymi skrzydłami. Niepewność Polaków raz po raz wykorzystywali Kolumbijczycy, którzy czarowali swoim zaawansowanym wyszkoleniem technicznym i z łatwością wchodzili w pole karne. Biało-czerwoni słabo prezentowali się w ofensywie. Kompletnie nie istniały skrzydła – Adrian Stanilewicz nie potrafił dokładnie dośrodkować piłki, a Tymoteusz Puchacz potykał się o piłkę. Napastnik naszej kadry, Dominik Steczyk nie otrzymał wsparcia od swoich kolegów. Pomimo tego, że próbował walczyć z obrońcami ‘’Los Cafeteros’’, praktycznie w całym spotkaniu miał tylko kilka momentów, w których piłka była przy jego nodze. David Kopacz był kompletnie niewidoczny na boisku, a Mateusz Bogusz po dobrych 25 minutach, został błyskawicznie wyłączony przez kolumbijskich defensorów. W pierwszej części gry Polacy zaledwie raz oddali strzał na bramkę przeciwnika. W drugiej połowie też nie było lepiej – strzał Puchacza z pola karnego, który z łatwością został złapany do ‘’koszyczka’’ bramkarza Miera oraz nieudana próba Tomasza Makowskiego z dystansu. Na tylko tyle było stać biało-czerwonych.

Defensywa także była piętą achillesową naszych młodych kadrowiczów. Nie tylko zaprezentował się słabo wcześniej wspomniany Walukiewicz (który, notabene, opuścił boisko w 55. minucie z powodu kontuzji głowy), ale i jego partner ze środka obrony, Jan Sobociński. Tuż po przerwie przegrał przed polem karnym walkę o piłkę z Angulo, a ten stanął oko w oko z bramkarzem, Radosławem Majeckim. Na całe szczęście, golkiper ustrzegł gospodarzy turnieju przed stratą bramki. Zresztą, gdyby nie bramkarz Legii Warszawa, wynik spotkania mógłby być znacznie wyższy dla Kolumbijczyków. Majecki z dużym spokojem odbijał strzały rezerwowych, Luisa Sandovala i Johana Carbonero. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry, środkowy pomocnik, Bartosz Slisz lekkomyślnie traci piłkę. Futbolówkę przejmuje Johan Carbonero, który niczym Usain Bolt wyprzedza Adriana Stanilewicza. Kolumbijczyk wpadł w pole karne i uderzył w stronę bramki Majeckiego. Polski golkiper sparował strzał, ale piłka spadła pod nogi Luisa Sandovala, który okiwał Serafina Szotę tuż pod polem bramkowym i ustalił wynik spotkania na 2 do 0.

Kolumbijczycy bawili się na boisku, prezentując błyskotliwy styl gry z nieoczywistymi zagraniami, będąc kompletnym przeciwieństwem naszych kadrowiczów. Polska kadra nie mogła stworzyć jednej konkretnej sytuacji, która mogła spowodować zagrożenie w polu karnym Los Cafeteros. Jedynym zawodnikiem, który próbował niekonwencjonalnych zagrań był Tomasz Makowski. Młody piłkarz Lechii Gdańsk dwoił się i troił na boisku, napędzając akcje w ataku lub wracając do obrony i asekurując swoich kolegów. Sam Makowski w polu to jednak zdecydowanie za mało na tak wymagającego rywala jakim była Kolumbia.

Miałem wrażenie, że kiedyś już ten film widziałem. Polska kadra po raz kolejny przegrywa mecz otwarcia, w słabym stylu i po katastrofalnych błędach w obronie. Błąd Walukiewicza był jak flashback niechlubnych wpadek reprezentacji Polski na wielkich imprezach, takich jak np. błędy Cionka i Krychowiaka z meczu reprezentacji Polski z Senegalem.

Mistrzostwa świata do lat 20 to nieprzewidywalny turniej, więc nie warto jeszcze skreślać naszych kadrowiczów. Zagrali fatalne spotkanie z Kolumbią, ale czempionat trwa dalej i nadal jest wszystko w ich nogach. Tahiti jest idealnym przeciwnikiem na to, aby się odkuć i zdobyć kilka bramek. Sprawa wyjścia z grupy cały czas jest otwarta. Oby tylko mecze z Tahiti (niedziela, 26 maja, 20:30) i Senegalem (środa, 29 maja, 20:30) nie wpisały się w tradycyjny schemat rozgrywania meczów biało-czerwonych na wielkich imprezach: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.

Autor: Bartosz Wieczorek