Reportaż: Sanatorium Dźwięku

Reportaż: Sanatorium Dźwięku
Zapraszamy do wysłuchania reportażu Jagody Olczyk będącego jak najbardziej adekwatną relacją z festiwalu muzyki eksperymentalnej i sztuk dźwiękowych Sanatorium Dźwięku, który odbył się 13-15 sierpnia w malowniczym Sokołowsku na Dolnym Śląsku:

 

Okazało się, że publiczność, która jest otwarta na głębokie słuchanie istnieje i jest bardzo liczebna. Zaraz po tych słowach współorganizatorki festiwalu Zuzanny Fogtt, zaczyna się pierwszy koncert w Kinoteatrze i już wiadomo, o jaki poziom głębi chodzi. Na scenie Katarzyna Podpora i Max Kohyt rozmawiają ze sobą za pomocą dźwięków – każdy ich ruch wygląda i brzmi, jakby badali foniczne możliwości dopiero co wynalezionych instrumentów. A takie podejście do przedmiotów jako czegoś bardzo nieoczywistego, daje im drugie lub po prostu o wiele bogatsze życie. 

W skupieniu wbijam ciało mocniej w fotel, ale czuję też jakiś miły reset w głowie. Przedłużają go drony od Aleksandry Słyż, a później górskie, sokołowskie powietrze, rzeczywiście pyszne. To samo powietrze zdrowotnie wdychali kuracjusze, którzy przyjeżdżali do powstałego tam w XIX wieku Sanatorium. To właśnie w jego zakamarkach na uczestników czekają kolejne instalacje i eksperymenty dźwiękowe. Wejście do każdego pomieszczenia zapowiadało coś nowego i nietypowego i większość z nich spełniało tę obietnicę. Przestrzeń obiecywała, ale też współtworzyła pokazy – cegła przytrzymywała sznur, na którym ktoś grał, ściany odbijały i mnożyły wokal, a na gałęzi drzewa zawisnął głośnik, z którego zapętlało się słuchowisko. 

I tak dźwięków można było szukać właściwie w całym Sokołowsku. Dlatego Tim Shaw zabiera nas na dłuższy spacer dźwiękowy. Zakładamy słuchawki, a Shaw jak magnes przyciąga mikrofonem pluskanie wody z fontanny, ćwierkanie ptaków i fragmenty rozmów przechodniów. Wracamy, ściągamy słuchawki i wszystko gra nadal, tylko mniej indywidualnie. Za naturalny podkład festiwalu można uznać świerszcze. 

Neogotycka architektura Sokołowska potrzebowała też takich muzyków jak Lubomir Grzelak. Średniowieczne utwory przerobione na MIDI dochodziły do nas z najwyższego okna wieży Sanatorium, na którego parapecie siedział artysta, przytrzymując na kolanach laptopa. Komu mistyczno-klubowych wrażeń było nadal mało, szedł o północy do ukrytej w parku groty, w której Mario de Vega miał zagrać 12-godzinnego seta. Wielu zakładało, że Vega w końcu zmieni się w nietoperza i odleci, ale podobno nic takiego się niestało i rzeczywiście zagrał do końca. W mistycznym, wiedźmowym klimacie zakańcza festiwal Biliana Voutchkova, z której gardła wydobywają się najdziwniejsze i najbardziej przerażające dźwięki do tej pory. 

To tylko kilka z kilkudziesięciu pokazów. W programie pojawiło się też parę luk i nagłych zmian, co wprowadzało czasem w kompletną dezorientację. Z czasem uczestnicy zaczęli bardziej polegać na sobie nawzajem niż na festiwalowych mapkach i instrukcjach. W ogóle fajne było to, że już drugiego wieczoru kojarzyło się wiele twarzy. Mimo że z każdą kolejną edycją Sanatorium Dźwięku przyciąga więcej osób, wydarzenie pozostaje dość kameralne. Dlatego festiwal to nie tylko czas głębokiego nasłuchu, ale też miejsce, w którym ludzie stają się sobie dziwnie bliscy. Niby o to właśnie chodzi w doświadczaniu w grupie, ale w Sokołowsku to naprawdę działa. 

Tematem tegorocznej edycji Sanatorium Dźwięku był powrót do normalności. I można przyznać, że trudno funkcjonować, a przynajmniej czuć się całkowicie zdrowym, bez rzeczywistego kontaktu ze sztuką dźwięku, z przyrodą i drugą osobą. 

W reportażu oddaję głos organizatorom festiwalu, artystkom i artystom:

Wstęp: Zuzanna Fogtt i Gerard Lebik
Wywiady: Katarzyna Podpora i Max Kohyt
Aleksandra Słyż
Joanna Halszka-Sokołowska
Justyna Banaszczyk, współtwórczyni projektu Temple of Urania, zaraz obok Tomka Popakula i Darka Pietraszewskiego oraz kuratorka projektu Dominika Szpinda
Lubomir Grzelak (rozmowa przeprowadzona razem z Pauliną Pikiewicz)
Nagrania przemówienia organizatorów festiwalu, występu Joanny Halszki-Sokołowskiej i duetu Podpora/Kohyt dostarczył Maciej Wirmański
Fotografia: Martyna Basta