Rozegrane na LUZie – szok

Sport zaskakuje jak żadna inna dziedzina życia. W jednej chwili jesteś faworytem, w następnej patrzysz na tablicę wyników i nie możesz uwierzyć w to, co widzisz. To właśnie momenty szoku – sensacyjne transfery, nagłe zwroty akcji czy nielegalne posunięcia – nadają rywalizacji jej niepowtarzalny smak i zostają na dłużej w głowach kibiców.
Wielkie nazwisko w Ekstraklasie! Czy jednak wielki zawód?
Kilka dni temu niespodziewanie do Pogoni Szczecin trafił 31-letni Francuz Benjamin Mendy. Patrząc z wierzchu – jeszcze nie tak stary piłkarz a już z karierą pełną trofeów. Mistrzostwo świata z 2018 r., mistrzostwo Francji, 7 lat gry w potężnym Manchesterze City, w trakcie których zdobył 4 mistrzostwa Anglii, puchar krajowy oraz 3 puchary ligi. Jak na warunki Ekstraklasy to kosmos. Z miejsca stał się najbardziej znanym nazwiskiem w lidze. Gdzie jest więc haczyk?
Pozory mylą
Czerwoną lampkę mogą zapalić ostatnie wojaże Mendy’ego. Po dobrej grze w AS Monaco i Olympique Marsylia oraz owocnej w trofea (oraz niestety także w kontuzje) przygodzie w The Citizens, bez kwoty odstępnego przeszedł do francuskiego FC Lorient, z którym spadł do 2. ligi. Obniżka poziomu widoczna gołym okiem. Następnie przeniósł się do szwajcarskiego FC Zurich, gdzie nie zdołał odbudować kariery i w minionym sezonie wystąpił w zaledwie 8 meczach, a ostatni raz na boisko wybiegł w kwietniu. Tam jego kontrakt wygasł w lipcu i tym oto sposobem, ponownie za darmo, przeszedł do drużyny Portowców. Obecnie wyceniany jest na 1 milion euro, a niegdyś City zapłaciło za niego niemal 60 milionów, co czyniło go wówczas najdroższym obrońcą w lidze. Nie potrzeba więc eksperckiej wiedzy żeby zauważyć, że Francuz swój prime ma już dawno za sobą i najzwyczajniej w świecie nie jest już w takiej formie jak kiedyś. Jednak wiek i nazwisko pozwalają jeszcze na wykrzesanie kolejnej próby sprawdzenia się w innym środowisku.
Tym, co obok kontuzji i spadku poziomu gry, w dużej mierze spowodowało zboczenie z torów dalszego rozwoju kariery były bardzo poważne i liczne zarzuty na tle seksualnym. Obrońca w 2021 r. został zawieszony i groziło mu ok. 20 lat więzienia. Ostatecznie w 2023 r. sąd uniewinnił Francuza, lecz piłkarskie środowisko zdążyło skazać go na wygnanie. Wizerunek i zaufanie zostały nadszarpnięte bezpowrotnie. Opinia na temat jego zachowania poza boiskiem z biegiem lat się pogarszała. Trenerzy wspominali o spóźnieniach, a koledzy z szatni o licznych imprezach czy szybkiej jeździe. Nie współgra to z postawą piłkarskiego profesjonalisty. Stąd cała dyskusja.
Statement czy flop?
Pogoń Szczecin tym transferem daje wyraźny sygnał reszcie ligi – jesteśmy w stanie ściągnąć nawet większe nazwiska niż Lech czy Legia. Po tym oraz sierpniowym transferze Sama Greenwooda, grającego dotychczas w Premier League, nie da się odmówić Portowcom odwagi i kreatywności, a w szczególności właścicielowi klubu, Alexowi Haditaghiemu, który we wpisie na portalu X m. in. przytacza ścieżkę, jaką kroczyła liga turecka, ściągając bardzo znanych piłkarzy po swoim primie, wskazując na podobny trend jaki mogą rozpocząć w Polsce. W jego wpisie wybrzmiewa dosadny przekaz:
Powiedzmy sobie jasno: bycie pionierem wymaga silnego charakteru. Zawodnicy tacy jak Mendy i Greenwood nie tylko podpisują kontrakty. Oni składają statement. Udowadniają, że potrafią przewodzić, inspirować i wyznaczać nowe standardy gry w Polsce. (tłumaczenie własne)
Widać przekonanie w słowach właściciela. Wizja przyciągnięcia uwagi do klubu i polskiej ligi nazwiskiem Francuza to pomysł, jakiego w Polsce jeszcze nie testowano. Oczywiście w Ekstraklasie parę lat temu pojawiło się już światowe nazwisko w postaci Lukasa Podolskiego, jednak wówczas okoliczności transferu były zupełnie inne. Mistrz świata z 2014 r. od dawna zapowiadał przyjście do Górnika Zabrze, przez co rozgłos był umiarkowany, a tu piłkarski świat wzięto z zaskoczenia.
Eksperyment na skalę polską
Przyjście Benjamina Mendy’ego to z pewnością nietuzinkowe wydarzenie. Według doniesień jego pensja ma być zbliżona do tych najwyższych w lidze, co może sugerować pewną pokorę zawodnika (pamiętajmy, że miał okazję odcinać kupony w mocno dofinansowanym City) i chęć powrotu do formy w umiarkowanie neutralnym dla siebie środowisku. Boom wywołany przez doniesienia o tym transferze jest w ostatnich dniach gigantyczny, lecz warto podejść do tego z chłodną głową i bacznie obserwować, jak zakończy się ekscytujący eksperyment Pogoni.
tekst: Andrzej Żeliński
Festiwal łez
Kiedy zakładają ci na szyję medal, który musisz dopiero zdobyć z tyłu twojej głowy zaczyna kiełkować presja. Nie musisz być jej świadomy, bo często zakrywa ją pewność siebie. W końcu, jesteś faworytem, wielokrotnym medalistą różnorakich turniejów. I kiedy w amoku meczowym niespodziewanie zaczynasz tracisz kontrolę. Wtem słychać gwizdek i na tablicy wyników pojawia się wynik 3:0, ale nie dla twojej drużyny. Przeciwnicy triumfują, a do ciebie nie dociera, co się dzieje. Dopiero schodząc z boiska i przemywając później twarz w szatni patrzysz w lustro, a z oczu zaczynają wyciekać łzy. Czując na raz wszystko i nic jedyne pojęcie, które przychodzi ci teraz do głowy to właśnie on – szok.
Krótka Piłka
Zazwyczaj pojedynki polsko-niemieckie wywołują w nas nagły zastrzyk patriotyzmu. Wszyscy jednoczą się przed telewizorami lub na stadionach, aby kibicować białoczerwonym i żeby tylko nie wygrali nasi “wrogowie”. W siatkówce jednak kontekst się zmienia. Nie tylko obie drużyny od lat darzą się przyjaźnią, a wielu niemieckich zawodników spędziło swoje kariery głównie w Pluslidze, lecz także od kilku sezonów mamy tam kogoś szczególnego – trenera Michała Winiarskiego. Świetne wyniki i nadchodzący zmierzch legend reprezentacji Niemiec sprawiły, że wielu ekspertów i kibiców stawiało ich w gronie faworytów do medalu, o wygraniu grupy nie wspominając. Jakież było zdziwienie wszystkich, kiedy nasi sąsiedzi wysoko przegrali dwa z trzech spotkań grupowych i musiało przedwcześnie pożegnać się z turniejem i kibicami. Lukas Kampa, Georg Grozer, Christian Fromm nie powinni się jednak przejmować. Siatkarski świat z pewnością stworzy dla nich okazję do tego, aby mogli z podniesionym czołem i uśmiechem na ustach powiedzieć: Pas.
Kraj Zachodzącego Słońca
Uwielbiana przez wielu kibiców, zawsze waleczna Ryujin Nippon niespodziewanie musiała uznać wyższość swoich przeciwników. Dwa bolesne ciosy po 3:0 złamały serca japońskich siatkarzy. Na poprzednim mundialu Japonia o mały włos nie wykluczyła z turnieju Francuzów. Ich przygoda zakończyła się na 1/8 finału, lecz w wielkim splendorze. Jednak brak dwóch charyzmatycznych liderów drużyny, Yukiego Ishikawy i Yujiego Nishidy sprawiła, że czerwone słońce zniknęło i pozostała jedynie biała flaga.
Żabie łzy
Nie będę się silić na obiektywizm; porażka Francji zabolała mnie potwornie. Dwukrotnie wymknął im się wynik; niespodziewanie przegrali z Finlandią, a następnie w decydującym tie-breaku z Argentyną. Szalony wirtuoz Brizard zawsze płacze po ważnych spotkaniach. Taki już jest, wrażliwy i emocjonalny. Ale tak złamanego jeszcze go nie widziałam, a śledzę jego karierę uważnie od 2016 roku. Ledwo rozległ się gwizdek kończący mecz z Albicelestes, a Antoine już opadł na podłogę i zalał się łzami. Zapłakany i uwielbiany przez polskich kibiców Ben Toniutti, znalazł wsparcie w ramionach argentyńskiego szkoleniowca Marcelo Mendeza. Obaj panowie jeszcze niedawno walczyli wspólnie w koszulkach Jastrzębskiego Węgla. Choć Niemcy i Japonia były w gronie faworytów, to jednak w dwukrotnych mistrzach olimpijskich upatrywano niemal murowanych kandydatów do złota. A oni nawet nie wyszli z grupy. Widać było jak wstyd i rozczarowanie ściska im gardła.
A jednak przy całej mojej miłości do niepokornych Żabek muszę przyznać, że bardziej niż ich porażka zszokowało mnie skandaliczne zachowanie ich trenera. Andrea Giani lubił pokazywać ciemniejszą stronę swojego charakteru. Cóż, słynny włoski temperament, a tak naprawdę nutka typowo włoskiej impertynencji. Najpierw w trakcie spotkania z Argentyną Giani instruował swoich podopiecznych, w jaki sposób przedłużać przerwy, np. poprzez niby przypadkowe wylanie wody z bidonu. Najgorzej zachował się jednak po meczu. Podszedł bowiem do triumfujących Argentyńczyków i poprosił ich o to, aby cieszyli się nieco ciszej, bo dla niektórych Francuzów mógł być to ostatni mecz w karierze. Zmieszani Albicelestes rzeczywiście ściszyli głos i zaczęli pocieszać swoich dobrych znajomych. Sam trener nie dał swoim podopiecznym przegrać sportowo i zrobił z nich małe rozpieszczone dzieci. I to jest dopiero szok.
Podcięte Skrzydła
Kryzys brazylijskiej siatkówki nie jest nowym zjawiskiem. Canarinhos już od kilku lat mieli problem, żeby utrzymać się w ścisłej czołówce. Niegdyś największy postrach wszystkich siatkarzy dziś jest nieco oskubanym nielotem. A mimo wszystko ich porażka 0:3 z Serbami, która przypieczętowała ich odpadnięcie z turnieju, była sporym zaskoczeniem. Szczególnie, że oba zespoły spotkały się w Krakowie podczas Memoriału Wagnera. W ten sposób legendarna drużyna Bernardo Rezende zakończyła walkę na Mistrzostwach Świata 2025. Patrząc na listę drużyn, które odpadły, jak i te, które sensacyjnie awansowały wyżej wiemy jedno – siatkówka już nie będzie taka sama.
tekst: Joanna Wicherska
Los Angeles Clippers mają problem!
Okres przerwy między sezonami w NBA upływa w rytmie dokonywania przez kluby transakcji opiewających na dziesiątki, a nawet setki milionów dolarów. W ostatnim czasie w przestrzeni publicznej pojawiły się niepokojące informacje na temat wątpliwych ruchów wykonanych przez Los Angeles Clippers, które mogą pociągnąć za sobą poważne konsekwencje prawne dla całej organizacji, a przede wszystkim ich lidera – Kawhia Leonarda.
Fun Guy pod lupą
Całe zamieszanie dotyczy jednego z najlepszych zawodników ostatniej dekady – Kawhi Leonarda, dwukrotnego mistrza NBA. Po poprowadzeniu Toronto Raptors do pierwszego tytułu mistrzowskiego w historii organizacji i zdobyciu statuetki MVP serii finałowej, Leonard zdecydował się na zmianę barw klubowych. 6 lipca 2019 roku Los Angeles Clippers ogłosili, że Leonard podpisał z nimi lukratywny kontrakt, na mocy którego miał zarobić ponad 60 milionów dolarów za dwa lata gry. W 2021 podpisał z klubem kolejną umowę o wartości 176 milionów za trzy lata.
Poza obfitymi kontraktami, koszykarze NBA mogą też podpisywać kontrakty reklamowe i tutaj pojawia się problem. Dziennikarz Pablo Torre poprzez swoje źródła wykrył nieprawidłowości w umowie reklamowej podpisanej przez firmę KL2 Aspire LLC, której menedżerem jest Leonard z firmą Aspiration, która była jednym ze sponsorów zespołu.
Podejrzany układ
Według Torre, Leonard miał otrzymać od Aspiration 48 mln dolarów. Problem w tym, że nie znaleziono żadnych śladów rzeczywistych aktywności reklamowych z jego udziałem. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby Clippers próbowali ominąć tzw. salary cap, czyli limit płac, który nakłada ograniczenia na maksymalne kwoty, jakie kluby mogą oferować zawodnikom.
Wskazuje na to źródło finansowania przedsiębiorstwa. Jego głównym darczyńcą był nie kto inny, a Steve Ballmer – multimiliarder i właściciel LA Clippers. Amerykański biznesmen miał wpłacić na konto firmy 50 milionów dolarów na przestrzeni dwóch lat od 2021 do 2023 roku, ale ostatecznie firma ogłosiła bankructwo.
Oliwy do ognia dolewa fakt, że pierwsza wpłata Ballmera na rzecz Aspiration pokrywa się w czasie z końcem pierwszego kontraktu Kawhia z Clippers. Zasady zawarte w CBA (Collective Bargaining Agreement) mówią jasno, że tego typu praktyki są nielegalne i zawodnicy nie mogą dostawać sum, które wykraczają poza limit wynagrodzeń ustalony przez ligę w porozumieniu z klubami i zawodnikami.
Zbrodnia i kara
NBA wszczęła śledztwo w tej sprawie, komisarz ligi Adam Silver zapowiedział, że liga zbada każdy aspekt potencjalnego oszustwa, ale ewentualne kary muszą wynikać z twardych dowodów, a nie domysłów lub informacji udostępnionych w internecie. Jeżeli zarzuty okażą się prawdziwe – Kawhi może zostać ukarany grzywną finansową, oraz co gorsze komisarz może unieważnić aktualne przedłużenie jego kontraktu z Clippers, tak jak miało to miejsce w podobnej sprawie umowy Joe Smitha z Minnesotą Timberwolves z 2000 roku.
O wiele surowsza kara może czekać Steva Ballmera oraz sam zespół z Los Angeles. Ballmer może zostać zawieszony na rok w obowiązkach właściciela, a Clippers mogą zostać ukarani grzywną sięgającą 7,5 miliona dolarów. Ponadto, grozi im utrata przyszłych picków w drafcie, co może być problematyczne w kontekście budowy zespołu w przyszłości. Koszykarz nie odniósł się publicznie do całej sytuacji, co jest bardzo w jego stylu. Z kolei Steve Ballmer broni się argumentem, że to firma Aspiration go oszukała.
Niesmak pozostaje
Cała sprawa jest prawdziwym szokiem dla kibiców. Jedni są oburzeni postawą Clippers i dwukrotnego MVP Finałów. Inni występuje dysonans poznawczy, nie są w stanie wyobrazić jednego z najlepszych i “najdroższych” koszykarzy ostatniej dekady w NBA mogącego zachować się w tak pyszny sposób. Amerykańscy dziennikarze dopatrują genezy takiego zachowania w okresie dorastania w opanowanym przez gangi Compton i wynikająca z tego chęć zabezpieczenia siebie i przyszłych pokoleń.
Niektórzy, jak np. Stephen A. Smith wprost wyrażają swoje oburzenie i mówią, że
to bardzo w stylu Kawhia, nic nie robić i oczekwiać pokaźnej zapłaty! (tłumaczenie własne)
W ostatnich sezonach lider Clippers stał się symbolem odpoczynku największych gwiazd w sezonie zasadniczym, czyli tzw. load management. Pomimo ogromnego kontraktu gwiazdy takie jak Kawhi czy Joel Embiid przesiadują dużą część sezonu zasadniczego na ławce rezerwowych ze względu na kontuzje i mikrourazy.
Jeżeli dochodzenie prowadzone przez kancelarię Wachtell, Lipton, Rosen & Katz nie potwierdzi doniesień Pablo Torre to niewątpliwie w ustach kibiców pozostanie niesmak. Niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia i potencjalnych kar, już teraz koszykarz i cała organizacja Clippers tracą na reputacji i wartości wizerunkowej.
tekst: Kajetan Krawczyk