Rozegrane na LUZie – wyzwania

Codziennie mierzymy się z większymi, bądź mniejszymi wyzwaniami. W rywalizacji sportowej stają się one sprawdzianem charakteru i punktem, w którym zaczyna się prawdziwa droga do zwycięstwa. Każda dyscyplina niesie jednak inne przeszkody. Jedne kryją się na piłkarskiej murawie, inne przy siatce, a jeszcze inne pod koszem.
Polacy podbijają Europę, czyli zaczynamy sezon 25/26!
Machina ruszyła – najmocniejsze rozgrywki w Europie, a zdaniem wielu także na świecie, mają już za sobą inaugurację sezonu. Wybieramy najciekawsze polskie akcenty, które kibice z pewnością będą śledzić z zapartym tchem, szczególnie w obliczu fundamentalnych zmian kadrowych. Premier League, Serie A, Ligue 1 – wszędzie tam Polacy walczą o to, by zaznaczyć swoją obecność w najważniejszych ligach i turniejach europejskich.
Polscy obrońcy gwiazdami Portugalii?
W Premier League uwagę od razu przykuła sprawa przenosin Jakuba Kiwiora. W ubiegłym sezonie Polak miał nieco więcej okazji do pokazania swojego kunsztu, ale nie wystarczyło to do zapewnienia sobie stałego miejsca w składzie Mikela Artety. Chodzą słuchy o potencjalnym transferze naszego obrońcy do FC Porto. Tam Kiwior miałby dołączyć do Jana Bednarka, który w ostatnim czasie stał się ulubieńcem lokalnych dziennikarzy. Jak podaje Fabrizio Romano:
Oczekuje się, że nowa propozycja przekroczy 20 mln euro. Poprzednią ofertę wypożyczenia z obowiązkiem wykupu #AFC odrzucił w lipcu.
Czy polski duet podbije portugalskie stadiony? Tego dowiemy się w najbliższym czasie, do końca okna transferowego zostało już tylko kilka dni.
Transferowy rollercoaster
Ważne zmiany zaszły już w lidze włoskiej. Janem Ziółkowskim, dotychczasowym zawodnikiem Legii Warszawa interesowało się kilka europejskich zespołów. Środkowy obrońca ostatecznie ma dołączyć do AS Romy. Choć na oficjalne potwierdzenie będziemy musieli jeszcze poczekać, to padło już słynne “here we go!”. Giallorossi chcą zapłacić aż 6,6 mln euro za polski talent, a w przypadku kolejnego transferu Legia zarobi na nim 10% kolejnej kwoty. Według doniesień, Ziółkowski od początku sagi zdecydowany był na przenosiny do Rzymu. Musi jednak przejść jeszcze testy medyczne zaplanowane na najbliższy piątek.
Swój kolejny “debiut” w Serie A ma za sobą również Nicola Zalewski, jedna z największych gwiazd nowej fali naszej reprezentacji. Po zaledwie półrocznym pobycie Polaka w Interze, zespół z Mediolanu zmienił trenera. Dotychczasowy szkoleniowiec, Simone Inzaghi, został zastąpiony przez Christiana Chivu, który nie przewidział miejsca dla naszego skrzydłowego w swoim projekcie. Zainteresowanie okazała jednak Atalanta, na którą ostatecznie zdecydował się Zalewski. W pierwszym spotkaniu w nowych barwach zagrał przeciwko ligowemu beniaminkowi z Pisy. Choć indywidualnie zaliczył niezły występ, cała Atalanta otrzymała średnie noty. Jak donosi TVP Sport, włoscy dziennikarze uważają, że Zalewski
Nie był w stanie zapobiec bramki dla gości i było to tak naprawdę jedyne jego rozczarowanie w meczu. Przebiegł wiele kilometrów, zbiegał do środka, podchodził do linii końcowej i ustawiał się dobrze do dośrodkowań.
Mamy nadzieję, że to dopiero rozgrzewka, a nasz reprezentant będzie miał szansę na regularną grę.
Czy Majecki utrzyma renomę polskich bramkarzy we Francji?
Francuska Ligue 1 to miejsce, w którym w poprzednim sezonie błyszczały nasze bramkarskie talenty. Ten najgłośniejszy w ostatnim czasie, Marcin Bułka przeniósł się do Arabii Saudyjskiej, co wywołało niemałe poruszenie. Zagra w drużynie Neom SC, tegorocznym beniaminku Saudi Pro League. Gra w bliskowschodnich rozgrywkach wiąże się z wyższym komfortem finansowym, co według dziennikarzy było jednym z istotnych aspektów decyzji. Nikogo dziś już nie dziwi, że kluby Arabii Saudyjskiej sięgają po coraz młodszych zawodników. Marcin Bułka na pewno będzie walczył o stałe miejsce w wyjściowej jedenastce naszej reprezentacji. Najważniejsze więc, by gra w lidze arabskiej umożliwiła mu utrzymanie formy na poziomie, jaki oglądaliśmy na boiskach Ligue 1.
To jednak niejedyny polski bramkarz ligi francuskiej, który zmienił barwy tego lata. Radosław Majecki, który do tej pory bronił bramki AS Monaco, musiał szukać minut na boisku w innej drużynie. Klub z Księstwa zatrudnił nowego bramkarza, Lukáša Hrádecký’ego, który z pewnością nie zmienił barw, by siedzieć na ławce. W tej sytuacji Polak został wypożyczony do Stade Brestois 29, gdzie będzie mógł regularnie występować w pierwszym składzie. Jego pierwsze spotkania w nowej drużynie można jednak nazwać falstartem. Najpierw hitowe starcie z LOSC Lille, gdzie mierzył się z grającą legendą francuskiej piłki, Olivierem Giroud. Najlepszy strzelec Francji pokonał go już na początku spotkania. Polak wyjmował piłkę z siatki jeszcze 2 razy w tym meczu, ostatecznie zakończonym remisem. W drugiej kolejce zawodnicy z Tuluzy pokonali go dwukrotnie. Majecki mierzy się teraz z ogromną falą krytyki – nie bez powodu. Sytuacje, w których zawiódł cały blok obronny Brest i doprowadziły do porażki nie zostaną szybko zapomniane. Czy uda mu się jeszcze odwrócić tę narrację? Trzymamy kciuki.
tekst: Kornelia Polis, red. Alicja Serafin
Wyprawa po koronę świata – Mistrzostwa Świata w siatkówce
Wyzwania małe i duże stoją przed każdym sportowcem, nawet w grze zespołowej. Dla jednego siatkarza walka toczy się z rywalem po przeciwnej stronie siatki, a tymczasem jego kolega z drużyny wraca do formy po szampańskiej zabawie na własnym ślubie. Wszystkie te wyzwania usypują się w górę, za którą czeka wspólny cel – korona świata.
Młode wilki na szczycie
Choć wisienką na torcie zawsze są czempionaty drużyn seniorskich, to przedsmak wielkich emocji i ogrom dumy przysporzyło nam młode pokolenie siatkarek i siatkarzy. Zawodniczki z kadry U-19, z wychowanką wrocławskiego AWF-u Darią Wieczorek w składzie, wywalczyły brązowy medal Mistrzostw Świata. To pierwszy krążek dla Polski zdobyty po 24 latach w tej kategorii wiekowej. Ich koledzy po fachu spisali się jeszcze lepiej, zostając wicemistrzami świata. Naszą rozpędzoną drużynę zatrzymali dopiero Francuzi w wielkim finale turnieju.
Trójkolorowi okazali się także lepsi w meczu o brązowy medal Mistrzostw Europy U16. W Uniwersjadzie jednak nie mieliśmy już sobie równych. Po kapitalnej serii wygranych spotkań asi reprezentanci zostali królami akademickiej siatkówki. To szczególnie cieszy naszą redakcję, która kibicuje studentom nie tylko w dużych międzynarodowych halach, ale także tych, do których możemy dojechać wrocławskim tramwajem.
Starzy wyjadacze, nowe wyzwania
Nie da się jednak ukryć, że całą Polskę najmocniej poruszają występy kadr seniorskich, które staną przed starym-nowym wyzwaniem – zdobyciem medalu Mistrzostw Świata. Międzynarodowa Federacja postanowiła nie ułatwiać nam tego zadania; zmodyfikowano formułę turnieju. Przede wszystkim skrócono cykl rozgrywek. Czempionat będzie się odbywać co 2 lata zamiast co 4.Ponadto większą uwagę skupia się na popularyzacji dyscypliny w krajach mniej doświadczonych siatkarsko. Równość jednak nie zawsze oznacza sprawiedliwość, a jakości nie da się podarować. Trzeba ją wypracować.Wobec tego spora część środowiska, w tym ja, jest dość sceptyczna do tych zmian. Moim zdaniem w sporcie i w życiu powinniśmy wyrównywać poziom w górę, a nie w dół.
Honor cenniejszy niż złoto
O wiele większa presja ciąży na naszych siatkarzach, niż siatkarkach. Panie samym awansem osiągnęły sukces. Na ostatnich mistrzostwach przegrały po pięciosetowym ćwierćfinale z późniejszymi mistrzyniami z Serbii, więc jakikolwiek wynik lepszy niż 1/4 finału będzie dla nas spełnieniem marzeń.
Tymczasem panowie mają sporo rachunków do wyrównania. Nasi siatkarze sięgali po złoto w 2014 i 2018 roku, lecz w 2022 musieli zadowolić się srebrem, po bardzo ciężkim, wręcz upokarzającym meczu z Włochami. Młodzi, butni, aroganccy i piekielnie zdolni Azzuri rozbili nas wówczas 3:0. W pewnym sensie już im się odpłaciliśmy w finale Ligi Narodów, lecz oby był to tylko przedsmak do finałowego spektaklu w czempionacie.
Chętnych po siatkarską koronę świata jest bardzo wielu, lecz tylko jedna drużyna może ją zdobyć. Wysokie góry w Polsce zahartowały nas na wspinaczkę po filipińskich i tajskich szczytach. A jeśli złoto będzie już widać na horyzoncie, to wystarczy gdy sięgniemy po nie ręką.
tekst: Joanna Wicherska, red. Alicja Serafin
Polacy, mamy problem. Nasz eksportowy towar doznał kontuzji
Europejskie święto basketu już za rogiem. Pod koniec sierpnia, w katowickim Spodku, reprezentacja Polski rozpocznie rywalizację w 42. edycji Mistrzostw Europy w koszykówce. Skład wybrany przez trenera Igora Milicica prezentuje się solidnie, lecz zabraknie w nim najlepszego polskiego zawodnika — Jeremiego Sochana.
Mała łydka, wielki problem
Jak podaje KoszKadra:
Z powodu urazu łydki Jeremy Sochan opuścił zgrupowanie Reprezentacji Polski.
Ogromny wpływ na decyzję mieli trenerzy San Antonio Spurs, którzy chcą, aby Jeremy był w pełni gotowy na kolejny sezon na parkietach NBA. Do całej sytuacji na swoich mediach społecznościowych odniósł się sam zainteresowany:
Jestem bardzo rozczarowany, ale z powodu urazu mięśnia łydki niestety nie będę mógł zagrać dla Polski na tegorocznym EuroBaskecie. (…) Chcę podziękować moim kolegom z drużyny, trenerom i całemu sztabowi, a szczególnie kibicom w Polsce za wsparcie. Bardzo to doceniam i wiedzcie, że choć nie będę mógł być z Wami, to będę wspierał Polskę z całego serca! (pisownia oryginalna)
Absencja Jeremiego Sochana na zbliżającym się EuroBaskecie to ogromny cios, zarówno dla zespołu Igora Milicicia, jak i kibiców reprezentacji. Zawodnik Spurs miał być motorem napędowym oraz fundamentem polskiej ekipy po obu stronach parkietu.
Bez Sochana, ale nie bez nadziei
W obliczu absencji gracza Spurs większa odpowiedzialność spadnie na takich zawodników jak: Mateusz Ponitka, Aleksander Balcerowski oraz Michał Sokołowski, którzy byli liderami drużyny na poprzednich Mistrzostwach Europy, gdy Polacy sensacyjnie awansowali do półfinału i zakończyli turniej tuż za podium.
Kadra pokłada nadzieję także w pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych Jordanie Loydzie, który pod koniec lipca otrzymał polskie obywatelstwo. 32-letni zawodnik euroligowego AS Monaco w swoim debiucie z orzełkiem na piersi zdobył 20 punktów w trakcie 19 minut gry przeciwko reprezentacji Szwecji. Loyd w przeszłości grał razem z Mateuszem Ponitką w rosyjskim Zenicie Saint Petersburg i, jak można zobaczyć w mediach społecznościowych reprezentacji, bardzo dobrze odnajduje się w ekipie biało-czerwonych.
O tym czy Polacy poradzą sobie bez Jeremiego Sochana, przekonamy się już dzisiaj o 20:30. W pierwszym meczu fazy grupowej biało-czerwoni zmierzą się ze Słowenią, prowadzoną przez Lukę Dončicia, jedną z największych gwiazd NBA.
tekst: Kajetan Krawczyk, red. Alicja Serafin, grafika: Aleksandra Gałan