slowthai – Yum
Światowy rap w 2023 można jak na razie skrócić do dwóch niemalże nie-rapowych wydań. Pierwsze z nich to rzecz jasna Let’s Start Here od czerwonowłosego ulubieńca Polski, natomiast drugie…
Takiej wersji slowthaia nie mogłem się doczekać od 2018, kiedy na świat przyszedł Doorman – piekielnie chwytliwy kawałek, który do dzisiaj wywołuję euforię w autach, domach i na parkietach. Od tamtej pory kariera szaleńczego chłystka z Northampton to sinusoida, za którą chwilami ciężko było nadążyć. Dobre, lecz (jak dotychczas) nie do końca satysfakcjonujące albumy pozostawiały wrażenie, że Tyron życiówkę ma wciąż przed sobą. Jeśli też tak sądziliście, to intuicja was nie myliła.
UGLY to jakby nie patrzeć album post-punkowy, który jedynie przemyca elementy czysto hip-hopowe. W międzyczasie natkniemy się na klasyczne, angielskie przyśpiewki rodem z Gang of Four, syntezatorowe odloty à la Squid oraz wylewy emocji łudząco przypominające romantyczne sztuczki Fontaines D.C. I wiecie co? Wszystko nabiera sensu gdy zajrzymy do tzw. creditsów i wśród twórców ujrzymy Dana Cary’ego. To właśnie ten gość odpowiada za powstanie płyt takich jak Skinty Fia czy Bright Green Field, które w ubiegłych latach zdominowały zagraniczne podsumowania muzyczne Akademickiego Radia Luz.
Za szczyt producenckich umiejętności trzeba jednak uznać otwierające Yum, wpadające akurat do nieszczególnie wypchanej szufladki z podpisem electro-industrial. Slowthai (jak za starych doormanowych) znowu jest ostry, agresywny i nieprzewidywalny, a deathgripsowa stylistyka podsyca całość do ekstatycznego wrzenia. Ciężko będzie w tym roku rozgrzać mocograjową patelnię do wyższej temperatury, ale kto wie, być może dopiero się rozkręcamy.
Janek Dąbrowski