Smoke Bellow – Fee Fee
Mocograje to czasem strefa organicznych dziwności – m.in. dzięki grupom takim, jak Smoke Bellow. Grupa transkontynentalna, jak sam określa się australijsko-baltimorski tercet, celowała w izolację, zanim to było modne, a część piosenek na nową płytę powstała poprzez e-mailową komunikację. Zdalna praca max, ponoć takich pracowników szukają teraz menedżerowie.
Zróbmy więc psikus ekonomom, wypracowując rzeczy pozornie kojarzące się z powoli obumierającym wskutek streamingowo-marketingowej gangreny „alternatywnym” pop-rockiem (siemanko Tame Impala), w których znaleźć będzie można np. mantryczne riffy, biały funk na congach, pobudzające niecodziennością metra w zdawałoby się standardowych formach piosenkowych, czy też dużo dęciaków nagrywanych chyba smartfonowym mikrofonem. Mówmy zaś o nich długimi zdaniami z mnogością okoliczników, żeby dynamiczniakom poprzepalały się styki. Facetka nie patrzy.
Sebastian Rogalski