Sztuka zeszła do podziemia, a my podążyliśmy za nią
Położone pod powierzchnią, zapomniane na dekady i na co dzień niedostępne. W weekend 14-16 listopada to właśnie one – schrony, ukrycia i szczeliny przeciwlotnicze – ujrzały światło dzienne. Co skrywa przed nami podziemie Placu Grunwaldzkiego?
Sztuka zaangażowana społecznie
Wystawa „SCHRONY, UKRYCIA, SZCZELINY – To gdzieś dalej, nie ma obawy. A teraz bliżej, jeszcze bliżej” autorstwa Yuriya Bileya na pierwszy plan wysunęła przestrzenie służące do tego, by zapewnić schronienie w razie niebezpieczeństwa. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Wrocławski Instytut Kultury w ramach międzynarodowej platformy Magic Carpets. Tak artysta wypowiadał się na temat ekspozycji jeszcze w trakcie trwania prac:
Dłuższy wywiad z Yuriyem Bileyem prowadzony przez nas w związku ze współpracą z Wrocławskim Niezbędnikiem Kulturalnym znajdziecie tutaj. Zachęcamy do przeczytania artykułu w magazynie i do zapoznania się z jego drugą częścią na naszej stronie.
wyjście ze schronu, zdjęcie: Wrocławski Instytut Kultury
W ciągu ostatnich dni Paulina Brelińska-Garsztka, jedna z kuratorek wystawy, zapowiadała wydarzenie w audycji Pełna Kultura prowadzonej przez Krzysztofa Zająca i Aurelię Serdiukow:
Zaglądamy do podziemia – relacja z wystawy
Pierwszy punkt wystawy znajdował się przy Curie-Skłodowskiej i jest nim schron w budynku zamieszkiwanym przez artystę. Tak mówił o nim sam Yuriy Biley:
„Tak jak powiedziałem, ten budynek jest niemiecki, schron jest z PRL-u […], to wszystko widać po elementach, które tutaj zostały. My z kolei staraliśmy się przygotować go według wszystkich reguł. Wszystko co widzicie to są elementy, które muszą się znajdować w takiego typu obiektach.”
schron pod budynkiem przy ul. Curie-Skłodowskiej
„Ważną częścią każdego schronu jest szafa metalowa z jedzeniem i wyposażeniem, radiem, latarkami oraz ze skrytką dla dokumentów. Inna ważna część to łóżka rozkładane, na których ludzie w razie czego mogą spać. Ten schron z czasów PRL-u był przygotowany na trzy dni, żeby się ukryć przed wojną jądrową. Tego typu obiekt ma chronić 20 osób – tyle może ukryć się tutaj przez trzy dni, bez wychodzenia na zewnątrz. Dostęp świeżego powietrza zapewnia ten agregat, który też jest z lat 70-tych. Została do niego oryginalna instrukcja obsługi. Działa on w dwóch trybach. Ręcznym, jeżeli nastąpi blackout [awaria zasilania] i zasilanym przez elektrykę.”
maszyna zapewniająca dostęp świeżego powietrza w schronie
„To jest tunel, który prowadzi do wyjścia ewakuacyjnego 15 metrów za budynkiem. W razie, gdyby budynek się zasypał, można przejść po schodach i wyjść grzybkiem na górę.”
wyjście ewakuacyjne położone 15m od budynku
Druga lokalizacja mieściła się nieopodal, tuż przy brzegu Starej Odry:
„To są niemieckie szczeliny przeciwlotnicze, które zostały zasypane w latach 80-tych. Są pozostałościami po II wojnie światowej. Odmalowałem na nich 30-centymetrowe linie ewakuacyjne. Były na wysokości wzroku. Jeżeli w nocy byłby blackout, te linie będą się świecić na zielono, tak jak znaki ewakuacyjne. Pomiędzy szczelinami stoją dwie rzeźby z mojej serii kolażów. Czasami robię z nich rzeźby. »Wartość tych słów zależy również od ciebie« to projekt, w którym pracuję z archiwami, ze zdjęciami archiwalnymi z Muzeum Tatrzańskiego. Są to zdjęcia archiwalne Władysława Hasiora, który jeździł w latach 70-tych po Polsce i dokumentował propagandę. On to nazwał poezją przydrożną. Ja pracuję z tą dokumentacją, z tą propagandą tak, że tak naprawdę robię swoją propagandę. Wymieniam niektóre słowa, uwspółcześniam, wprowadzam feminatywy, delikatnie zmieniam. Zgadzam się z Hasiorem, że jest to rodzaj poezji, z którą bardzo łatwo pracować. Niestety propaganda jest tak podatna, że można ją bardzo łatwo wykorzystywać na swój sposób. Ale robiąc to, zastanawiam się nad tym, jak wyglądałaby dzisiaj Polska, jeżeli ta propaganda w latach 70-tych byłaby taka, jaką ja proponuję. Tutaj w oryginale na tym szyldzie w latach 70-tych pisało »nasze sprawy w naszych rękach«. Ja zmieniłem na »wasze sprawy w waszych rękach«, bo z pozycji tego, że jestem tu gościem, imigrantem, chciałem powiedzieć, że wasze sprawy w waszych rękach. I te wasze sprawy dotyczą bezpieczeństwa i schronów.”
projekt „Wartość tych słów zależy również od ciebie”
„Pan profesor Stanisław Kolouszek opowiada, że w latach 80-tych odbywało się tutaj dużo imprez i zrobiła się taka melina i żulernia z tych szczelin. Miasto postanowiło je zasypać. Zastanawiam się, dlaczego nie można było po prostu postawić drzwi i ich zamknąć… Ale wybrali taki sposób.”
zasypane szczeliny przeciwlotnicze
Ostatni punkt wystawy to schron znajdujący się pod Uniwersytetem Medycznym. W przeciwieństwie do pierwszego schronienia – nie został odrenowany. Oglądaliśmy go w stanie zastałym. Tymi słowami artysta rozpoczął oprowadzanie po lokacji:
„Pierwsze, co chcę powiedzieć to to, że bardzo dziękujemy Uniwersytetowi Medycznemu za udostępnienie nam tego miejsca. Jest to jedyna instytucja, która się zgodziła. Wszyscy inni – ktoś na początku, ktoś w trakcie – wycofywali się. To trudny temat.”
Paulina Brelińska-Garsztka dodała:
„Sam obiekt jest bardzo ciekawy. Jak powiedział pan Kolouszek, zbombardowany w 1944 roku. Jak tylko zgaśnie światło, jest cały fluorescencyjny, więc może uda nam się też wam to pokazać.”
poniemiecki schron pod Uniwersytetem Medycznym
W schronie pod Uniwersytetem Medycznym umieszczone zostały kolejne prace Yuriya Bileya, o których powiedział:
„To jest praca, która nazywa się »Moje hasło mogłoby być zrozumiane jako wpisujące się w narrację rządową«. To 100-metrowy baner, na którym ręcznie wypisałem […] »Mam niskie poczucie bezpieczeństwa, szczególnie po zmroku«. Chciałem go rozwiesić w 2021 roku w lesie podlaskim przy granicy z Białorusią. To praca powiązana z pushbackami, które odbywały się na granicy polsko-białoruskiej z ofiarami emigranckimi i osobami, które umierały w tych lasach i były wyrzucane przez straż graniczną. Nie udało mi się tego zrobić: […] rząd, który wtedy był, zrozumiałby to jako niskie poczucie bezpieczeństwa Polaków przez to, że imigranci są na granicy, a nie niskie poczucie bezpieczeństwa imigrantów, dlatego nie rozwinąłem go. Rozwinąłem to sam dla siebie w lesie. Zrobiłem zdjęcie, które pokazuję wam za szybą, która jest rozmazana. Postanowiłem, że rozwinę ten baner, jeżeli przejdzie czas, w którym będę miał poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś.”
„Moje hasło mogłoby być zrozumiane jako wpisujące się w narrację rządową”
„Jest to napis, który w 2022 roku sporadycznie i masowo, masowo, można powiedzieć, pojawiał się w Berlinie. Kilka miesięcy po wybuchu wojny w Ukrainie pojawiały się napisy »to nie nasza wojna«. Zaingerowałem. To było na budynku, w którym ja mam pracownię, w Berlinie, w dzielnicy Lichtenberg. Zrobiłem bardzo prosty gest – zakreśliłem słowo »nie«. I wyszło »to nasza wojna«.”
Zapraszamy do wysłuchania materiału reporterskiego, zawierającego materiały, które nie zostały zamieszczone w tym artykule:
Czym jest bezpieczeństwo w czasie globalnego niepokoju?
Temat poruszony przez Yuriya Bileya nie należy ani do łatwych, ani do przyjemnych. Należy do poważnych. Do takich, wobec których nie powinno się przechodzić obojętnie. Do ważnych.
Od bieżącego roku trwa ewidencjonowanie schronów: po dekadach zsuwania na margines świadomości o nich przestajemy jako społeczeństwo wypierać to, że istnienie zadbanych i funkcjonalnych miejsc, w których można schronić się przed wojną, jest składnikiem niepomijalnym w konstruowaniu przestrzeni.
Kiedy rozmawiałam z Yuriyem po raz pierwszy, opowiedział mi o pytaniu, które sam sobie zadaje, pracując z tym tematem. Czy jesteśmy bardziej bezpieczni w takiej rzeczywistości, w której dysponujemy wiedzą o tym, gdzie schrony się znajdują i co w nich robić, czy może w takiej, w której się nad tym w ogóle nie zastanawiamy? Przez ostatnie dekady nie myśleliśmy nad ukryciami w razie zagrożenia militarnego. Inaczej niż niedotknięta żadną wojną światową Szwajcaria czy uzbrojone w rozbudowany system schronień fińskie Helsinki. Z czego wynikał mechanizm wyparcia, który strawił polskie realistyczne podejście do kwestii bezpieczeństwa? Czy możemy wyciągnąć dziś jakieś wnioski na przyszłość, aby nie musieć w niej panikować?
Takie pytania budzą oczywiście kolejne – dotyczące tego, jak dużą siłę oddziaływania i moc sprawczą mają jednostki. Jak mówi Yuriy, „nasze sprawy w naszych rękach”. Tworząc tę wystawę, nie tylko dał wyraz temu, że inicjatywy oddolne mają wielki potencjał, ale również pokazał, że sztuka ma moc angażowania się społecznie i inicjowania zmian. Największa zmiana, która urzeczywistniła się dzięki wystawie, mieści się w nas: w naszym namyśle nad obronnością, wspólnotą, przetrwaniem i kwestiami odpowiedzialności, szczególnie tej społecznej. Po obejrzeniu wystawy sprawy związane z bezpieczeństwem są nam bliższe. Już nie jesteśmy gdzieś dalej w rzeczywistości odrealnionej, ale teraz bliżej, jeszcze bliżej realistycznej wiedzy i świadomości. Dalej cytując Alarm Antoniego Smolińskiego: i cisza, cisza, która się wzmaga towarzyszy naszej refleksji w ten weekend.
Tekst i opracowanie materiałów dźwiękowych: Aurelia Serdiukow
fot. Adam Sikora

„To nasza wojna”