Taco Hemingway – TRAMWAJE

2025, było minęło, wiesz jak jest
(…)
Trójkąt Warszawski dwa
Krytyka miesza go z błotem W sumie to owszem
Mogłem odpuścić plot twist, w którym się Piotrek okazał robotem

Jak powiedział w 2018 roku, tak teraz zrobił. W nocy z czwartku na piątek, 19 grudnia 2025 roku, Taco Hemingway wypuścił nowy album. Jest to kontynuacja historii z debiutanckiego, wydanego równo 11 lat wcześniej Trójkąta Warszawskiego. Jak to ma w zwyczaju, raper nie pokusił się o właściwie żadną promocję krążka. Nie przeszkodziło to w zdominowaniu wszystkich serwisów streamingowych oraz wykręceniu liczb nieosiągalnych dla praktycznie żadnego innego artysty w tym kraju. Czy krytyka faktycznie jednak powinna zmieszać z błotem Latarnie Wszędzie Dawno Zgasły?

Zacznijmy od negatywów nie jest to w żaden sposób przełomowa płyta w twórczości Filipa Szcześniaka. Zarówno podzielenie opowieści na kilka rozdziałów, jak i dobór bitów, flow oraz sposób opisywania rzeczywistości to elementy, które, w tej, lub podobnej formie, były już znane jego słuchaczom. Również bohaterowie oryginalnego Trójkąta, do których losów wracamy po ponad dekadzie, nie są nam obcy. Jeśli ktoś oczekuje totalnej świeżości, czeka go więc rozczarowanie.

Moim zdaniem największą siłą Latarnie Wszędzie Dawno Zgasły jest pokazanie opowiedzianej już raz historii z zupełnie nowej perspektywy. Głównym bohaterem debiutu Taco nie była bowiem opisywana w nim trójka ludzi, lecz otaczające ich miasto, w którym raper perfekcyjnie wynajdywał i opisywał na pozór zwyczajne fragmenty rzeczywistości. Na najnowszym LP sytuacja się odwróciła. Warszawa staje się bezdusznym, przytłaczającym tłem, podkreślającym jedynie zagubienie narratora.

Latarnie Wszędzie Dawno Zgasły to historia człowieka zatraconego w przeszłości, który obwinia świat za swoje niepowodzenia. Piotra-Łotra za odbicie mu przed laty tej jedynej, wymarzonej dziewczyny. Miasto i świat za brak perspektyw. W losy protagonisty, lamentującego nad utraconą młodością i szansami, Szcześniak bardzo zgrabnie wplata obraz socjoekonomiczny pokolenia wielkomiejskich millenialsów. Niby zarabiających dobrze, ale ciągle za mało w stosunku do pędzącej inflacji. Niby pchających życie i karierę do przodu, ale coraz bardziej zatracających marzenia w cieniu szarego życia.

Metropolitalny nastrój podkreślają starannie dobrane bity, czasem spoglądające w przeszłość, czasem idące w stronę newschoolu. Te pierwsze, które swoimi skreczami wzbogacił duet The Returners, przeważają w pierwszej części płyty. Choć brak im surowości i świeżości muzyki z Trójkąta Warszawskiego, to bardzo sprawnie wykorzystują chociażby liczne cuty największych ulicznych poetów stolicy. Te drugie z kolej pokazują ciągle rosnącą swobodę Szcześniaka na nowoczesnych podkładach. Pomimo narastającej od połowy albumu atmosfery duszącej paranoi trafiają się też lżejsze, natychmiast wpadające w ucho utwory. Wyróżnić można tutaj Fotomodelki z cudownymi, high-pitched samplami wokalnymi, czy Zakochałem się pod apteką.

Latarnie Wszędzie Dawno Zgasły to album idealnie pokazujący przemianę w twórczości Taco Hemingwaya od czasów Trójkąta Warszawskiego. Nie jest on już obserwatorem ludzkich drobnostek, splecionych ciasno z wielkomiejskim gwarem. Obecnie bardziej skupia się na pojedynczych ludziach czy to na sobie, czy wykreowanych przez siebie bohaterach i za ich pomocą opisuje szersze zjawiska społeczne. Przede wszystkim jednak jest w stanie stworzyć niezwykle spójny projekt, w którym każdy element, jak znakomite gościnki Livki, ma precyzyjnie zaplanowane miejsce we wciągającej, dystopijnej historii.

PS: Cieszę się, że Taco jednak nie odpuścił plot twistu, w którym się Piotrek okazał robotem.

Michał Lach