Taylor Swift

Taylor Swift

Taylor Swift to artystka, która osiągnęła wszystkie możliwe komercyjne szczyty w swojej karierze. Została nagrodzona nagrodą grammy aż czternastokrotnie w tym czterokrotnie za album roku, a The Tortured Poets Department – jej najnowsze wydawnictwo z 19 kwietnia –  było pierwszym albumem w historii platformy streamingowej Spotify, które miało ponad 300 milionów odtworzeń w ciągu jednego dnia. Lista rekordów i osiągnięć jest długa i zdaje się wciąż rosnąć. Nawet teraz elementem najbardziej zaskakującym i dla niektórych, bądź co bądź frustrującym jest niewyjaśniona zagadka jej fenomenu.

Taylor Swift artystką tygodnia w Radiu LUZ na 91,6 fm.

Artystka czy skutek uboczny kapitalistycznej maszyny sławy? Ten kto obserwuje jej poczynania na scenie muzycznej rozumie, jak bardzo istotny jest osobisty pierwiastek, który otworzył przed nią wiele drzwi i systematycznie buduje jej karierę. Taylor Swift wciąż mocno zakorzeniona jest w kategorii singer/songwriter i podkreślając swoją twórczą niezależność wydeptała ścieżki wielu początkującym artystom w mainstreamie dzisiaj. Fakt kreowania swoich własnych piosenek na podstawie życiowych doświadczeń oraz przeżyć zgromadził jej w ciągu kilkunastu lat kariery, rzeszę bardzo wiernych fanów. Swift umiejętnie porusza się w świetle reflektorów, wypowiada się także o miejscu kobiet w przemyśle muzycznym, o seksizmie i podwójnych standardach. Wywołała publicznie dyskusję o prawach muzyków do ich twórczości po konflikcie z wytwórnią, która sprzedała za jej plecami całą dotychczasową dyskografię. Swift postanowiwszy nagrać ukradzione albumy od nowa zapoczątkowała zupełnie nowy bunt w świecie muzyki. Nie da się ukryć, że to oznaka uprzywilejowanej pozycji w świecie muzyki, zwyczajnie stać ją na to, natomiast nie pozostawia wątpliwości fakt, iż jest to coś przełomowego co może zmienić podejście młodych muzyków i na jakich zasadach podpisują kontrakty z wytwórniami muzycznymi.

 

Od słodkiego country do osobistego popu

Początki kariery muzycznej Taylor Swift sięgają jej debiutu z 2006 roku, który z perspektywy czasu pozostał słodkim nastoletnim country. Później przyszły dojrzalsze albumy, które nieco więcej odsłaniały – Feraless (2008) z przebojem Love Story i Speak Now (2010) z przejmującą balladą Dear John. Te dwa albumy artystka zdołała nagrać ponownie jako reedycje, do których ma pełne prawa, dzieląc się z fanami wieloma utworami, które nie trafiły na oficjalny album. 

Prawdziwy przełom nastąpił na albumie Red, wciąż mocno czerpiącego z country, ale romansującego z muzyką popularną. Album ten nominowany został do nagrody Grammy i przyniósł fanom, jej najbardziej intymny utwór All too well, którego dłuższą wersję artystka ujawniła przy okazji reedycji płyty i towarzyszy mu krótkometrażowy film przez nią wyreżyserowany.  All too well to ballada o utracie czegoś wyjątkowego, gwałtownym uczuciu dwudziestolatki do kogoś starszego i niedostępnego, które przeradza się w niezrozumienie i rozpamiętywanie szczegółów. Autorka tworzy intymną atmosferę przy akompaniamencie gitary i opowiada historię poprzez detal, pozostawionego czerwonego szalika, czy zdjęcia z dzieciństwa na gzymsie kominka.  Utwór zawiera wiele dojrzałych metafor i bardzo wyróżnia się spośród wielu popularnych szlagierów płyty takich jak: 22, czy We are never getting back together i bardzo dobrze się zestarzał w stosunku do poprzednich płyt.

1989 to kolejna szalona i niespodziewana era w karierze Taylor Swift, która ostatecznie zwraca się w stronę pop mainstreamu z electro brzmieniami i chwytliwymi refrenami. Swift rozpoczyna wieloletnią współpracę z producentem Jackiem Antonoffem, który swój udział będzie miał na każdym z kolejnych jej wydawnictw. 1989 to płyta o wyjściu ze strefy komfortu, przyjaźniach, miłostkach i błądzeniu po ulicach Nowego Jorku. Pozostaje jednym z najlepszych albumów pop w karierze artystki, nagrodzony został w 2016 roku Grammy. 

Reputation to dark popowy comeback – roi się tu od mocno elektronicznych rozwiązań, odważnych tekstów odnoszących się do kultury hate’u i jest tutaj więcej z eksperymentu niż na 1989

W 2019 roku został wydany album Lover – jako pierwszy, do którego Taylor Swift miała pełne prawa. W pastelowych kolorach i z pudrową okładką stał się zupełnym powrotem Taylor do chwytliwego popu z osobistym charakterem, jako że artystka w tym albumie zdecydowała się odnieść do wszystkich odcieni miłości. Najbardziej wyróżniają się utwory Cornelia Street oraz False God

Kolejny przełom w karierze nastąpił prędko przy okazji pandemii – zamknięta w domu artystka nagrała dwa folkowe albumy we współpracy z Jackiem Antonoffem i Aaronem Dessnerem, dając w końcu upust wspaniałemu pisarstwu, które nie miało okazji się rozwinąć do tego stopnia przy okazji mainstreamowego popu. Folklore to prawdziwa perełka jej twórczości tak jak jej bliźniacza siostra, nieco smutniejsza Evermore. Te dwa albumy zaowocowały też w ciekawe współprace z Bon Iver oraz zespołem The National.

Midnights wydany w 2022 roku to album koncept – traktuje o nieprzespanych nocach, czasem są to męczące myśli i duchy przeszłości, które nie chcą nas opuścić, a czasem jest to pozytywna refleksja na temat odzyskiwania pewności siebie. Choć trudno mu było pobić fenomen i delikatność Folklore/EvermoreMidnights ma w sobie dużo synth popu i bedroom popu z paroma świetnymi utworami takimi jak Anti-hero czy Midnight Rain. Taylor Swift znowu otwiera przed nami pamiętnik, w którym brokatowym długopisem pisze o swoich słabościach, o rozkwitaniu dla samej siebie, o tym że o pewnych rzeczach nie da się zapomnieć, nawet kiedy się je komuś wybaczy i generalnie o tym co nie pozwala nam zasnąć i sprawia, że przewracamy się na drugą stronę. W tym koncepcie tkwi tak naprawdę przekonująca siła tego albumu. Tak jak w tekście do Anti-hero: Did you hear my covert narcissism I disguise as altruism/Like some kind of congressman? (Tale as old as time)/ I’ll stare directly at the sun but never in the mirror/ It must be exhausting always rooting for the anti-hero. Taylor przyznaje, że trudno jest jej przyjąć za fakt bycia idolką dla milionów, gdy posiada słabości zwykłego śmiertelnika i tak też się postrzega.

Torturowana poetka?

Nieco mroczny, brudny pop, opierający się na konfesyjności i monotonii – ale czy najlepszy i warty rekordów? 19 kwietnia tego roku ukazał się 11 album Taylor Swift – The Tortured Poets Department i wywołał lawiny komentarzy. Niektórzy zdobyli się nawet na stwierdzenie, że aż 32 utwory to przesada, na którą tylko najbogatsi muzycy mogą sobie pozwolić. Dodatkowo taka płodność ze strony artystki może się skończyć szybkim wypaleniem – i trudno się tu nie zgodzić. Pojawiają się pytania, czy osobisty charakter utworów to nadal autentyczność torturowanej poetki, czy też sprytny marketing. Fani jednak nie mają wątpliwości – wiele z utworów na The Tortured Poets Deparment zasługuje na miano najlepszych w karierze Taylor Swift. Wydaje się, że album byłby bardziej spójny w krótszej wersji, a długie współprace z konkretnymi producentami nie działają do końca na jej korzyść. 

The Tortured Poets Deparment i jego konfesyjny charakter wypada nieprzekonująco, nie jest to jednak do końca wina tej płyty, co popularności autorki i niemal znikomej prywatności na jaką sobie może pozwolić. Muzycznie wciąż trzymająca poziom, wyznaniowość jest tutaj nieco mniej uporządkowana i ilościowo przytłaczająca za pierwszym przesłuchaniem, ale ma swoje momenty. Oczywiście już na początku wyróżniają się pozytywnie utwory So long London, czy otwierający utwór Fortnight z gościnnym występem Post Malone. Wyraźnie widać tu zmianę estetyki – nie jest już tutaj nawet anti-hero, ale otwarcie antagonistką zamkniętą w psychiatryku. Oczywiście cała ta estetyka jest przesadzona z zamysłem i ironiczna tak jak w utworze Who’s afraid of little old me? Taylor Swift bawi się konceptem torturowanej poetki, nie mianując się nią i oddając hołd w tekście legendom takim jaki Patti Smith. Niemniej nie odejmuje to jej talentu dobrej songwriterki – nieocenzurowane wyznanie też może stanowić dobrą pożywkę inspiracji muzycznej i materiału do płakania wieczorami przy szumie winyla. Płyta zyskuje z każdym przesłuchaniem i zaskakuje spostrzegawczością. Pozwalając sobie na bycie postrzeganą jako szaloną i nieposkromioną Taylor Swift robi coś czego nie robiła do tej pory. Archetyp szalonego geniuszu w końcu nie jest tylko zarezerwowany dla mężczyzn.

Julia Prus