TUZZA Globale – BLIŹNIAKI SPOD ZNAKU WAGI

TUZZA Globale, nie da się ukryć – raz wypracowane styl i schematy ciągle konsekwentnie kontynuuje – najpierw na debiutanckiej epce, potem na pierwszym i drugim albumie, tym ostatnim (jeszcze) tegorocznym. Trudno stwierdzić, czy single które duet od pewnego czasu wypuszcza zapowiadają cokolwiek czy też nie, ale nadal są to świadectwa ciągłości twórczości Benita i Ricciego która, tak dla przypomnienia, polega na pewnej dozie abstrakcji i odrealnienia, futuryzmu poniekąd, zmieszanego, a jakżeby inaczej, z onegdaj niebezpieczną, brudną i biedną ulicą. Niektórzy doszukują tu nowego gatunku. Cóż, wszystko zależy od tego, czy jest to działanie celowe samych zainteresowanych. Pytanie na ten temat zostało im już kiedyś zadanie – niestety, Panowie nie byli jeszcze wtedy w stanie udzielić na ten temat jakiejś zdecydowanej wypowiedzi.

Być może od tego czasu samoświadomość co do własnej sztuki u TUZZY wzrosła. Co zwiększyło się na pewno, to liczba tematów nad którymi pochylają swe karki – tym razem inspiracje do tematu nie zostały zassane z południa Włoch, ani nawet nie z kinematografii, mimo, że w BLIŹNIAKACH mamy małą, trochę mniej niż zwykle wysublimowaną wzmiankę o młodocianym czarodzieju. Ich rozkoszny, rozpływający się po kościach jak roztopione neapolitańskim słońcem lody trap tyczy się tym razem męskiej przyjaźni. Fajnie, bo tak bezpośrednie postawienie sprawy wprost rzadko zdarza się w rapie, który odnogi ma raczej maczystowskie, więc nie wypada się przyznawać, że jesteś przywiązany do swojego przyjaciela i bardzo go sobie cenisz. A tu nie dość, że temat normalizowany jest po mistrzowsku, to i fani Benita i Ricciego znajdą tu kilka ciekawostek o swoich ulubionych raperach. Polecam słuchać w przerwie od zajadania się pizzą, nawet jeśli nie macie szansy zamówić jej prosto od wzmiankowanych.

Przewidywalność w przypadku niektórych artystów nie jest niczym złym, ba, samo utrzymywanie muzyki na tak stale wysokim poziomie w przypadku duetu jest już na pewno pewnym osiągnięciem – przecież Panowie ustawili poprzeczkę wysoko w chmurach. Swoją drogą, takie zagrania niektórzy zwykli nazywać spójnością, co podobno też jest dużym plusem, dla mnie zaś – wyeksploatowanym do bólu i pustym argumentem, który zdążył zmęczyć mnie przy czytaniu większości muzycznych podsumowań noworocznych (a jest dopiero 28 grudnia). Na myśl przychodzi mi tylko jedno zestawienie którego sprawdzenie nie będzie kosztowało mnie prawie żadnych frustracji i mowa tu oczywiście o tym radioluzowym. Pojawi się już za chwilę, dlatego z tej okazji serdecznie Was zapraszam do sprawdzenia co było pięć w roku 2020 według redaktorów redakcji muzycznej Radia LUZ. Polskiego rapu tam nie zabraknie, obiecuję!

Zuzanna Pawlak