Voo Voo

Voo Voo
Nabroiło się. W ten sposób artyści z zespołu Voo Voo (nawiązując do jednego ze swoich utworów) postanowili nazwać zeszłoroczną składankę, ukazaną światu w 35-lecie pierwszego albumu grupy. Nie wydają się oni jednak specjalnie zawstydzeni swoim zachowaniem. Kilka tygodni temu zaprezentowali bowiem kolejne wydawnictwo o bardzo wymownym tytule Premiera. Z tej okazji Artystą Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ zostaje grupa Voo Voo.

 

Voo Voo jest zespołem legendarnym. Voo Voo jest zespołem większym niż życie, jak ładnie mógłby to określić mój anglojęzyczny odpowiednik. Choć ciężko o banalniej brzmiące zdania, to jednocześnie nie sposób się z nimi kłócić. Mnogość projektów, utworów i dźwięków, które pomogły kształtować muzyczny krajobraz polskiej rzeczywistości przez prawie cztery ostatnie dekady stawiają ich w ścisłej czołówce najbardziej znamienitych i wpływowych polskich wykonawców.

Jak zaczęła się jednak cała ta afera zwana Voo Voo? Trop nieomylnie prowadzi nas do człowieka o zadziwiająco podobnie brzmiących inicjałach, jeśli czytać by je zgodnie z angielską fonetyką. Wojciech Waglewski, bo oczywiście o nim mowa na przełomie lat 70. i 80. swoją muzyczną drogę związał z zespołem Osjan. Był to twór eksperymentalny, szalony, czerpiący garściami z muzyki etnicznej. Jego największą siłą i znakiem rozpoznawczym były koncerty. Tam też Wagiel musiał się nauczyć jak radzić sobie z graniem 10-minutowego gitarowego solo bez pomocy żadnego z kolegów, czy nawet nagłośnienia. Jedynie on i akustyczna gitara. Szkoła życia i szkoła grania w jednym. Doświadczenia te oraz płynąca z nich chęć nieskrępowanej koncertowej ekspresji rzutują po dziś dzień na jego postrzeganie muzyki i sposób, w jaki kolejne albumy Voo Voo przyjmują swoje kształty.

Po odejściu z grupy Osjan i przejściowym okresie działalności w grupie Morawski Waglewski Nowicki Hołdys nadszedł czas na stworzenie czegoś własnego. Pierwotny skład Voo Voo tworzyli: Wojciech Waglewski, Andrzej Nowicki (gitara basowa), Wojciech Morawski (perkusja) i Milo Kurtis (instrumenty perkusyjne i trąbka). Ekipa nie przetrwała zbyt długo, można ją jednak usłyszeć na debiucie grupy zatytułowanym Voo Voo. Płyta bardzo trafnie  charakteryzuje pierwsze lata działalności formacji – brzmienie było zdominowane przez rock o niepokojącym, horrorowym wręcz sznycie. Teksty lidera grupy w tamtym czasie cechowały się surrealizmem, lecz i pewną baśniowością oraz oniryzmem.

Pod koniec lat 80. miał też miejsce wielce ciekawy incydent w dyskografii Voo Voo. Wspólnie z grupą dzieci nagrali płytę Małe Wu Wu. Absolutnie wspaniały w tej pozycji jest sposób podejścia do jej nagrywania przez Waglewskiego. Nie potraktował on bowiem małych artystów zgodnie z ich wiekiem. Potraktował ich jak dorosłych, dając im podkłady godne ,,dorosłego” albumu. Rock, elementy muzyki afrykańskiej i azjatyckiej, a nawet (w 1988 roku!) rap, upodabniający tytułowy utwór do czegoś wprost wyjętego z Licensed To Ill. Zamiast jednak o sprawach istotnych dla nastolatków i młodych dorosłych, teksty traktują o zagadnieniach ważnych dla osób ponad dwa razy młodszych od nowojorskiego pierwowzoru.

A skoro mowa już o zaskoczeniach – Karnawał. Zapewne każdy w naszym kraju zna, a wręcz bez problemu potrafi zanucić melodię co roku pojawiającą się w polskich mediach wraz z początkiem stycznia, gdy coraz bardziej wyczekujemy finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jaki procent jednak jest świadomych tego, że twórcą kultowej melodii jest właśnie nasz Artysta Tygodnia? Obecna wersja powstała dzięki połączeniu utworu Voo Voo oraz grupy Jafia Namuel – Pozytywne Myślenie. Jak mówi o oryginale sam Jurek Owsiak – muzyka ta idealnie oddaje podstawowe założenia Orkiestry, czyli czynienie rzeczy dobrych przez radość, miłość i zabawę.

Początek lat 90. to dla Voo Voo również czas znaczącej artystycznej reorientacji, za której symbol zazwyczaj uznaje się album Łobi Jabi. Stanowi on odejście od tematów i stylistyki pierwszych lat działalności zespołu, przenosząc go w okres folkowy, pełen zapożyczeń i nawiązań do muzyki innych kultur. Na tym albumie szczególnie silnie zaznacza się obecność Alima Qasimova, azerskiego wokalisty, którego baśniowe zaśpiewy przenoszą słuchacza w malownicze, a tak mało znane w naszej kulturze regiony kaukaskiej sztuki. Wydawnictwo to było również silnym zaznaczeniem swej obecności w kształtowaniu muzyki grupy dla Mateusza Pośpieszalskiego. Odpowiada on bowiem za aranżacje smyczkowe oraz tytułowy utwór tego porywającego albumu.

Łobi Jabi zawiera też prawdopodobnie najbardziej znaną wersję jednego z dwóch kluczowych dzieł formacji – Floty zjednoczonych sił. Utwór ten, razem z  Nim Stanie Się Tak, Jak Gdyby Nigdy Nic Nie Było – przeszedł przez lata dziesiątki wcieleń i metamorfoz. Obie pieśni są właściwie jedynym stałym punktem koncertów. Po części jest to ukłon w stronę miłośników grupy, po części manifestacja filozofii Voo Voo. Potrzeba bliskości drugiego człowieka oraz wiara w lepsze jutro, nawet jeśli dzisiaj jawi się w katastroficznym świetle. To właśnie pcha muzyków, a wraz z nimi publikę, ku tym wyczekiwanym lepszym chwilom. A to, że jak zdradza sam Waglewski, dzieła te zostały specjalnie skomponowane w ten sposób, by można je było zagrać na sto tysięcy sposobów to tylko dodatkowy plus…

Nie sposób wymienić wszystkich znaczących albumów, dokonań i projektów grupy. Inaczej artykuł ten miałby prawdopodobnie długość dość obszernej książki. Kilka z nich wybija się jednak usilnie z tłumu (elitarnego, trzeba od razu sprecyzować). Pierwszym wartym wyróżnienia krążkiem jest Flota Zjednoczonych Sił, na którym panowie akompaniowali do własnych dzieł swoim znamienitym gościom, wśrod których warto wymienić chociażby Macieja Maleńczuka, Grzegorza Turnaua, Stanisława Sojkę, czy Kasię Nosowską. Następnym istotnym wydaniem jest  21, gdzie razem z Orkiestrą Kameralną Miasta Tychy na nowo zaaranżowane zostały utwory z dotychczasowej (już wtedy 20-letniej) działalności grupy. No i wciąż świeża Anawa 2020, gdzie tym razem artyści postanowili oddać hołd 50-letniemu kamieniowi milowemu polskiej muzyki autorstwa Marka Grechuty.

Na osobny akapit zasługuje wydawnictwo Placówka ‘44, na którym ponownie zespół wsparli – tym razem młodzi – muzycy, między innymi Justyna Święs. Tym razem teksty nie powstały pod piórem Waglewskiego, lecz młodych warszawiaków biorących udział w konkursie poezji. Nie byłoby w tym nic niezwykłgo, gdyby nie fakt, że dzieła te pochodzą z sierpnia 1944 roku, czyli czasów anihilacji stolicy i apokalipsy dziejącej się na każdej ulicy. Zdaniem frontmana grupy ów zbiór poezji jest prawdziwym triumfem człowieka. Nie wiem, czy po przesłuchaniu Dziś Idę Walczyć, Mamo jestem w stanie dodać cokolwiek więcej do tych słów.

Nie sposób też nie wspomnieć o innym wydarzeniu, zakorzenionym bardzo głęboko w corocznym letnim krajobrazie koncertowym. Mowa tu oczywiście o Męskim Graniu, które swój początek miało w 2010 roku, a pierwszym dyrektorem artystycznym został Wojciech Waglewski. Hymn ówczesnej edycji, Wszyscy Muzycy To Wojownicy, w którym Voo Voo towarzyszyli Abradab i Maciej Maleńczuk jest triumfalną manifestacją potrzeby tworzenia sztuki. Nawet, jeśli świat dookoła nie zawsze ją docenia. Choć w późniejszych latach trasa skręciła w znacznie bardziej mainstreamową stronę, to właśnie sukces pierwszej edycji stał się podwaliną pod tytana, jakim jest ta impreza obecnie. Było to możliwe właśnie dzięki batucie lidera Artysty Tygodnia.

Zagłębiając się z powrotem w główny nurt historii Voo Voo można by zadać sobie pytanie – skąd tak ogromna różnorodność w ich twórczości? W jaki sposób z albumu na album są oni w stanie przejść od bluesowego i mocno etnicznego Dobry Wieczór, do jazzowego i wirtuozerskiego 7? Odpowiedzi ponownie udziela główny zainteresowany. W formie bardzo skróconej stwierdza on wprost, że członkowie zespołu nie lubią się powtarzać. Nieco bardziej zaś rozwijając temat, Waglewski mówi tak…

W momencie, gdy czujemy, że się mechanizujemy, powtarzamy – musimy natychmiast to zerwać… Każda z płyt Voo Voo jest elementem poszukiwań. Niekiedy płyta zamyka pewien etap, po czym zajmujemy się już odmienną, czasem krańcowo odmienną materią dźwiękową.

 

Ta niemożność twórczego ,,usiedzenia na miejscu” sprawiła, że w 2017 roku formacja wydała album wyjątkowy, nawet jak na swoje wygórowane standardy. Ciężko stwierdzić, jak na jego kształt wpłynęły słowa jednego z synów-muzyków Waglewskiego, gdy ten siadał on do pisania swojego kolejnego dzieła.

Już nie musisz nikomu niczego udowadniać. Nagraj coś, czego nikt nie kupi.

 

Nestor poszedł za tą radą. Już na wstępie jednak mogę uprzedzić, że przepowiednia nie wypaliła, gdyż album osiągnął status złotej płyty. Pod względem muzycznym jest to natomiat intymna, pozornie przyziemna podróż przez siedem dni tygodnia, od których utwory wzięły swoje nazwy. Czasem mocno prozaicznie cieszymy się Piątkiem, siedząc ładnie ubrani przy stole razem z Waglewskim. Innym razem rozkoszujemy się słodyczą wczesnego niedzielnego poranka, czując ulgę, iż niepokój, że zaczyna się coś, co brzydko cuchnie podczas sobotniej nocy już ustąpił. Środkiem wyrazu dla tego zbioru nadziei, obaw, wspomnień i radości jest głównie jazz. Czasem bardziej mistyczny i ciężki od nadmiaru wina, innym razem lekki i pogodny niczym piękny niedzielny świt.

No i wreszcie nadszedł czas Premiery. Gdzie tym razem zabierają nas Wojciech Waglewski, Mateusz Pośpieszalski, Karim Martusiewicz i Michał Bryndal? Ponownie jest to zbiór myśli, dźwięków i przeżyć uchwyconych w trakcie koncertu, które w studiu przybrały formę ,,dorosłego” dzieła. Trochę obserwacji, a czasem uwag do ludzi dookoła, do ich przywar i wad. Na pierwszy plan wybija się szczególnie fenomenalna Ochota, nagrana wspólnie z Hanią Rani. Lider grupy mocno ironicznie reklamował ten album: podobnie jak w przypadku wszystkich dzieł Voo Voo trzeba będzie usiąść, otworzyć sobie tę butelkę wina i wytrzymać. Ale jak to się skończy, to będzie taka radość, że wreszcie się skończyło, że dla tej radości warto to kupić.

Nie myślałem, że kiedyś to powiem, ale muszę się z Panem, Panie Wojciechu, bardzo uprzejmie nie zgodzić.

Michał Lach