Wspominamy festiwale z tego lata: 9 edycja LAS Festival

Wspominamy festiwale z tego lata: 9 edycja LAS Festival
Końcowe dni czerwca to szczególny czas nie tylko ze względu na rekordowe temperatury czy sesje egzaminacyjne. Było to również rozpoczęcie sezonu festiwalowego, czyli dla Nas jako redakcji muzycznej chyba najlepszy czasu w całym roku. W poszukiwaniu unikatowych form ekspresji i przenoszenia klubowych brzmień w miejsca nie do końca do tego stworzone, trafiliśmy do Paczyna – miejscowości niedaleko czeskiej granicy cechującej się urokliwymi widokami i sporą ilością przewyższeń (to najbardziej odczuły akurat moje łydki oraz samochód zdecydowanie nieprzystosowany do górskiej jazdy).  Zanim rozpocznie się kalendarzowa jesień, nie dajmy się pogodowym anomaliom i powspominajmy najlepsze festiwale ostatnich miesięcy.

 

Od 25 czerwca Paczyn stał się również pięciodniową stolicą niskich częstotliwości. Wraz z początkiem każdego dnia (tutaj zaznaczyć trzeba, że widać było zróżnicowanie w tych początkach wśród odwiedzających), za basowe rozmasowanie obolałych od tańca nóg, odpowiadała gwardia DJ-ów na dziennej scenie Las Palmas. Dzięki położeniu blisko strefy gastro, nie dało się przejść obojętnie obok soczystych brzmień rozprężającego disco czy house-u, a długawe kolejki po kawę (towar deficytowy jeżeli nie pomyślało się o własnym zasobie) upływały w tempie zdecydowanie szybszym, niż zdążyły mnie do tego przyzwyczaić inne festiwale ze znaczącą liczbą odwiedzających.  

 

Dzień zaczyna się po zmroku

Prawdziwym rozpoczęciem dnia festiwalowego były godziny popołudniowe, kiedy to do życia wracały sceny funkcjonujące od nocy aż do rana. Każda z nich oferowała coś zupełnie wyjątkowego – nie tylko pod względem muzycznym, ale również i wizualnym. LAS Festiwal to jedno z najlepiej urządzonych wizualnie eventów, na jakich miałem okazję się znaleźć. Gra kolorami i wystrojem rzuca się w oczy od razu po przekroczeniu progu festiwalowych drzwi. Jednolite wykończenie ozdobników z drewna i rozmieszczenie ich nawet w najgłębszych zakamarkach tworzyło klimat zarazem organiczny, jak i pozwalający na zupełne odcięcie się od życia poza festiwalem. 

Ponadto na pochwałę zasługuje powalająca czystość utrzymywana 24 godziny na dobę za sprawą wolontariuszy, świetnie opisanych na stronie zasad savoir-vivre oraz sporej ilości śmietników rozlokowanych w newralgicznych punktach. Nie można również zapomnieć o ludziach, bardzo otwartych i skorych do pomocy w najgłupszych sprawach pokroju pompowania materaca, czy poratowania powerbankiem. Takiej społeczności nie buduje się w dzień, miesiąc, a nawet rok i tutaj ukłony idą w stronę zarówno organizatorów, jak i przyjezdnych. 

Kiedy cisza staje się głośna

Przechodząc do kwestii muzycznych, przygotowaliśmy dla Was z moim LAS-owym kompanem Antkiem Winiarskim zestawienie naszych ulubionych stref tegorocznego Festiwalu. Było to zadanie niebywale trudne, bo każda scena cechowała się zupełnie inną energią – przez wystrój czy graną muzę. Jedno  pozostało jednak niezmienne i była to jakość – przez całe 5 dni dowozili zarówno headlinerzy, jak i debiutanci niezmiennie rozgrzewając do czerwoności LASowe tłumy. Oto sceny, z którymi nasze uszy zostały na chwilę dłużej: 

HAPOPO

Godzina między czwartą a piątą nad ranem. Wszyscy, którzy, po intensywnym, trwającym całą noc szaleństwie dalej mają ochotę na więcej, kierują się w stronę sceny Hapopo. Najdalej położona od wejścia głównego scena mieści się nad malowniczym widokiem na pobliskie Jezioro Bukówka i otaczające je wzgórza. To właśnie tutaj gromadzą się najwytrwalsi uczestnicy LAS Festivalu, by za chwilę wspólnie podziwiać wschód słońca. W końcu nieprzypadkowy półkolisty kształt owej sceny, która niegdyś nazywała się Rising, od przytoczonego zjawiska. W tej wyjątkowej chwili towarzyszą nam zarówno ciepłe, house’owe klasyki jak i nowofalowe świeżynki, od których nie sposób się oderwać. 

 

Substance

Nie mogło obyć się również bez wrocławskiego akcentu. Za brzmienie sceny spływającej potokiem deszczowej Anglii odpowiadał kolektyw SPLOT, który kojarzyć możecie m.in. z naszej LUZowej anteny. Ekipa znana jest z audycji g r i t, Night Bus i Burn The Roots. Trzeba przyznać, że panowie spisali się na medal, bo spójny klimat ciężkiego drum’n’bassowo-grimeowego chłodu trzymali artyści z najwyższej półki. Zapadające w pamięć sety Mali i niezłomnego Blackeyed MC bez dwóch zdań udowodniły, że warto było postawić na SPLOT jako kuratorów sceny. Zobaczymy, co przyniesie przyszłoroczna edycja, bo aż strach się bać czym panowie zaskoczą nas, mając już trochę wprawy w organizacji takiego przedsięwzięcia.

 

Ritual

Scena, której nie da się nie zauważyć ani tym bardziej nie usłyszeć. Prezentowane tutaj potężne uderzenia dochodzą nas nawet z drugiego końca terenu LAS Festivalu. Położona niedaleko bramy głównej, ukryta pośród łysych konarów drzew iglastych, wygląda brutalnie i niepokojąco, a przede wszystkim niezwykle intrygująco. Można powiedzieć, że to właśnie mrok jest jej największą siłą. Podobnie zresztą można powiedzieć o obecnej tu gęstej i dusznej selekcji. Od wszelkich odcieni acidu po techno – równie bezkompromisowo, jak w przypadku wyglądu – scena Ritual dyktuje swoje własne warunki, nam jedynie pozostaje oddać się jej hipnotycznej aurze.

tekst: Antek Winiarski, fot. Ola Zielińska, red. Alicja Serafin