Antoha MC
Skromna bomba nie do końca świadoma własnej wartości – tak najkrócej można scharakteryzować Antona Kuzniecowa. Antoha MC, bo pod takim pseudoninem dał się poznać szerszej publiczności, to multitalent: śpiewa, rapuje i sam się produkuje. Poza tym tańczy, nieobca jest mu też sztuka graffiti. Dodatkowo gra na trąbce, która stała się znakiem rozpoznawczym jego muzyki. Słabo? Można jeszcze dodać, że na swoich koncertach występuje czasem także w roli barmana. Wielka dusza.
Anton urodził się w roku 1990 i od tamtej pory mieszka z rodzicami i swoją dziewczyną w bloku na przedmieściach Moskwy. Zjablikowo, bo tak nazywa się ta dzielnica, składa się głównie ze zbyt szerokich ulic i zbyt wielkiej płyty. Jeśli wierzyć Antonowi, dojazd metrem do centrum zajmuje godzinę. Wyobcowanie to dominujące uczucie, jakiego można się nauczyć w takim miejscu, zwłaszcza będąc tak wrażliwą jak Antoha osobą. Słychać to zresztą w jego muzyce: z melancholią walczy się samodzielną twórczością. Psychoterapia w stylu „zrób to sam”? Być może, ale przede wszystkim wielka potrzeba bycia zauważonym.
Z upływem czasu zmieniał się charakter twórczości Antona. Wszystko zaczęło się w roku 2011 z albumem Ot vsei dushi. 9 kawałków, które flirtowały właściwie ze wszystkimi trendami obecnymi we współczesnej rosyjskiej muzyce, na tle innych produkcji tamtego okresu wyróżniało wielkie zamiłowanie autora do śpiewania. Pojawiający się tam rap wynika raczej z bogatej osobowości Antohy niż etosu nabytego dzięki wychowywaniu „na blokach”. Również samo „MC” w pseudonimie płynie chyba z potrzeby wpisania zagubionego siebie w jakiekolwiek ramy. Zresztą cały album trudno zakwalifikować do jednej szufladki. Są tam momenty hip-hopowe, jest 2-step, poza tym dancehall i jazz (trąbka!). Znalazło się nawet miejsce dla elektronicznego r’n’b, w którym to stylu utrzymany jest pierwszy hit Antona: O muzyka.
Lata od roku 2011 do 2015 to dla Antohy okres średnio intensywnej pracy twórczej. Co jakiś czas wydawał pojedyncze utwory, nagrywane oczywiście w mieszkaniu rodziców. Wszystkie z nich sprawiają wrażenie stworzonych raczej z potrzeby chwili niż trzymania się jakiegoś przemyślanego artystycznego planu. Podobnie jak w przypadku debiutu rozstrzał stylistyczny jest ogromny. Znalazło się miejsce i dla typowego hausu, i dla truskulowego rapu, a także UK Funky z dziecięcym chórkiem. Elementem spajającym jest jednak – jak zwykle w przypadku Antona – osobowość autora. Utwory z tamtego czasu zostały wydane w 2015 roku na składance Neizdannoe, opatrzonej, jak zwykle, świetną rysowaną okładką.
Rok 2015 był dla Antona przełomowy. Chyba wtedy poczuł, że robi coś ważnego zarówno muzycznie, jak i kulturalnie – i postanowił ogarnąć swoją karierę. Właśnie wtedy wydał nie tylko zbiór wcześniejszych nagrań, ale także wrócił z nowym albumem zatytułowanym Vsyo proidyot. „Wszystko płynie” – bo chyba tak należy tłumaczyć ten tytuł – jest albumem spokojniejszym, nagranym na jeszcze większym niż wcześniej luzie. Trudno też na nim wyróżnić jeden singlowy banger, ale dzięki temu całość jest spójna i sugestywna w wyrazie. Podczas tworzenia podkładów Antoha mocno inspirował się muzyką jamajską. Ten mariaż Karaibów i rosyjskiego stepu wypadł zaskakująco odprężająco. Brzmi to jak wakacje pod wiejską gruszą, ale z Barringtonem Levym w tle.
Poza własną twórczością Antoha stał się też bardzo pożywnym materiałem dla wszelkiej maści remikserów pochodzących ze wschodu. Charakterystyczną cechą tamtej sceny jest bowiem silnie zakorzeniony etos DIY, który napędza bardzo żywe muzyczne podziemie i pozwala mu z sukcesem istnieć obok tamtejszego mainstreamu. Ważnym elementem tej układanki jest też portal SoundCloud, na którym muzycy mogą się odnaleźć. Efektem pracy innych nad utworami Antona są dwie kompilacje, każda zatytułowana po prostu Zbiór remiksów (Sbornik remiksow).
W zimie 2016 roku Antoha wydał kolejny album zatytułowany Rodnya. Znów można było mówić o zmianie stylu. Tym razem Anton mocno inspirował się nowofalowym rosyjskim rockiem, przede wszystkim twórczością Wiktora Coja i grupy Kino, a także petersburskim bandem Leningrad. Te dwa legendarne zespoły pobrzmiewają w zmęczonych melodeklamacjach i zimnych, agresywnych podkładach. Wydaje się, że po wakacjach, których wyrazem było Vsyo proidyot, Anton wrócił do swojego bloku i znalazł tam dobrze znaną betonową melancholię. Remedium na smutek okazała się jak zwykle muzyka. Trąbka Antohy brzmi tu jednak inaczej niż zwykle. Częściej niż kiedyś jej dźwięk dobywa się przez tłumik. Wymowne.
Ostatni rok to dla Antona przede wszystkim czas intensywnego koncertowania. Wcześniejsze nagrania utwierdziły jego status jako jednego z najważniejszych młodych rosyjskich wykonawców, a popularność, jaką zdobył, sprawiła, że w niektórych mediach uznawany jest za głos pokolenia "najntisów". Szkoda tylko, że na żywo występuje jedynie w krajach byłego ZSRR. Z drugiej strony takie podejście idealnie pasuje do jego postaci. Wierny przede wszystkim swojej małej ojczyźnie językowy patriota odmawiający nagrywania po angielsku i nie do końca przejmujący się tak przyziemnymi sprawami, jak światowa kariera, Anton pozostaje oddany wypracowanym w toku kariery ideałom.
Na wiosnę tego roku Anton zapowiedział kolejny album, który promują dwa single o wiele mówiących tytułach: Impuls serdsta i Ritm serdtsa. Serce jako podstawa twórczości – pozornie nie można sobie wyobrazić większego banału. W przypadku Antohy ten banał znajduje jednak mocne uzasadnienie nie tylko w dziedzinie wyznawanych przezeń wartości (te są do cna tradycyjne), co w samej muzyce. Trudno o większy szlagier niż Ritm serdtsa, przy którym po prostu nie da się spokojnie usiedzieć. Album, roboczo zatytułowany Davai v plyas, ma się ukazać już niebawem, choć w przypadku tego artysty potencjalne obsuwy nie będą niczym zaskakującym.
Największa obawą, jaką można żywić w stosunku do postaci Antohy, nie są tak oklepane zmartwienia, jak utrata twórczej formy czy „popadnięcie w komerchę”. Najbardziej zagraża mu chyba nieprzyjazne środowisko. Środowisko w znaczeniu najbardziej prozaicznym, które na pewno odbije się na zdrowiu tego wrażliwego chłopaka. Wciąż zatrważająco młody duchem Anton wydaje się być postacią po prostu zbyt delikatną jak na współczesną Rosję. Miejmy jednak nadzieję, że ocalenie będzie czekało na niego tam, gdzie zawsze: wśród rodziny, znajomych i muzyki.