ARTYSTA TYGODNIA: The Notorious B.I.G.
Niesamowicie wymagającym zadaniem jest zlepianie w gruncie rzeczy pustych słów na temat artysty – ikony. Muzyka, którego twórczość od ponad dwóch dekad już regularnie zalewa treści recenzji, artykułów, felietonów i wszystkich innych form tekstu dziennikarskiego. Bohater filmu dokumentalnego z 2009 roku, który – kontrastując z przeciętnym przedstawicielem nurtu – nie trąci sztampą i czaruje wiarygodnością. Raper z nienaturalnie zawężoną dyskografią, która 17 lat po śmierci ciągle potrafi przytłaczać swoją obszernością i niedosytem po tak potężnym potencjale. 13 września swoje dwudzieste urodziny obchodzić będzie debiutancki krążek Notoriousa – "Ready To Die". Jedna z tych pozycji, do których dociera się relatywnie wcześnie, aczkolwiek nie wyrasta z niej. Co więcej, jest to płyta dojrzewająca razem z odbiorcą, regularnie gruntująca odczucie braku przypadkowości i wielkości dzieła (nawet jeśli prywatnie wyrzuciłbym delikatnie chybione Friend Of Mine). Ten wspaniały jubileusz pozwoli naszym słuchaczom jeszcze dokładniej zgłębić twórczość Biggie'go – naszego artysty tygodnia.
Christopher Wallace, Biggie Smalls, Frank White, Big Poppa lub po prostu Notorious B.I.G. Wachlarz ksywek równie przepastny co ponadczasowa twórczość gęsto upchana w raptem dwa albumy, a trzy krążki. Jedna z najbardziej znanych metryk w historii współczesnej muzyki rozrywkowej. Kinowy scenariusz walki głodu finansowego i artystycznego, starcie tu i teraz dilera z Brooklynu z perspektywą szlifowania talentu na drodze realizacji zapewne nigdy nie wyśnionego nawet snu. Trudny, zdolny dzieciak – historia zaczyna się jak każda. Co odróżnia ją od pseudo dokumentów to nie tylko fakt, że była rzeczywista. Przełom dzieństwa i dorosłości, więzienie, seria potknięć i ten właściwy krok w stronę zarejestrowania tych trzech godzin, które z roku na rok zdają się coraz bardziej zahcwycać krytyków i coraz intensywniej wpływać na odbiorców zarówno "Ready To Die" jak i "Life After Death".
"Ready To Die" – wydane rzecz jasna dla Bad Boy P. Diddy'ego – to pozycja kultowa nie tylko ze względu na falę pozytywnych recenzji, statystyki sprzedaży czy zamieszanie jakie nadal, po tylu latach, potrafią zrobić arcy przebojowe single. Głód artystyczny Biggie'go jest tutaj na tym samym, wariackim szczeblu co w przypadku "Illmatic" Nasa czy "Reasonable Doubt" Jay Z. Selekcja tła dla popisów wokalno-lirycznych Notoriousa do dziś stanowi punkt odniesienia dla całej rzeszy raperów niezdarnie usiłującej sprawnie zbalansować ilość hitów i numerów dla ulic. Przepych, jachty, najdroższe szampany zestawione ze strzelaninami, sprzedawaniem narkotyków nawet kobietom w ciąży i szlochaniem matek codziennie rozrywające gwar przecznic Brooklynu. Recepta teoretycznie banalna, lecz tylko teoretycznie. Egzekucja tego konceptu okazała się być czymś na tyle niebywałym i wiarygodnym, że obróciła nieprawdziwe pozory w brudny realizm kapitalnych storytellingów, średnio szarmanckie, niesamowicie chwytliwe "love songi" i (co nawet na ekranie wygląda dość osobliwie) naprawdę poruszające, refleksyjne numery jak "Everyday Struggle" i zamykające album "Suicidal Thoughts" prezentujące pożegnalny telefon Biga do Puffa, bezpośrednio przed pociągnięciem za spust. Magiczna układanka.
Tydzień, miesiąc, dwie dekady – nieważne ile czasu spędzilibyśmy na wałkowaniu twórczości Notoriousa, progresja dni i nocy nie oddałaby masy twórczości artysty. Artysty niepowtarzalnego, ze słownikowej definicji tego przymiotnika. 20 lat "Ready To Die" i otwierający wrzesień tydzień z dwoma tak znaczącymi albumami Biggie'go. Tylko teraz, tylko w Akademickim Radiu LUZ.