Artystki Tygodnia

Artystki Tygodnia

Z okazji Dnia Kobiet, kolejny rok z rzędu, wyróżniamy wyjątkowe artystki!

Muzyka byłaby zupełnie inna, gdyby nie kobiety, które odważyły się iść pod prąd. Ich twórczość, charyzma i odwaga inspirują, przełamują stereotypy i zmieniają oblicza muzyki. Z okazji Dnia Kobiet prezentujemy nietuzinkowe Artystki Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.


Jun Togawa

Włączając citypopowe nostalgiczne playlisty ociekające blichtrem Japonii lat 80., wcale nie tak łatwo natrafić na Jun Togawę. Może dlatego, że była jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci tamtejszej sceny alternatywnej. Konwencjonalne normy dotyczące ról płciowych, kobiecości i relacji społecznych podważała w typowo japoński sposób – rzadko otwarcie deklarowała polityczne intencje swoich działań, ale jej teksty i wizerunek sceniczny mówiły same za siebie.

Przykładem jest Suki Suki Daisuki – piosenka, która na pierwszy rzut oka brzmi jak cukierkowe wyznanie miłości, lecz z czasem odsłania niepokojący, wręcz psychotyczny wymiar obsesji i podporządkowania. W ten sposób Togawa dekonstruowała stereotypowy obraz kobiety w japońskiej kulturze – grzecznej, uległej i pasywnej. Z kolei jej działalność w zespole Guernica eksplorowała dystopijne i totalitarne wizje świata, często nawiązujące do wojennej i powojennej historii Japonii, podkreślając lęk przed mechanizacją i kontrolą społeczną.

Jej groteskowy, buntowniczy styl stanowił radykalne przeciwieństwo kształtującej się wówczas kultury idol, gdzie kobiety miały być urocze, uległe i nieskazitelne. Togawa wywracała ten wzorzec na opak – śpiewając o obsesyjnej miłości, transformacji ciała i społecznej opresji, podważała konserwatywne normy dotyczące ról płciowych i indywidualizmu. Choć nie była aktywistką w tradycyjnym sensie, jej artystyczny przekaz miał wyraźnie krytyczny charakter i torował drogę przyszłym artystkom wyłamującym się z narzuconych schematów. Tym samym stała się jedną z kluczowych postaci anti-idol movement oraz japońskiej alternatywnej sceny muzycznej.

Jeśli w muzyce szukacie zaskakujących brzmień i nietuzinkowych postaci niczym Japończycy rzadkich figurek z automatów gashapon, to Jun Togawa jest limitowaną edycją – ukrytą gdzieś w bocznej uliczce Akihabary, czekającą na tych, którzy wiedzą, gdzie szukać.

Julia Karska


Soyeon

Jeon So-yeon na pewno znana jest fanom k-popu! To liderka jednego z najpopularniejszych koreańskich girls bandów – (G)I-DLE oraz wszechstronnie utalentowana idolka. Początki jej kariery nie należały do najłatwiejszych. Soyeon rzuciła się na głęboką wodę, chcąc rapować wyłącznie w swoim stylu. Łączyło się to z wieloma niepowodzeniami podczas przesłuchań wokalnych, jednak po dziesiątkach prób, udało się. Na początku działała sama, tworzyła piosenki i skrupulatnie dążyła do swojego celu: bycia w zespole. Dokonała tego w (G)I-DLE i, wydawać się może, że już wszystko szło po jej myśli, ale grupa wciąż nie mogła zadebiutować. Brakowało im jednego: piosenki. Soyeon wzięła to na swoje barki. Miała już doświadczenie z komponowaniem, jednak wcześniej nie planowała tego robić dla zespołu. Tym samym została także główną twórczynią tekstów (G)I-DLE. I to właśnie w ten sposób, poprzez wersy, mówi o tematach, które w Korei wciąż są obiektem zażartych dyskusji. Równość płci, a także feminizm nie zawsze spotykają się z pozytywnym odbiorem wśród koreańskiego społeczeństwa, przez co dochodzi do skrajności poglądów obu stron konfliktu. Soyeon jednak wybiera pokojową ścieżkę na rozwiązanie sporu: tworzy piosenki, sprzeciwiając się panującym obecnie w Korei standardom.

Utwór nxde traktuje o byciu zgodnym z samym sobą, a także o kobiecej sile, jednocześnie jest manifestem przeciwko seksualizacji kobiet. Nie chodzi również o bycie nagim w dosłownym znaczeniu, lecz metaforycznie gołym. Bez udawania kogoś, kim się nie jest. Nxde jednak nie spotkało tyle kontrowersji, jak inny kawałek: Wife. Po premierze tego singla (G)I-DLE oraz Soyeon dotknęła mocna krytyka. Tekst tej piosenki został błędnie zinterpretowany, a retoryczna narracja wywołała odwrotny efekt, niż było planowane. Wife bowiem to swego rodzaju pamflet, satyra wyśmiewająca kobiecą rolę typowej pani domu. To buntowniczy zew wymierzony we wciąż znormalizowane w Korei poglądy.

Jednakże Soyeon nie jest jednostronna. Zależy jej na równości, a nie dominacji jednego ogniwa. W wywiadach, a także przez swoją twórczość podkreśla, że WSZYSTKIE stereotypy muszą zostać zniszczone. Czy to te związane z wiekiem, czy też te ograniczające koreańskie idolki. Stanowisko Soyeon jest jasne: Muzyka nie ma płci.

Paulina Madej


Marina Herlop

Marina Herlop to katalońska artystka – kompozytorka, wokalistka i producentka – która wyróżnia się nietypowym podejściem do muzyki. Łączy klasyczne wykształcenie pianistyczne z nowatorskimi eksperymentami elektronicznymi, tworząc brzmienia pełne zarówno technicznej precyzji, jak i silnych emocji. Czerpie inspiracje z muzyki klasycznej oraz karnatyckiej tradycji wokalnej z południowych Indii. Jednym z wyróżników jej muzyki jest sposób, w jaki bawi się dźwiękiem i językiem. Często używa wokaliz bez konkretnego znaczenia, które zamiast słów przekazują emocje i budują wyjątkowy nastrój utworów.

Herlop zadebiutowała albumem Nanook (2016), a następnie wydała Babasha (2018), oba oparte na fortepianie i głosie. Przełomem w jej karierze było Pripyat (2022) – pierwszy album wyprodukowanym na komputerze, który otworzył jej muzyce nowe, elektroniczne brzmienia. Pełne melancholii i skomplikowanych harmonii kompozycje, takie jak miu czy kaddisch, ukazały jej talent do budowania złożonych, wielowarstwowych kompozycji dźwiękowych. Z kolei Nekkuja (2024) jest jej najbardziej świetlistym i pozytywnym albumem.

W 2024 mówiła o niewielkiej reprezentacji kobiet wśród producentów muzycznych. Statystyki są alarmujące – kobiety stanowią tylko 3,9% producentów i 12,7% autorów piosenek na najpopularniejszych listach. Herlop podkreśla, że obecność kobiet w produkcji muzycznej nie jest tylko kwestią liczbową, ale ma wpływ na całą branżę. Ich perspektywa i wrażliwość mogą wnosić nowe jakości dźwiękowe i narracyjne, które rzadko są słyszane w zdominowanym przez mężczyzn świecie produkcji.

Poprzez swoje działania i obecność w rozmowach o równości, Marina Herlop inspiruje kobiety do przejmowania kontroli nad własną twórczością i eksplorowania świata produkcji muzycznej na własnych warunkach nie poddając się oczekiwaniom ze strony branży czy odbiorców.

Julia Kuźnik


Rose McDowall

Zaczęło się od natapirowanych włosów, bladotrupiego makijażu i lekko zgrzytliwego, sennego brzmienia syntezatorów. Gotowy materiał na hit, kontrakt z 4AD i z miejsca single na szczytach list przebojów. Kariera Strawberry Switchblades była jedną z wielu synthpopowych karier z lat 80. i pewnie wspominalibyśmy dziś duet jako zespół jednego przeboju, trochę zakurzoną ciekawostkę, gdyby nie Rose McDowall oraz jej ucieczka do artystycznego podziemia.

Wokalistka coraz głębiej wchodziła w kolejne kręgi wokół Throbbing Gristle, poprzez które przewijali się w zasadzie wszyscy późniejsi twórcy postindustrialu i neofolku. McDowall jednak bardzo konsekwentnie zachowywała swoją osobność i niezależność, nie wiążąc się z żadnym konkretnym zespołem ani kolektywem. W środowisku zdominowanym przez facetów poubieranych w mundurowe sorty lub rytualne szaty, wokalistka w stroju czarownicy zdecydowanie wyróżniała się już w warstwie wizualnej.

Błędem byłoby jednak traktować McDowall tylko i wyłącznie w ten sposób, nie podkreślając ogromnego wpływu, jaki na muzykę wielu artystów (Coil, Death in June, Current 93, Sol Invictus, Nature and Organisation czy Boyd Rice) swoją eteryczną, lekko rozmytą manierą wokalną, kontrastującą z szorstkimi, marszowymi partiami gitar akustycznych. W ten oto sposób artystka, uciekając z mainstreamu do undergroundu, zapewniła sobie nieśmiertelność.

My z kolei, słuchając jej muzyki, tylko tę nieśmiertelność przedłużamy.

Maciek Tomasiewicz

 


Molly Nilsson

Molly Nilsson zadebiutowała w 2008 roku jako artystka całkowicie niezależna. Ze Sztokholmu przeprowadziła się do Berlina, miasta artystów, by spróbować swoich sił w sztukach wizualnych. Prędko jednak okazało się, że to muzyka będzie dziedziną, w której spełni się młoda szwedka. Swój pierwszy album These Things Take Time nagrała i wyprodukowała samodzielnie.

Od tego czasu pod szyldem własnej wytwórni Dark Skies Association Molly Nilsson wydała już dziesięć albumów. Brak zobowiązań i zupełna niezależność sprawiają, że jej praca jest bezkompromisowa na każdym etapie procesu twórczego i wydawniczego. Molly sama bookuje koncerty, decyduje o swojej prezencji na scenie i wybiera sklepy, w których będą sprzedawane jej płyty.

Zajmuje się również oprawą graficzną swoich albumów – czarno-białe, minimalistyczne okładki stały się znakiem rozpoznawczym artystki. Molly zerwała jednak z tym stylem wraz ze swoim ostatnim albumem Un-American Activities z 2024 roku. Okładka wyróżnia się czerwonym kolorem, jest to też pierwsze wydanie, na którym możemy zobaczyć twarz artystki. Jak sama uważa, jest to najbardziej polityczny z jej albumów:

W przypadku tego albumu czułam, że nie muszę przyciągać ludzi – po prostu nazwę go Un-American Activities, będę miała piosenkę zatytułowaną The Communist Party. To całkiem jasne i otwarte – nie muszę niczego ukrywać.

Maja Dachtera

 


The Raincoats

Po tym jak Gina Birch i Ana de Silva poszły na koncert The Slits zdały sobie sprawę, że muzyka może być kobieca. Był to pierwszy impuls do stworzenia punkowego zespołu The Raincoats. Oprócz ich dwójki reszta składu zespołu zmieniała się wielokrotnie na przestrzeni lat. Największy jednak wpływ na ich brzmienie wywarły Vicky Aspinall, grająca na skrzypcach w dwóch pierwszych albumach i Palmolive, perkusistka grająca również dla The Slits, która do nich dołączyła podczas debiutanckiej płyty The Raincoats z 1979.

Zanim natomiast płyta powstała, Vicky i Gina nie miały specjalnie dużo doświadczenia związanego z tworzeniem muzyki. Przez wiele lat mieszkały na skłocie i żyły za grosze. Komponowaniem, chociaż było to praktycznie ich jedynym zajęciem, zajmowały się jedynie amatorsko. Po latach, w wywiadach, śmieją się, że ich sposób życia oddawał idealnie ducha punku. Do kwestii feminizmu, czy po prostu nazywania się feministkami, niekoniecznie się wtedy jeszcze dumnie przyznawały. Związane było to z dużą stygmatyzacją tego określenia.

Wtedy myślało się o tym słowie, jako o czymś nieprzyjemnym. To nienawidzące mężczyzn, owłosione, śmierdzące, okropne lesbijki. Zawsze uważałam, że to spisek mediów. Nie chcieli, żeby kobiety miały własne zdanie. Nie chcieli, żeby kobiety mogły rządzić, więc sprawiono, że słowo feminizm stało się wstrętne. Ta etykieta nie była zbyt łatwa. To nie było takie, że „Hej, tak, jesteśmy feministkami i jest wspaniale.” Było bardziej „Tak, jesteśmy. Ale nie jesteśmy tylko tym.”

Chociaż poruszały problemy kobiet w niektórych utworach, nie były to ich główne tematy. Skupiały się na subtelniejszej emancypacji, która nawet nie musiała być celowa. Jednym z głównych faktur sprawiających, że ich twórczość jest ponadczasowa, jest przede wszystkim zabawa i brak wstydu związanego ze swoją innością. To dzięki temu stały się inspiracjami dla zespołów kolejnych pokoleń i to też dlatego stały się symbolami wolności dla wielu kobiet, które dzięki ich muzyce dopiero poczuły się zrozumiane. Stanowiły ważną reprezentację w bardzo męskim zawodzie.

Olga Mrozek


TOKiMONSTA

Scena beatowa Los Angeles stała się fenomenem na skalę światową. Kosmiczne brzmienia, nierzadko połamane rytmy, otulone powolnymi, parnymi syntezatorami, samplami i uderzeniami w struny basu – a to wszystko w obrębie jednej, zżytej społeczności. Producentka i DJ-ka Jennifer Lee, czyli TOKiMONSTA, jest jednak osobą wyjątkową, nawet w skali światowej stolicy kina.

W L.A. nietrudno przesiąknąć kulturą hip-hopową. Odwieczny dyskurs zachodnie kontra wschodnie wybrzeże jedynie potęgował rosnący w siłę blichtr kalifornijskiego rapu. TOKi sama przyznaje, że to dość absurdalne – drobna azjatycka dziewczynka w piątej klasie zasłuchana w Dr. Dre czy N.W.A. Niemniej swoją artystyczną wrażliwość, wraz z inspiracją czerpaną z klasyki West Coastu, przekuła w unikalną, inspirującą całość.

Jako reprezentantka drugiego pokolenia koreańskich imigrantów w Stanach Jennifer wychowała się w duchu rygorystycznego tiger parentingu. Sprzeciwiła się jednak nierealnym wymaganiom narzuconym przez rodziców i porzuciła konwencjonalną karierę, decydując, że spróbuje wyżyć z muzyki. Jak się okazało, nie tylko Kalifornia, ale i cały świat był spragniony jej występów.

Na przestrzeni lat ewoluowała muzycznie. Dzięki – niestety już zamkniętemu – klubowi The Airliner, a szczególnie wydarzeniom z cyklu Low End Theory, które pomogły stworzyć bardzo blisko współpracującą społeczność zbiorczo określaną jako bitowa scena L.A., miała okazję współpracować z takimi producentami jak Flying Lotus, Dibia$e czy Samiyam. To tam jej styl zaczął oddalać się od samplowanych, przykurzonych brzmień w stronę poglitchowanej elektroniki i tanecznego EDM-u. L.A. Beat Scene można opisać jako niekończącą się serię eksperymentów na pograniczu formy i gatunku. Za wybitny album Lune Rouge, który stworzyła mimo ciężkiego stanu po bardzo poważnych operacjach mózgu, którym musiała się poddać po zdiagnozowaniu u niej choroby moyamoya, otrzymała nominacje do nagrody Grammy, stając się tym samym pierwsza amerykanką azjatyckiego pochodzenia z takim wyróżnieniem.

TOKi, pamiętając o trudnościach, z którymi musiała się mierzyć, stawiając pierwsze kroki i próbując przebić się wyżej, wielokrotnie wypowiada się na temat nierówności płciowych w branży muzycznej oraz traktowania młodych artystek. Aktywnie uczestniczy w wydarzeniach tworzących przestrzeń dla kobiet w muzyce, takich jak pandemiczna inicjatywa Every Woman czy coroczne eventy celebrujące kobiecość w branży. Wzięła także udział w dokumencie Underplayed z 2020 roku, gdzie dzieli się swoimi doświadczeniami i inspiruje młode artystki do sięgania po swoje. Dzień Kobiet jest dla niej szczególnie ważny – jak sama mówi:

Międzynarodowy Dzień Kobiet to coś więcej niż tylko świętowanie naszych wspólnych sukcesów i osiągnięć. (…) Możemy dostrzegać sukcesy kobiet w krajach uprzemysłowionych i zachodnich kulturach, ale wciąż istnieje ogromna nierówność i kontrola wobec kobiet w wielu innych częściach świata. Powinniśmy stworzyć ruch, który pomoże tym kobietom, które najbardziej tego potrzebują.

Świętujmy więc kobiecość razem z TOKiMONSTA, która z tej okazji, w przeddzień Dnia Kobiet, wypuszcza długo wyczekiwany album Eternal Reverie, z którego mogliśmy już usłyszeć m.in. singiel On Sum z Andersonem .Paakiem czy skoczne Lucky U z Gavin Turek.

Filip Juszczak


Arca

Na początku swojej artystycznej ścieżki, w 2012 roku, albumami Strech 1 i Stretch 2 rozciągnęła się miedzy hip hopem a elektroniką i zajęła swoje miejsce pośród najbardziej rozchwytywanych osób producenckich nowego pokolenia. Współprace z bardzo docenianymi artystami, kolejne świetne projekty, wszystko to mocowało Arcę coraz mocniej w branży muzycznej. Ona jednak zawsze była sobą, nie bała się mówić tego, co uważa, zarówno w tekstach, jak i social mediach. Seria albumów KICK pokazała, jak świetnym połączeniem jest reggaeton, techno oraz hip-hop. Rozciąganie, łączenie, transformacja – to motyw przewodni w jej muzyce. Muzyce która, tak jak sama artystka, burzy nasze dotychczasowe założenia i zmusza do refleksji nad swoim stosunkiem do świata i do sztuki.

W 2018 roku ogłosiła swoim fanom, że identyfikuje się jako osoba niebinarna, a w 2019 rozpoczęła tranzycję. Była na ten temat otwarta, w tekstach i wizualizacjach przewijały się motywy rekonstrukcji, odnowy, szukania siebie na nowo. Oczywiście, będąc tak otwartą na ten temat, spotykała się z masą hejtu oraz cenzury. Wenezuelskie media ze względu na „kontrowersję”, w żadnym stopniu nie promują jednej ze swoich największych artystek. Internet jednak zadziałał i można już spokojnie powiedzieć, że Arca jest ikoną elektronicznej awangardy.

Our society hates femininity, It punishes all people who want to express their own femininity. That is the nature of the patriarchal world we live in. – pisała na tweeterze

Zawsze korzysta ze swojej platformy, aby walczyć o równość, otwartość, sprawiedliwość, queerowość i destrukcję patriarchatu. Mieszkając w Hiszpanii, nie zapomina o swoim domu, w trakcie protestów przeciwko sfałszowanym wyborom i kolejnej reelekcji Nicolasa Maduro była bardzo wokalna i korzystając ze social mediów, dbała o to, żeby świat tego nie przemilczał. Aktywnie próbuje zmieniać ludzkie uprzedzenia w walce o lepsze jutro.

Grzesiek Dukaczewski


Sarah Hennies

W świecie akademickiej muzyki współczesnej Sarah Hennies jawi się jako postać o nietuzinkowej wizji. Stwierdzenie, że jej utwory są ekstremalnie powtarzalne jest prawdą, ale nie wyczerpuje ono tematu. Repetytywny rdzeń jej kompozycji często pozwala nam dostrzec złożoność w ramach pojedynczego dźwięku, a innym razem podbudowuje polirytmiczną plątaninę perkusyjnych elementów.

Zjawiska psychoakustyczne, granice wytrzymałości wykonawców i napięcie pomiędzy partyturą a jej realizacją to wątki, jakie przewijają się w jej twórczości, zarówno na solowe instrumenty jak i różnej maści obsady kameralne. Na zeszłorocznym albumie Motor Tapes uświadczymy wielu rozciągniętych w czasie procesów sprzyjających głębokiemu słuchaniu.

W pędzącej rzeczywistości, w której wszystko walczy o naszą uwagę, taka organizacja materiału może być dla naszych uszu zbawienna.

Michał Sember


identyfikację wizualną przygotowała Ela Kmiecik

nagranie i montaż materiałów zrealizowali Szymon Lazar i Jędrzej Budzianowski

głosu do materiałów antenowych użyczyli Justyna Kalbarczyk, Olga Mrozek, Filip Juszczak i Antek Winiarski