Bernard Cornwell „Pieśń miecza” (Miłosz Szymczak)

Bernard Cornwell „Pieśń miecza” (Miłosz Szymczak)

 

Bernard Cornwell "Pieśń miecza"

wyd. Erica   

Miłosz Szymczak

 

 

 

pieśń mieczaCykl powieści „Wojny Wikingów” osadzony jest w mało znanych i pozornie nieciekawych czasach. Każdy wie, że w 476 roku nastąpił upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego, każdy Polak wie też, że w 966 roku nasz kraj przyjął chrzest. Kto jednak jest w stanie powiedzieć cokolwiek na temat tego, co działo się na Wyspach Brytyjskich u schyłku dziewiątego wieku? Z pewnością Bernard Cornwell, autor czwartej powieści z tego cyklu, czyli „Pieśni Miecza”.

 

Ponieważ jest to powieść historyczna, przed lekturą pierwszego rozdziału musimy zapoznać się z – niestety, mało szczegółową i nic niemówiącą – mapą oraz słowniczkiem. Ten drugi pozwala osobom pobieżnie znającym geografię Wielkiej Brytanii odnaleźć się w akcji powieści zasobnej w staroangielskie nazwy geograficzne. Po tym wprowadzeniu zostajemy przeniesieni w czasie na mokradła rodzącej się w bólach średniowiecznej Anglii. Jej historię poznajemy w formie wspomnień z młodości Uhtreda – głównego bohatera powieści. Ten – jak na wikinga przystało – nie rozczula się nad czytelnikiem i już na samym początku wrzuca go w sam środek walki. Jest to jednak zaledwie preludium do tego, co czeka czytelnika w dalszej części książki. Uhtred, zajęty umacnianiem należącej do niego twierdzy, postanawia udać się na spotkanie z powstałym z grobu umarłym, aby wysłuchać jego przepowiedni. Musi też podjąć decyzję, czy w walce o hegemonię na Wyspach powinien wesprzeć swoich braci wikingów, czy pozostać lojalnym wobec króla Alfreda, któremu ślubował służbę. Ta decyzja może zaważyć na losach Anglii.

 

Akcja „Pieśni Miecza” toczy się dość leniwie. Mimo to, a może dlatego, autor ma tendencję do wykonywania skoków w czasie, pomijając mniej istotne dla fabuły wydarzenia. Na szczęście załatwia to iście po wikińsku – szybko i bezboleśnie. Akcja nabiera dynamiki dopiero podczas bitew, a tych w powieści nie brakuje. Od lądu, przez bagna, po wodę – każde miejsce jest dobre, aby odesłać wrogów do mitycznej Valhalli. Cornwell w opisie potyczek nie sili się na eufemizmy i niczym Tarantino literatury nie szczędzi czytelnikowi brutalnych opisów ran zadawanych przez Uhtreda  rzeszom przeciwników.

 

Chociaż sam autor przyznaje, że lwia część fabuły nie ma zbyt wiele wspólnego z historią, to uważam, że po odjęciu fikcji literackiej, „Pieśń Miecza” wciąż niesie za sobą sporą wiedzę. Jest to dla mnie szczególnie ważne, gdyż z historią jestem na bakier, a dzięki przeczytaniu tej książki przyswoiłem wiele ciekawych, ładnie i zachęcająco opakowanych informacji. Za ten nie lada wyczyn przyznaję jej znak jakości duńskiej floty.