Cécile McLorin Salvant
Wokalistka, którą trudno zbyć
Z pewnością niełatwo jest debiutować wokalistce jazzowej w Ameryce XXI wieku. W Ameryce ze wszystkimi tymi odlanymi z brązu szacownymi postaciami i ich wielkimi głosami w tradycji muzycznej, którą zmarginalizowano lub ośmieszono zbyt wiele razy. A jednak zjawiskowa Cécile McLorin Salvant z trampoliny pierwszej nagrody międzynarodowego konkursu Theloniousa Monka wskoczyła w objęcia oficyny Mack Avenue i oczarowała zarówno krytyków, jak i publikę.
Wydany w 2013 roku pełnowymiarowy amerykański debiut Salvant zatytułowany WomanChild, choć jest płytą jazzową w najbardziej konwencjonalnej z form (oto wokalistka i kwartet jazzowy prężą jazzowe muskuły), triumfuje dzięki dwóm szalenie istotnym szczegółom. Po pierwsze, dzięki nieoczywistemu doborowi materiału, w przeważającej mierze złożonego z coverów. Po drugie, z powodu czarującego głosu charyzmatycznej wokalistki, której nie da się zbyć określeniem „kolejna”.
Jeśli poszukujecie odpowiedzi na pytanie, jak w XXI wieku nagrać płytę jednocześnie na wskroś współczesną i czerpiącą pełnymi garściami z jazzowych tradycji, rozwiązaniem będzie trzecia płyta wokalistki, For One to Love. To płyta, która w twórczości artystki rozpoczęła pewien etap, z powodzeniem kontynuowany na kolejnych wydawnictwach. Salvant z godną pozazdroszczenia pewnością siebie miesza tu ze swoimi oryginalnymi kompozycjami standardy jazzowe i wodewilowe, nierzadko przyprawione rozkosznie lirycznym humorem. W tych meandrach towarzyszy jej niestrudzenie najbardziej klasyczne z klasycznych trio jazzowe. I w tym anturażu Cécile dziarsko pokazuje interpretacyjne pazurki oraz całe spektrum swojego imponującego głosu.
Historia piosenki we współczesnym krajobrazie
Wydana w 2017 roku płyta Dreams and Daggers to potężna, niemal dwugodzinna dawka wysmakowanego wokalnego jazzu. Materiał zrealizowany został po części na żywo w Village Vanguard z zespołem jazzowym, a po części w studiu w towarzystwie kwartetu smyczkowego. To kolejny duży krok w karierze wciąż jeszcze walczącej o rozpoznawalność poza jazzowym światkiem wokalistki. Kolejna oryginalna mieszanka nieoczywistych standardów i własnych kompozycji, tym razem przełamana kilkoma dużymi tytułami na czele z You’re My Thrill i Mad About the Boy, które doczekały się setek różnych wykonań.
Salvant jednak nie idzie na łatwiznę. Swoimi dalekimi od prostolinijności interpretacjami, stara się wpleść te kamienie milowe jazzu we współczesny krajobraz. Na pytanie, jak to jest być czarnoskórą kobietą we współczesnej Ameryce, pomagają odpowiedzieć zawarte na Dreams and Daggers utwory.
Piąty album The Window to bodaj najzgrabniejsza kondensacja wyjątkowej idei wokalnej i repertuarowej w karierze artystki. To tutaj Salvant rozwinęła skrzydła w ramach, jak sama to określiła, osobowości eklektycznej kuratorki. Koncertowo-studyjny materiał złożony jest z fundamentów amerykańskiej myśli kompozytorskiej zebranych pod pojemnym szyldem piosenek o miłości. Mimo dużego rozstrzału gatunkowego, Salvant połączyła tradycję, pop, blues i soul w niezwykle koherentną całość. Jak to ma w zwyczaju, uczyniła dobrze znane utwory zupełnie nowymi i własnymi.
Pandemiczna plejlista Cécile McLorin Salvant
Pandemia zmieniła wszystko. Koncerty odwołano, muzyków pozostawiono samym sobie, dając im czas w najlepszym razie na kreatywną wytwórczość. Ten czas na zredefiniowanie swojej muzyki wykorzystała też Cécile McLorin Salvant. Artystka postanowiła odejść od klasycznej formuły wokalistyki jazzowej (głosu z akompaniamentem żywego zespołu) i pozwoliła sobie wybrzmieć zupełnie na nowo. Pragnęła, by najnowszy album Ghost Song oddawał to, jak sama słucha muzyki. Dlatego prędzej przypomina on różnorodną plejlistę ze wszystkim tym, co aktualnie jest jej bliskie, aniżeli zamknięty koncepcyjny krążek, którego często oczekujemy od artystów jako słuchacze.
Tegoroczną płytę Salvant zaczyna wysoko, od Wuthering Heights, Świętego Graala w dyskografii Kate Bush. Z początku dekonstruuje utwór wokalnie, by przy akompaniamencie basu i kosmicznego syntezatorowego riffu, złożyć go w całość i zwrócić zziębniętą Katarzynę okrutnemu Heathcliffowi. Wokalistka w zwyczajowy dla siebie sposób czyni dobrze znane motywy zupełnie nowymi. Odświeżone aranżacyjnie i interpretacyjnie, zmieniają się pod jej kuratelą w utwory nie do poznania.
Ekstraklasa wokalnego jazzu
Wokalny jazz w dobie trapu nie ma lekko. Od lat odgrzewa te same kotlety w coraz mniej wiarygodnych i charyzmatycznych wydaniach. Ella Fitzgerald, Billie Holliday, Sarah Vaughan — to dziś jednocześnie ekstraklasa i prehistoria. Współczesna piosenkarka Cécile McLorin Salvant na różnych etapach swojej edukacji muzycznej fascynowała się każdą z nich. Jednak kilkanaście lat później z sześcioma solowymi płytami na koncie i olbrzymim doświadczeniem koncertowym, interpretacyjnym i songwriterskim, sama coraz częściej bywa wymieniana w ramach tej samej międzypokoleniowej ekstraklasy.
Salvant, znana z pieczołowitego doboru nieoczywistego repertuaru, fascynuje się historią i tym, dlaczego rzeczy stały się takimi, jakimi są teraz. Zgłębianie jej porftolio jest jak przeglądanie wielkiej księgi przygód i niespodzianek. Prócz dobrze znanych, wyeksploatowanych utworów, znajdziemy u Salvant musical, kabaret, blues, soul czy popowe piosenki. Tylko ona potrafi połączyć Czarnoksiężnika z Krainy Oz z jazzem. Tylko ona potrafi ironicznie odświeżyć standard Wives and Lovers Hala Davida i Burta Bacharacha, który w stereotypowy sposób poucza żony, jak powinny wyglądać i się zachowywać, by nie stracić swoich mężów.
Cécile dziarsko pokazuje interpretacyjne pazurki i całe spektrum swojego imponującego głosu — bardziej nosowego niż zachrypniętego. To wszystko nadaje jej utworom nieco innego sznytu niż u Billie Holiday, ale mimo obaw samej Cécile, bynajmniej nie odbiera im autentyzmu. Otoczona bogatymi wpływami, tworzy niepowtarzalny, multigatunkowy śpiewnik, do którego zgłębiania serdecznie was zachęcamy.
Maja Danilenko i Kurtek Lewski