Dzień Kobiet

Dzień Kobiet

Przecierają szlaki, odkrywają, testują, mieszają style, bawią się gatunkiem. Śpiewają, rapują, piszą, produkują, zaskakują. Jedno jest pewne – bez kobiecego pierwiastka muzyka wiele mogłaby stracić. Na szczęście nie musimy się o to martwić. Już kolejny rok z rzędu, z okazji Dnia Kobiet, Redakcja Muzyczna Akademickiego Radia LUZ postanowiła wyróżnić sylwetki dziesięciu wyjątkowych artystek.

 

Przyznam, że wraz z odkryciem twórczości Anny von Hausswolff na nowo odkryłam wyjątkowość instrumentu, jakim są organy. Kiedyś kojarzyłam je tylko z kościelnym organistą, którego gra odciągała mnie od przysypiania na mszach, jak byłam dzieckiem. Dzisiaj to muzyka von Hausswolff działa na mnie ożywiająco i daje to poczucie obcowania z czymś potężnym i niewidzialnym. Bo mimo że jej kompozycje nie należą do liturgicznego repertuaru, dla wielu są duchowym, głęboko kontemplacyjnym przeżyciem.

Wydawnictwa von Hausswolff z jednej strony są mroczne, romantyczno-gotyckie, z drugiej przepełnione nadzieją i spokojem. Na wcześniejszych płytach obok organów pojawiają się syntezatory, perkusja, gitara czy niesamowity wokal szwedzkiej artystki. Natomiast jej ostatni album jest dowodem na to, że organy piszczałkowe mogą obronić się solo i to w najbardziej surowej formie. I dzieje się tak dzięki niezwykłej wyobraźni i rzemieślniczej pracy von Hausswolff.

Anna von Hausswolff pisze nowy rozdział historii muzyki organowej, zaraz obok Kali Malone, Ellen Arkbro czy Sary Davachi. Ich ekspresje dźwiękowe sprawiają, że organy stają się jednym z najciekawszych zjawisk w obrębie muzyki eksperymentalnej i rozrywkowej. Współczesny głos tego wielowiekowego instrumentu należy do kobiet.

Jagoda Olczyk

Zaryzykuję stwierdzenie, że ze świecą szukać dziś drugiej tak wyraźnej artystycznej reprezentacji, jaką zbudowała dla siebie Cate Le Bon.

Walijska piosenkarka, która wyrosła wprost z kultury niezależnej i uwielbienia dla songwritingu per se, dziś nie przypomina już jednak delikatnej, lekko speszonej indie-rockerki z czasów debiutanckiego krążka Me Oh My. Dziś bliżej jej do ulotnego, art-popowego zjawiska. Przy tym dobitnie bezwstydnego — w dobrym tego słowa znaczeniu, bo Cate zdaje się mieć daleko w nosie jakiekolwiek mainstreamowe konwenanse i romansuje z tym, co jej akurat pasuje.

Co aktualnie uwodzi artystkę? Linie basowe, syntezatory i new-wave’owe pomruki przypominające nocne sny berlińskiego Bowiego, czy późniejszych Talking Heads. To, co zaczęło się jeszcze przy albumie Crab Day (muzyczny bauhaus), wyewoluowało w mój ulubiony krążek Reward i jego mocniejszą wersję — tegoroczny Pompeii.

Cate się zmienia, ale upór, z jakim toruje drogę kolejnym nienormatywnym i wyjątkowym artystkom, nabiera tylko większego impetu.

Michał Rypel

„Teraz gdy wiemy jak pisać i czytać we własnych językach, podzielimy się nimi ze światem i zostaniemy uznani” – śpiewa w jednym z utworów pierwsza dama muzyki z wysokich Andów — Luzmila Carpio.

Twórczość urodzonej w Boliwii, wywodzącej się z ludu Quechua artystki, to muzyczne dziedzictwo kultury oporu. Gdy piosenkarka zaczynała śpiewać jeszcze w latach 60., musiała to robić po hiszpańsku, bo opinia publiczna, zdaniem decydentów, nie była gotowa na Quechua. W latach 80. kulturą Quechua zainteresowała się Europa i Carpio wkrótce zajęła centralną rolę w kampanii UNICEF-u poprzez piosenki popularyzujące naukę czytania i pisania wśród wiejskich kobiet Quechua.

W bibliotekach i centrach edukacyjnych uczono wówczas pisać i czytać m.in. na podstawie zarejestrowanych nagrań Carpio. Podkreślały one dumę z własnej kultury i akcentowały należny każdemu człowiekowi szacunek. Dopiero we wrześniu 2000 roku Quechua i 33 inne rdzenne języki Boliwii zostały usankcjonowane jako oficjalne przez tamtejszy rząd.

Muzyka Carpio to jednak nie tylko walka o uznanie swojego ludu i języka, ale także niesamowicie barwnie zaaranżowane i kunsztownie wykonane kompozycje w duchu tradycyjnych stylów huayno i harawi. Dla nas, Europejczyków, jej muzyka odkrywa rąbek zupełnie innego kulturowego świata, którego istnienia często w ogóle nie przypuszczaliśmy.

Kurtek

Zaskakujące jak bardzo Lauryn Hill wrosła w tkankę amerykańskiego rapu, wydając wprawdzie tylko jeden solowy album (nie licząc MTV Unplugged No. 2.0). Płyta ta uchodzi za kultowe wydawnictwo, które stanowi podstawę dla rozpoczynających studiowanie tego gatunku muzycznego. Początki w The Fugees zdecydowanie miały wpływ na sukces Lauryn, a odwracając perspektywę, trudno sobie wyobrazić, żeby ta grupa zaszła daleko bez jej wokalu.

Lauryn Hill przetarła szlaki dla wielu obecnych raperek i wokalistek, inspirowała całe grupy artystów. Jest pionierką w gatunku conscious hip-hop, który stawia na głębokie i przemyślane treści bardziej niż na porywający bit. Poza tym wprowadziła dużo melodyjności do świata rapu, który wydawał się nie być odpowiednim miejscem na takie eksperymenty.

Dzisiaj wszyscy doceniamy ją za wkład muzyczny i wprowadzenie do ulicznego świata rapu rozmiękczającą mieszankę hip-hopu, R&B oraz neo-soulu.

Karolina Krempeć

Matana Roberts niczym Święta z „Wielkiego Piękna” przypomina, że „korzenie są ważne”. To one są tym, co napędza artystkę w jej twórczości. Przez pokolenia w jej rodzinie pielęgnowana była pamięć o historii. W swoich utworach przemawia głosem babci, cytuje historie zasłyszane w rodzinnym domu, oddaje hołd przodkom i nie stroni od komentarzy dotyczących polityki.

Bogata narracja przeplata się z improwizowanym jazzem, który jest muzycznym odzwierciedleniem numerów, dat i współrzędnych zawartych w kronikach. Swoją drogę muzyczną odnalazła dzięki chicagowskiemu stowarzyszeniu AACM, od którego nauczyła się punkowego podejścia do jazzu. Na pięciolinii tworzy kolaże i nie ma w tym niczego dziwnego, bo dokładnie w ten sam sposób brzmi jej muzyka: energiczny saksofon, zwrotne partie instrumentalne i głos, w którym słychać cały wachlarz emocji.

Matana Roberts od 2005 roku pracuje nad kompozycją Coin Coin, która docelowo ma składać się z dwunastu rozdziałów. Do tej pory ukazały się 4 albumy: Gens de couleur libres, Mississippi Moonchile, River Run Thee i Memphis, w których artystka opowiada o historii czarnoskórych, kobiecości i amerykańskiej tożsamości. Saksofonistka, klarnecistka, kompozytorka i poetka — nie bez powodu imię Matana w języku hebrajskim oznacza „dar”.

Paulina Płaneta

Xenia França, jedna z naszych artystek tygodnia w Radiu LUZ pochodzi z miejsca, które jest sercem kultury afro brazylijskiej, czyli stanu Bahia. Xenia jest współczesnym głosem kobiet w Brazylii, a jej twórczość to wypadkowa wszystkiego, co należy do kultury czarnej — amerykański jazz i soul, brazylijskie candombe, santeria kubańska, samba czy r&b.

Utwory Xeni często mają antyrasistowski i feministyczny przekaz i mają podkreślić systemową dyskryminację społeczności afro brazylijskiej w jej kraju. Tym samym Xenia França nadaje swojej twórczości cel, którym jest zwrócenie uwagi na wpływ afrykańskich przodków na obecny kształt kultury Brazylii. Jak sama mówi: “śpiew to instrument demonstrujący siłę”. W muzyce Xeni czuć tę przyciągającą siłę, która jednoczy i pozwala się utożsamić wszystkim Afrobrazylijkom.

Zuzanna Pajorska

Harriet Wheeler posiada najpiękniejszy głos wszechczasów. Przesadzona teza? Zapytacie, a co z Arethą Franklin, co z Elisabeth Fraser, co z Whitney Houston? Wszyscy je podziwiamy, kochamy, ale to, co zrobi z głosem wokalistka The Sundays, jest magiczne, odrealnione i trudne do zaszufladkowania.

Wszystko zaczyna się od plastycznej barwy głosu — matowej w dołach, delikatnej i dziewczęcej w wysokich rejestrach. Firmowymi zagraniami Harriet są krzykliwe strzały z mocą, o którą przed chwilą jej nie podejrzewaliśmy, już nie mówiąc o przejściach z piano do forte. Intonacyjnie perfekcyjna, biorąca najtrudniejsze interwały z wielką lekkością, jakby od niechcenia, frazując czasem niczym Joni Mitchell albo Morrissey. Ale najbardziej niezwykłe jest to, w jaki sposób jej głos gnie we wszystkie strony, ciągle dostosowując barwę, dynamikę, intonację, aby uzyskać najlepszy przekaz, nigdy pod publiczkę. Harriet Wheeler posiada najpiękniejszy głos wszechczasów i wcale to nie jest przesada.

Krzysztof Ciach

Stwierdzić, że Missy Elliot miała wpływ na kobiecy rap i amerykański rap w ogóle, to jak nic nie stwierdzić. Elliot od początku miała wizję na siebie. I jej połączenie z umiejętnościami producenckimi Timbalanda poskutkowało płytą Supa Dupa Fly z 1997 roku, która podbiła głośniki i zestawienia hitów w latach 2000. Poza muzyką, Elliot odbiegała znacząco od stereotypowej piosenkarki i raperki wprowadzając autorskie stylizacje zarówno do występów scenicznych, jak i teledysków. Nic więc dziwnego, że stała się wzorem dla całej masy współczesnych raperek i trendsetterek.

Missy ugruntowała pozycję kobiet w rapie, pokazując, że nie jest to miejsce tylko dla mężczyzn. Jej innowacyjność, pozytywność oraz najważniejsze – szczerość w tworzeniu muzyki, do dzisiaj wyróżniają się na tle kobiecego rapu w USA.

Marcin Masło

Ewa Sadowska ma własny plan i realizuje go, nie patrząc na trendy. Od lat skutecznie unika zaszufladkowania, a poszczególne utwory, które nam udostępnia, są jak skarpetki z różnych par, które mimo odmiennych splotów, pasują.

Kiedyś związana z projektem Sorja Morja, dzisiaj jedna z kluczowych postaci Polonii Disco. To nie zespół, a prędzej niesamowity i chyba niemożliwy do opisania twór zrzeszający entuzjastów muzyki inspirowanej disco polo. I może entuzjastka to najlepsze określenie dla artystki, która każdego dnia stara się nie zepsuć sobie muzyki? Co znaczy zepsuć muzykę? Uczynić ją obowiązkiem, który przestaje cieszyć. A Ewa Sad postanowiła dźwiękiem bawić się zawsze. Tę niezniewoloną twórczość coraz częściej słyszymy w solowym wydaniu.

Artystka kreuje swój własny świat specyficznego pop-rapu, gdzie w krótkich melorecytacjach zawiera wszystkie emocje. Jednak pozbawione zbędnych głosek teksty to nie wszystko. Potrzebna jest jeszcze determinacja, aby tworzyć w zgodzie z samym sobą. Papiery może nie są potrzebne, chociaż Ewa Sadowska jest profesjonalną artystką. W trakcie studiów to projekt muzyczny, w który podstępem zaangażowała rodziców, pozwolił zaliczyć jej zajęcia z rysunku. Dzisiaj my zaliczamy ją do grona Artystek Tygodnia w Radiu LUZ.

Aleksandra Zajdel

DZIARMA – w zasadzie Agata Dziarmagowska, polska wokalistka i autorka tekstów. Pierwszy raz pokazała się szerszej publiczności w ramach jednego z telewizyjnych konkursów wokalnych, zwanym potocznie „talent-show”. Do epizodu, o którym mowa, doszło w 2012 roku, ale jak przyznaje sama artystka, nie należał do najbardziej udanych w jej karierze. Polka swoim występem nie przekonała jury, ale po kilku latach udowodniła coś, o czym powinniśmy bardzo dobrze wiedzieć – tego rodzaju programy nie mają prawa bytu w przemyśle muzycznym. No, może poza paroma wyjątkami.

Za początek jej kariery możemy uznać rok 2018. To właśnie wtedy Adi Nowak w jednym ze swoich Singli pokazał nam wszystkim „nową” Dziarmę. Zobaczyliśmy Agatę, która bez kompleksów wchodzi z butami w polskie środowisko hip-hopowe i na dobre się w nim zadomawia. Rok później, po kilku „gościnkach”, możemy zobaczyć jej debiutancki krążek na sklepowych półkach.

Artystka aktywnie działa na rzecz praw kobiet, a na jej ostatniej płycie z 2021 roku nieraz usłyszymy jak porusza temat mniejszości artystek w branży muzycznej. Jak sama przyznaje – „nie ma wątpliwości: kobiety zdominują branżę”. W ostatnim okresie ciężko się z nią nie zgodzić i dobrze! Antena Radia LUZ nigdy nie stroniła od jakościowej muzyki świetnych artystek.

Jakub Dworzecki