Henning Mankell „Chłopiec, który spał pod pierzyną ze śniegu” (Marcin Walków)
Henning Mankell "Chłopiec, który spał pod pierzyną ze śniegu"
wyd. W.A.B.
Marcin Walków
Poznajcie Joela Gustafssona. 13-letniego chłopca, mieszkającego gdzieś na odludziu w północnej Szwecji. Jest rok 1958. I choć to dopiero listopad, Joel świętuje Nowy Rok, który dla niego przychodzi z pierwszym śniegiem. Z tej okazji na cmentarzu składa trzy postanowienia. Po pierwsze, dożyć 100 lat. Po drugie, zobaczyć morze. Po trzecie, zobaczyć nagą kobietę. Do kobiety jeszcze wrócimy. Teraz poznajmy ojca Joela.
Samuel to najważniejsza postać w życiu chłopca. Były marynarz, który zarabia na chleb jako drwal. Joel osobiście wolałby być synem zdobywcy dalekich krain, mieszkać nad morzem, no ale co zrobić… Jego tato ma czterdzieści jeden lat, a już jest zgarbiony. Joel nie chce, żeby się zestarzał. Na dodatek czeka go poważna rozmowa z ojcem. Niejedna. Po pierwsze, musi go przekonać do kupienia synowi nowych butów. Stare są za małe i obcierają czasem do krwi. Po drugie, Samuel musi przestać pić. Gdy Joel wraca do domu i widzi, że ojca nie ma, wie, gdzie go szukać. A to w starej stodole, a to w innych dziwnych miejscach, gdzie z równie dziwnymi typami zagląda do kieliszka lub bezpośrednio do butelki. Po trzecie, Samuel musi się ustatkować. Mama Jenny odeszła, a tato randkuje z Sarą. Ale czy coś z tego będzie?
O czym mówiłem? A tak, naga kobieta. Nie ma się co dziwić. Joel ma trzynaście lat. W tym wieku chłopcy zaczynają dojrzewać. Więc i Joel przebywając w towarzystwie niektórych swoich koleżanek zaczyna coś czuć. Co? Sam nie wie. Którą z nich zobaczy w zwiewnej przezroczystej szacie? Która nauczy go całowania? Może Gertrud bez nosa? Może Fryga? A może Sonja Mattsson? Ach… młoda ekspedientka ze sklepu pana Ehnströma. Ta, która mówi z ładnym sztokholmskim akcentem. Ile Joel by dał, by się z nią spotkać… Na początek da kilka koron koledze, by zdobyć świąteczny katalog, by pod pretekstem przyjęcia zamówienia umówić się na wizytę. Już samo zdobycie jej adresu będzie nie lada wyczynem.
Hormony buzują. Joel dojrzewa. Nie tylko fizycznie. Coś dzieje się też w jego głowie. Początkowo infantylny, do skrzynki w wagonie kolejowym wrzuca liściki, które wysyła pod wymyślone adresy. Swoim dziecinnym podejściem do życia lekko irytuje, ale z każdym rozdziałem powoli dorasta. Na kartach książki przechodzi szkołę życia. Towarzyszymy mu w chwilach radości, romantycznych uniesień i bolesnych zawodów, gdy przyjaciele okazują się gnidami. Joela hartują nie tylko życiowe sytuacje. By dożyć stu lat postanawia wzmacniać organizm i spać na mrozie. Raz niemal zginie z tego powodu. Innym razem niemal zginie kto inny. Niemal, bo tego kogoś ktoś uratuje. Ale czy trzynastolatek jest zdolny do heroicznych wyczynów? Do wzięcia odpowiedzialności za życie drugiego człowieka?
Ten trzynastolatek ma na imię Joel i jest bohaterem trylogii Henniga Mankella. Mankella, u którego policyjne koguty, zastąpiły te skubiące ziarno. Mankella, u którego strumieniami nie leje się krew, a ciepła herbata. Gdzie za zakrętem nie czai się zbrodnia, ale dorosłe życie. Mankella, którego w takim wydaniu czyta się równie przyjemnie.
I którego polecam. Marcin Walków.