IDLES

IDLES
Mocno, głośno, ale z wyjątkową wrażliwością. Według niektórych, nowa nadzieja punka. Z okazji wydania ostatniego albumu Crawler, IDLES Artystą Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ!

 

Widma przeszłości i ciężar doświadczeń. Emocjonalne napięcie, które towarzyszy od pierwszego do ostatniego dźwięku. Niby spokojniej, ale nadal głośno i punkowo. Tak właśnie można określić najnowszy album Crawler, wydany 12 listopada przez brytyjską grupę IDLES. Na krążek nie musieliśmy czekać długo, bo od poprzedniego albumu Ultra Mono minął zaledwie rok.

Zainteresowanie wokół swojej twórczości sam zespół tłumaczy tym, że dzisiejszy słuchacz jest bardziej świadomy. Pierwszy album Brutalism z hardcorepunkowym sznytem oraz charakterystycznym wokalem Joego Talbota, obnaża i komentuje trudną sytuację na Wyspach Brytyjskich. Jest odpowiedzią na podzielone, niezadowolone społeczeństwo. Nie brakuje też wątków osobistych, takich jak uzależnienie od używek, z jakim zmagał się wokalista, czy jego relacja z matką, której prochy zostały wtłoczone w 100 egzemplarzy płyt winylowych debiutanckiego albumu.

Drugi album grupy, czyli Joy as an Act of Resistance, utrzymuje szybkie tempo, jednak w nieco innym wydaniu. Brzmi bardziej chwytliwie, melodyjnie, porywa do tańca, co zresztą zapowiada tytułowa zabawa. Jednak nie jest to radosny taniec, a raczej ironiczny, mający swoje źródło w bezsilności i buncie. W tekstach utworów niezmiennie podejmowane są ciężkie i skomplikowane społecznie tematy. Piosenka Samaritans kwestionuje pojmowanie prawdziwej męskości i wszechobecną maskulinizację. Bo przecież to my sami powinniśmy kształtować naszą rzeczywistość i to, kim jesteśmy, a nie na odwrót. Członkowie zespołu przypominają więc, że najważniejsza w punku i w życiu jest autentyczność. I nawet, jeżeli okraszona jest swoistą wrażliwością, nie powinna być stygmatyzowana i wyśmiewana.

Można spotkać się ze stwierdzeniem, że IDLES to zespół, który jest agresywny, ale pozytywny. W końcu punkowym riffom towarzyszą hasła o samoakceptacji, choć czasem mają gorzkawy wydźwięk. Dokładnie tak zbudowany jest I’m Scum, w którym wokalista rozlicza się sam ze sobą. O imigrantach i równości słuchamy w Danny Nadelko, a krytyka materializmu i zepsucie mediów to główne tematy piosenek Television czy Rottweiler. Utworem, przy którym można się zatrzymać na chwilę refleksji jest June, chyba najbardziej osobisty i bolesny dla Talbota. Opowiada o bólu spowodowanym stratą. Stratą, którą doświadczył po śmierci nienarodzonej córki.

Rytmiczność, wokalizacja dźwięków broni palnej i moc riffów dają w twarz niczym wielka, różowa piłka z okładki kolejnego albumu, Ultra Mono. Można mieć wrażenie, że jest mocniej i intensywniej niż kiedykolwiek. IDLES serwuje wykład o patriotyzmie i patologii związanej z autorytarnym sprawowaniem władzy. W Grounds perkusja brzmi jak karabin maszynowego, jak wystrzały z pistoletu wymierzonego w problem klasowości, który poruszany jest w piosence. Album ma mocny początek, bo otwiera go pełny napięcia utwór War, wykorzystany w trailerze gry Battlefield 2042.

To nie jedyny przykład użycia utworów IDLES w dziełach popkultury. Never Fight a Man with a Perm, I’m Scum, Divide & Conquer pojawiły się w ścieżce dźwiękowej kultowego serialu Peaky Blinders.

Ballada The Beachland Ballroom, pierwszy singiel promujący najnowsze wydawnictwo IDLES, nakreśliła jak może wyglądać i brzmieć kolejne wcielenie zespołu. Clawler to zdecydowanie spokojniejszy i bardziej stonowany album od poprzednich. Jednak nie można odmówić mu wyjątkowej energii, w tym wypadku opartej o przepracowanie własnych refleksji i emocji. Płytę rozpoczyna MTT420 RR, opowiadający o wypadku Joe Talbota, w którym muzyk otarł się o śmierć. Temat jest kontynuowany w Car Crash.

Przy tym albumie możemy przeżyć istny rollercoaster nastrojów. Zaryzykuję stwierdzeniem, że jest to swojego rodzaju eksperyment na słuchaczach. Co więcej, jest to eksperyment udany, który pokazuje jak wielowymiarowym zespołem jest IDLES oraz uświadamia, że miano awangardy nowej fali brytyjskiego post punku nie zostało im nadane bez powodu. Ostatnim utworem albumu jest The End zakończone frazą:

In spite of it all, life is beautiful

To nawiązanie do słów samego Lwa Trockiego, który zapisał je w swoim pamiętniku, mając świadomość nieuchronnej śmierci. Joe Talbot interpretuje tę sytuacje i słowa na swój własny i trochę przekorny sposób. Świadomy własnej kruchości i nadchodzących katastrof, daje słuchaczom radę – robić to, co się kocha. W przypadku Talbota jest to oczywiście muzyka.

Nam pozostaje z ciekawością czekać na kolejne dzieła IDLES, bo, jak się przekonaliśmy, nigdy nie wiadomo, w jaką stronę może potoczyć się twórczość chłopaków z Bristolu.

Warto zwrócić uwagę na teledyski, które serwuje nam zespół. Ciężko byłoby wyznaczyć wiodącą estetykę klipów, ale jedno jest pewne – nie można odmówić im pomysłowości i świeżości oraz specyficznego poczucia humoru. Ze współpracy z Michelem Gondrym otrzymujemy surrealistyczny, komiksowy świat w Model Village, czy stworzony przez Pipe Williamson i Jamesa Coppera kreskówkowy klip do Kill them with Kindness. Poza animacjami mamy też teledysk do Colossus niczym kubrickowski hotel od Willa Hoopera, czy nastrojowy obraz do A Hymn, w którym udział wzięli rodzice członków zespołu.

Polska publiczność miała okazję bawić się na koncertach Anglików dwukrotnie. Kapela pojawiła się na Off Festiwalu w 2017 roku oraz na gdańskim Openerze w 2019 roku. Miejmy nadzieję, że będziemy mogli niedługo posłuchać nowego albumu IDLES na żywo!

Sylwia Szydełko