Jasper Fforde "Ostatni Smokobójca" (Paweł Krysiak)

Jasper Fforde "Ostatni Smokobójca" (Paweł Krysiak)

Jasper Fforde "Ostatni Smokobójca"

wyd. Sine qua non

Paweł Krysiak

 

 

ostatni smokobójcaDo koncepcji świata rodem z Harry’ego Pottera dodać szczyptę humoru á la Prachett, całość zamieszać ze zwrotami akcji z powieści Agathy Christie. Następnie dusić na smoczym ogniu w sosie z klimatu Wysp Brytyjskich – takim to zwięzłym opisem usiłuje skusić nas do przeczytania tylna okładka książki „Przepis na smokobójcę” autorstwa Jaspera Fforde’a. Takie nagromadzenie lubianych przeze mnie autorów i motywów sprawiło, że początkowo podszedłem do tej pozycji nieufnie. Obawiałem się, że jest to chwalenie się na wyrost, a w środku czeka mnie tylko i wyłącznie gorzkie rozczarowanie. Po przeczytaniu całości muszę stwierdzić, że…

 

…ale od początku. Pierwsze wrażenie jest ponoć najważniejsze. Na szczęście w tym przypadku jest ono jak najlepsze. Projekt okładki oraz ilustracje do książki są autorstwa Roberta Sienickiego – świetnego rysownika, znanego chociażby z komiksu „The Movie”. Ta komiksowość nie tylko nie przeszkadza w odbiorze książki, ale powoduje dodatkowy uśmiech zadowolenia. No właśnie, uśmiech to coś, co nie odstępowało mnie nawet na krok przez całą książkę. Fakt faktem, nie były to może salwy śmiechu, ale dobry nastrój utrzymywał się cały czas. A konsekwentnie co kilka akapitów zatrzymywałem się, aby uhonorować genialne poczucie humoru autora, jego wartki i chwilami zaskakujący sposób prowadzenia historii oraz nawiązania do różnych wydarzeń z życia codziennego. Wielu z nich zapewne nie udało mi się dostrzec, ale spróbuję znaleźć je przy kolejnym czytaniu – bo to, że z pewnością wrócę do tej pozycji, wiem już teraz. Postaci są bardzo wyraziste i w pewien sposób oddają klimat Niezjednoczonych Królestw. Magowie, Znajdy, nastoletni król, firma Bąbelki, no i Kwarkostwór. Kwarkostwór, który zasługuje na odrębną nagrodę, za bycie połączeniem welociraptora z labradorem. Pocieszny i przymilny zwierzak, zjadający na śniadanie kilka puszek z psią karmą. Razem z puszkami.

 

„Przepis na smokobójcę – księga pierwsza kronik Jennifer Strange” to kawał dobrej książki, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że w swój unikalny sposób Jasper Fforde zdobył u mnie miejsce na półce tuż obok Terry’ego Pratchetta, a to nie byle jakie wyróżnienie! Tłumaczenie Bartosza Czartoryskiego na nasz język ojczysty również zasługuje na pochwałę, chociażby za zachowanie oryginalnych imion, co niestety nie zawsze się udaje. W tej książce wszystko jest tak dopasowane, że pochłonąłem ją niemal w całości za jednym zamachem. I wcale tego nie żałuję.