Jungle
W 2006 roku dwaj nastolatkowie wybrali się na koncert The Strokes w londyńskim Shepherd’s Bush Empire. To wydarzenie zainspirowało ich do podzielenia się ze światem nagrywaną w domowym zaciszu muzyką. Uwierzyli, że i dla nich znajdzie się miejsce w branży. Dziś Josh Lloyd-Watson i Tom McFarland znani są jako Jungle, a 11 sierpnia miał premierę ich czwarty album, Volcano. To właśnie oni królują w tym tygodniu na antenie Radia Luz.
Jungle są trochę jak Gorillaz – na początku kariery ukrywali swój wizerunek przed światem, chcąc by skupił się wyłącznie na ich twórczości.
Jungle są trochę jak elektroniczne duety Daft Punk i Chemical Brothers.
Jungle są trochę jak wczesny Kasabian, jak francuski zespół Justice i jak grupy disco wyśpiewujące falsetem swe przeboje.
Przede wszystkim to jednak po prostu artyści, którzy z różnorodnych inspiracji wypracowali własny, wyjątkowy styl. Ich muzyka brzmi świeżo i nowocześnie, a zarazem wyraźnie nawiązuje do ponadczasowych gatunków takich jak soul i funk.
McFarland w wywiadzie dla British GQ powiedział, że od zawsze dążą do tego, by w ich utworach można było się zanurzyć, by całkowicie pochłaniały słuchacza. Z pewnością nie były to puste słowa – ta sztuka udała im się wielokrotnie na przestrzeni dziesięciu lat działalności. Już ich debiutancki album z 2014 roku podbił wiele serc i przyniósł im nominację do nagrody Mercury. Z perspektywy czasu Lloyd-Watson uznał go za dość naiwny, jednak utwory takie The Heat, czy Time wciąż cieszą się sporą popularnością. Busy Earnin’ pozostaje z kolei jednym z największych przebojów w dorobku Jungle.
Po wydaniu pierwszej płyty McFarland i Lloyd-Watson zniknęli na cztery lata. Tak zwana presja drugiego albumu oraz zawirowania w życiu osobistym utrudniały im proces twórczy. W tym okresie po raz pierwszy zaprosili do współpracy producenta Deana Josiah Covera (pseudonim Inflo), znanego między innymi ze współpracy z Michaelem Kiwanuką czy Little Simz. Zyskali dzięki temu nową perspektywę i tym samym udało im się zmienić ból w paliwo dla sztuki. W swojej muzyce z tamtego okresu dali ujście trudnym emocjom, czego doskonałym przykładem jest wyraźnie podszyty smutkiem utwór House in LA.
Album For Ever został przyjęty nieco chłodniej niż debiut – być może publika za bardzo przyzwyczaiła się do energicznej odsłony Jungle. Właściwie potwierdził to trzeci album, który jest wyrazem odrodzenia, pewności siebie i duchowego rozwoju. Loving in Stereo szybko okazał się strzałem w dziesiątkę. Był to pierwszy krążek wydany nakładem własnej wytwórni Caiola.
Podczas powstawania tego wydawnictwa ponownie skrzyżowały się drogi Jungle i Inflo. McFarland i Lloyd-Watson najwyraźniej są zwolennikami długotrwałych relacji w muzycznym światku – na stałe współpracują z multiinstrumentalistką i producentką, Lydią Kitto, a w ich teledyskach wielokrotnie występują ci sami tancerze. Są to na przykład Mette Linturi, Will West i Che Jones.
Loving in Stereo (swoją drogą to także tytuł pierwszej piosenki, jaką kiedykolwiek razem napisali) Jungle promowali w trasie koncertowej, która trwała ponad rok. W międzyczasie zajmowali się już pisaniem i nagrywaniem kolejnych utworów. Proces rozpoczął się w Los Angeles, a miał swój finał w ulubionym studiu artystów w londyńskim Metropolis Studios. W maju zeszłego roku McFarland i Lloyd-Watson wypuścili utwory Problemz i Good Times. Ostatecznie tylko ten pierwszy trafił na płytę Volcano. Muzycy przyznali, że w pewnym momencie Good Times zaczęło brzmieć bardziej jak wersja beta niż dopracowany utwór i tym samym przestało pasować do tracklisty. Na oficjalny pierwszy singiel wybrali natomiast Candle Flame nagrany we współpracy z Erickiem the Architectem. Mówili o nim tak:
Candle Flame reprezentuje wszystko to, co dla nas najważniejsze – kreatywność, pasję, tworzenie muzyki, która porusza serca i umysły fanów. Naszym celem było nagranie utworu, który jest osobisty, ale z którym jednocześnie słuchacze mogą się utożsamić; który w poetycki, ale i autentyczny sposób eksploruje temat tych pięknych i tych trudnych momentów w relacjach międzyludzkich.
Panowie wyznali, że Volcano jest ich najszczerszym jak dotąd wydawnictwem. Co istotne, artyści odrzucili oczekiwania, które w przeszłości sami sobie stawiali. Tym razem nie próbowali w żaden sposób ujarzmić swojej artystycznej energii i nie poddali się perfekcjonizmowi, a zamiast tego zaufali intuicji. To też radzą wszystkim aspirującym muzykom.
Na Volcano słychać wiele dobrze fanom znanych elementów, ale jest w nim także coś nowego. To album bardziej różnorodny wokalnie niż starsze dokonania Jungle – falsety Lloyda-Watsona i McFarlanda często schodzą na dalszy plan, centrum uwagi oddając na przykład gościom. Poza wspomnianym wcześniej Erickiem the Architectem, są wśród nich JNR Williams, Roots Manuva, Channel Tres, Mood Talk, Bas i 33.3. Jungle nie od dziś często nazywani są kolektywem, a najnowszy krążek świetnie pasuje do tego określenia.
Pierwszy odsłuch może nie wystarczyć, by zakochać się w nowej muzyce Jungle, warto jednak dać tym utworom drugą, a w razie konieczności i trzecią szansę. To taki zestaw, który zyskuje z każdym kolejnym odsłuchem. Odnoszę również wrażenie, że ugruntował pozycję grupy na rynku muzycznym i mam nadzieję, że dał im siłę i inspirację do dalszego tworzenia.
Więcej o Artyście Tygodnia usłyszycie na naszej antenie od poniedziałku do piątku o północy, w audycji Audiostarter (9:00-11:00) oraz o 13:00.
Marta Łobażewicz